REKLAMA

Polskie pociągi mogą pojechać szybciej. Rząd szykuje zmiany

Dotychczas, żeby pociąg mógł się rozpędzić do 160 km/h, w kabinie musi być dwóch maszynistów. To problematyczne, bo sterujących brakuje, więc ten wymóg nie zawsze jest spełniony. Choć infrastruktura na to pozwala, pojazdy nie jadą tak szybko, jakby mogły. Rząd chce to zmienić.

pkp
REKLAMA

Rząd chce zmienić zarówno część zasad dotyczących prowadzenia ruchu, jak i przepisy dotyczące maszynistów - pisze serwis Rynek Kolejowy, zauważając na stronie Rządowego Centrum Legislacji trzy nowe projekty.

REKLAMA

Najbardziej interesujący z perspektywy pasażera jest ten o zniesieniu konieczności obecności dwóch maszynistów w kabinie przy prędkości 140 km/h i 160 km/h bez systemu ETSC. Ministerstwo Infrastruktury zwraca uwagę, że nie ma dowodu na to, by dwuosobowa obsada gwarantowała większe bezpieczeństwo.

Od lat toczy się dyskusja, czy ten przepis jest zasadny, czy nie. Przeciwko był m.in. Urząd Transportu Kolejowego.

Zgodnie z wymaganiami prawnymi, system ETCS jest niezbędny do jazdy pociągu z prędkością powyżej 160 km/h, lub jednoosobowej obsługi trakcyjnej powyżej 130 km/h.

Dziś większą prędkość pociągów blokuje też brak pozwoleń

Na przykład linia pomiędzy Wrocławiem a Poznaniem była remontowana za 1,7 mld zł, a pociągi i tak nie mogły się rozpędzić do 160 km/h.

- Wynika to z trwającej procedury uzyskania od Prezesa Urzędu Transportu Kolejowego zezwoleń na dopuszczenie do eksploatacji dla podsystemów strukturalnych "Infrastruktura", "Energia" i "Sterowanie - urządzenia przytorowe". Uzyskanie ww. pozwoleń umożliwi jazdę z prędkością 160 km/h na ww. odcinkach - tłumaczył Andrzej Bittel, wiceminister infrastruktury.

Szybsze pociągi oznaczałaby mniejsze opóźnienia. Z tym jest niestety coraz większy problem. Jak pisała niedawno "Rzeczpospolita", w czerwcu punktualnych było tylko 61,4 proc. pociągów PKP Intercity, w porównaniu z 73,4 proc. w kwietniu.

REKLAMA

Przewoźnik tłumaczył, że niejako stał się ofiarą własnej popularności. Pasażerowie kupowali bilety na ostatnią chwilę – co oznaczało, że trzeba było np. podstawiać dodatkowe wagony przed samym odjazdem – albo ich zwiększona liczba sprawiała, że wchodzenie i wychodzenie zajmowało więcej czasu niż zwykle.

Wiadomo, że większa prędkość na niektórych odcinkach pozwalałaby nadrobić straty. Nie wiadomo jednak, czy do zmiany dojdzie. Dyskusja trwa od lat, a efektów jak nie było, tak nie ma ich do teraz.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA