Płoną polskie lasy. Mamy dwa razy więcej pożarów niż rok temu, a dopiero czerwiec
Niechlubnym rekordzistą pod tym względem jest województwo mazowieckie. Niestety wielu tragedii dałoby się zapewne uniknąć, gdyby nie głupota człowieka. Okazuje się, że to właśnie umyślne podpalenia czy zaprószenia ognia są przyczyną nieszczęścia.
W tym roku w Polsce doszło już do dwukrotnie większej liczby pożarów lasów niż w analogicznym okresie roku ubiegłego. Tylko w ostatnich dniach straż pożarna w całym kraju wyjeżdżała więcej niż 200 razy dziennie do pożarów, a zdarzało się, że nawet po 500. Niestety nie brakuje ofiar śmiertelnych czy rannych.
W tym roku już ponad tysiąc interwencji mają na koncie strażacy z województwa mazowieckiego. Właśnie ten region "przoduje" pod względem liczby pożarów. Jak wyjaśnia brygadier Karol Kierzkowski, rzecznik prasowy Komendanta Głównego Państwowej Straży Pożarnej cytowany przez Radio Dla Ciebie, za większość z nich odpowiada człowiek.
Nie, żebyśmy byli zdziwieni. Wystarczy przypomnieć o spłonięciach wiekowych drzew, które podpalane są niemal co roku. To również efekt i głupota ludzi.
Czy to celowe podpalenia, czy wypadek przy pracy – to już jest mniej istotne. W takich warunkach - długotrwała susza i wysokie temperatury - igranie z ogniem to proszenie się o kłopot. Od kilku dni ryzyko pożarów oceniane jest jako ekstremalne. W części powiatów rozsyłane są alerty RCB.
Istnieje duże ryzyko, że obrazki jak z maja, kiedy spłonęło prawie sto hektarów polskiego lasu, staną się czymś normalnym. W ubiegłym roku obserwowaliśmy ogień trawiący Turcję czy Włochy, tymczasem dziś sami jesteśmy poważnie zagrożeni.
Strażacy czekają na burze
Dziś nad całym krajem spodziewane są opady deszczu i burze. Niektórzy liczą, że takie załamanie pogody będzie błogosławieństwem dla ziemi, która czeka na wodę. Sęk w tym, że fronty bywają nieprzewidywalne i mimo prognoz w danym rejonie nie spadnie ani kropla.
Tak było niedawno w okolicach Radomia, na co skarżyli się w Radomiu.
Problem w tym, że nasza nowa rzeczywistość to właśnie krótkie, acz intensywne opady deszczu, które niewiele zmieniają. Wody jest po prostu za dużo, nie zostaje wchłonięta, za to tworzą się powodzie, a miasta są zalewane.
- Niestety, w związku z postępującą zmianą klimatu już obserwujemy i możemy spodziewać się dalszych niekorzystnych zmian w rytmie i miejscach występowania opadów. Najprościej mówiąc, sumy opadów będą spadać w rejonach, które już teraz cierpią z powodu deficytu deszczu, a rosnąć tam, gdzie i tak są one duże. Projekcje klimatu wskazują również, że coraz częściej będziemy mieli do czynienia z krótkimi, bardzo intensywnymi opadami, pomiędzy którymi występować będą przedłużone okresy bezdeszczowe. Z pewnością nie będzie to ułatwiać zaopatrzenia ludzi i upraw w wodę oraz radzenia sobie odprowadzaniem wody opadowej - komentowała organizacji WWF Aleksandra Kardaś, fizyk atmosfery.