PKP ściemnia czy faktycznie można kupić bilety taniej? Inni mają pecha, ale ja sporo zaoszczędziłem
Pusty wagon, a cena za przejazd normalna - skarży się jeden z pasażerów PKP Intercity. A przecież tak miało nie być, bo dynamiczny system sprzedaży biletów powinien reagować na mały popyt. Z moich doświadczeń wynika, że nie zawsze tak jest, ale i tak można sporo zaoszczędzić.
"Pusty wagon, bilet kupiony na godzinę przed odjazdem za maksymalną stawkę. Już po prostu przyznajcie, że są droższe bilety, a nie bajdurzenie o cenach dopasowanych do popytu" - napisał na Twitterze Dominik Różewicz.
Nie było szans na to, że pociąg miał kogoś zabrać po drodze. Była to relacja Kraków - Warszawa Gdańska bez postojów. W tym przypadku system zawiódł.
Tak nie powinno być. Od maja system dynamicznych cen sprawił, że obniżki pojawiają się tam, gdzie liczba sprzedanych biletów jest mała. Żeby wypełnić miejsce w wagonach, PKP Intercity obniża ceny na mniej zatłoczonych trasach.
Czy system działa? Według mnie tak, choć przeważnie trudno zrozumieć, dlaczego akurat ten przejazd kosztował mnie mniej, a inny tyle samo, choć na rzut oka miało się wrażenie, że jedzie mniej więcej tyle samo pasażerów.
Ostatnio jechałem z Warszawy do Łodzi. Bilet kupowałem na dworcu w biletomacie. Przejazd II klasą kosztował 35 zł, a pierwszą - 41. Jako że różnica była niewielka, szarpnąłem się i faktycznie jechałem w pustym przedziale.
Wtedy jechałem wieczorem. Teraz czeka mnie podobna podróż, ale w drugą stronę i popołudniu, a nie jednym z ostatnich pociągów. Bilet kupiony na stronie kosztował mnie 41 zł, ale za drugą klasę. Pierwsza wyceniona była na ponad 50 zł.
Gdybym chciał wrócić tak jak ostatnio, to teraz za bilet z Warszawy do Łodzi w II klasie zapłaciłbym 22 zł, a w pierwszej - 26 zł. Jak widać: obniżki działają.
Inna sprawa, że połączenie pomiędzy Łodzią a Warszawą, to woda na młyn dla tych, którzy twierdzą, że dynamicznie zmieniający się system cen to tylko przykrywa pod podwyżki. Wprawdzie spółka zadeklarowała, że wzrostu cen nie będzie, ale pasażerowie na tej trasie doskonale pamiętają, że za bilet w Intercity płaciło się mniej więcej 27 - 31 zł.
Na początku roku cena za bilet wzrosła do 41 zł i to jest jednak sporo
Potrzeba by czasu i codziennych przejazdów, aby policzyć, czy dynamiczny system cen pozwala wiele zaoszczędzić.
Z perspektywy pasażera jeżdżącego "od czasu do czasu" mam wrażenie, że oferta PKP Intercity jest jednak korzystna. Kolejny przykład z ostatnich tygodni. Z Łodzi do Katowic za dwie osoby zapłaciłem 88 zł, ale już w drugą stronę - 67 zł. Co ciekawe, przedział był tak samo wypełniony.
Być może po prostu ludzie kupowali tak, jak chciało tego PKP Intercity wprowadzając dynamiczny system cen. Przedstawiciele spółki tłumaczyli, że Polacy od dawna wybierają raczej spontaniczne podróże, a nie wcześniejsze zakupy. To problem, bo potem okazuje się, że skład nie jedzie w całości wypełniony.
Zmiana jednak odbiła się na przewoźniku. Teraz większość faktycznie kupuje bilety na ostatnią chwilę, czym PKP Intercity tłumaczy... opóźnienia pociągów. Ruch jest tak duży - i faktycznie bite są rekordy frekwencji – że podróżni długo wsiadają i wysiadają. To oznacza dłuższy pobyt na dworcu i opóźnienia.
"Na oko" z nowego systemu cen PKP Intercity jestem zadowolony
Nie prowadzę tabelki, raczej kieruję się tym, że raz płacę za dany przejazd "normal nie", a raz mniej - i to już mnie satysfakcjonuje. Owszem, można powiedzieć, że dałem się nabrać, bo być może gdyby Intercity na początku roku nie podniosło cen, to płaciłbym tyle samo, albo nawet i mniej. Jednak od podwyżek się nie ucieknie, tym bardziej teraz, kiedy ceny energii rosną. Dynamiczny system cen mimo wszystko pozwala co nieco zaoszczędzić. A to już coś.
zdjęcie główne: MirSiwy/shutterstock