Rosja ma pomysł na własną stację kosmiczną. Astronauci będą wpadać do niej, jak turyści do schroniska
No dobrze, usłyszeliśmy już, że Rosjanie oficjalnie po 2024 roku rezygnują z dalszego korzystania z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Jak na razie nie wiadomo co to tak naprawdę znaczy i kiedy ostatni rosyjski astronauta opuści ISS. Jednocześnie, Rosjanie przekonują, że zabierają się za budowę własnej stacji kosmicznej. Czym zatem ma być ROSS?
Tak naprawdę Rosja nie może mówić nic innego. Jakby nie patrzeć, po odejściu z programu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej na orbicie pozostaną Amerykanie i Chińczycy w swoich stacjach. Jeżeli zatem Rosja chce dalej łudzić się, że cokolwiek jeszcze znaczy na orbicie, to musi przekonywać, że także i ona planuje budowę własnej, rosyjskiej stacji kosmicznej.
To dość osobliwe twierdzenie, zważając na to, że już teraz na skutek zachodnich sankcji, kraj ten zmaga się z poważnym deficytem chipów i jakoś na całym świecie nie ma chętnych, aby te braki wypełnić. Owszem, Rosjanie przez kilka tygodni próbowali produkować własne laptopy, ale chiński dostawca już z tego zrezygnował. Ta sama sytuacja dotyczy chociażby znikającego z Rosji lotnictwa. Nie ma komponentów niezbędnych do serwisowania ukradzionych przez reżim Putina samolotów, przez co flota z dnia na dzień staje się bardziej uziemiona.
Tymczasem rosyjski kosmos...
Kiedy w takiej sytuacji ktoś mówi o tym, że Rosja teraz samodzielnie będzie budowała własną stację kosmiczną, to albo jest całkowicie odklejony od rzeczywistości, albo robi zasłonę dymną dla beznadziejnej sytuacji swojego kraju.
Szef rosyjskiego koncernu Energia podzielił się ostatnio w wywiadzie wizją planowanej rosyjskiej stacji kosmicznej ROSS. Jedno jednak trzeba temu projektowi przyznać - jego twórcy chcieli zachować choć niewielkie pozory realizmu, dzięki czemu opowiedzieli o swojej przyszłej stacji tak, że wydaje się ona mniej atrakcyjna od sędziwej już Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.
W przeciwieństwie do ISS oraz chińskiej Tiangong stacja ROSS ma być zamieszkana przez kosmonautów tylko od czasu do czasu, „kiedy pojawi się potrzeba wykonania eksperymentów na orbicie”. Kiedy już kosmonauci na stację polecą, będą spędzali tam maksymalnie dwa miesiące, zamiast typowych dla ISS i Tiangong sześciu miesięcy. Wstępne plany przewidują dwie dwumiesięczne misje kosmiczne na ROSSie rocznie. Oznacza to, że przez pozostałe osiem miesięcy stacja będzie pozostawała pusta.
To kiedy ta stacja?
Wstępne plany przewidują, że pierwszy moduł mieszkalny wraz z modułem zapewniającym stacji napęd i energię dotrą na orbitę w 2030 roku. Następnie dołączy do nich moduł, do którego będą mogły cumować statki towarowe oraz załogowe przypominający moduł Nauka, który w ubiegłym roku po 20 latach w końcu trafił na orbitę, dołączył do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej i… zaczął kręcić nią bączki.
Do 2030 roku pozostało osiem lat. Choć obiektywnie to dużo czasu, to jeżeli należy zaprojektować, przetestować, zbudować (w sytuacji braku jakichkolwiek komponentów) i wysłać stację na orbitę, to jest to harmonogram bardzo optymistyczny, jeżeli nie nierealistyczny. Równie ważnym aspektem jest aspekt finansowy. Wojna na Ukrainie sprawiła, że Rosja podąża galopem ku całkowitej niewypłacalności. W takiej sytuacji budowa własnej niezwykle kosztownej i co więcej - średnio przydatnej - stacji kosmicznej nie wydaje się zadaniem priorytetowym.
Szefowie Energii czy Roskosmosu mogą zatem opowiadać swoje bajki w reżimowej telewizji, ale powstania ROSSa w najbliższej dekadzie bym się nie spodziewał. Może wszak być tak, że nie tylko Rosja nie zbuduje stacji kosmicznej, ale i Rosji jako kraju za 10 lat już nie będzie, po tym jak się rozpadnie na mniejsze kraje wskutek błyskotliwych pomysłów Putina.