NASA przyznaje: w 2024 roku nikt jednak na Księżyc nie poleci. A przynajmniej żaden Amerykanin
Po długich miesiącach upierania się, że wszystko idzie zgodnie z planem, NASA przyznaje - amerykańscy astronauci nie staną na Księżycu w 2024 roku. Pozostaje jedynie pytanie, czy czasem inni astronauci nie wyrobią się w tym terminie.
Tak naprawdę informacja przekazana przez administratora NASA Billa Nelsona nie powinna być dla nikogo zaskoczeniem. NASA ewidentnie ma problem z komunikacją między poszczególnymi działami. Wszak 10 sierpnia 2021 r. NASA przyznała, że po dziesięciu latach prac i wydaniu 420 mln dol. wciąż nie ma ani jednego skafandra kosmicznego, w którym astronauci mogliby wyjść na powierzchnię Księżyca. Co więcej, przekazane wtedy informacje wskazywały, że do zakończenia prac potrzeba jeszcze nakładu rzędu 625 mln dol (co podnosi koszt do okrągłego miliarda dol.). Nawet wtedy najwcześniejszą datą dostawy skafandra jest kwiecień 2025 r.
Już w tym momencie już było wiadomo, że żaden astronauta nie poleci na Księżyc przed kwietniem 2025 r. chyba że w dresach. Mimo to, jak gdyby nigdy nic, przez kolejne miesiące NASA upierała się, że jest zdeterminowana dotrzymać terminu i wylądować na Księżycu w 2024 roku.
Swoją drogą powstaje pytanie, czy skoro skafandry zostaną dostarczone w kwietniu 2025 r. to warto od razu nieprzetestowane urządzenia podtrzymujące życie astronautów wysyłać na pierwszą misję księżycową, czy może wypadałoby je sprawdzić gruntownie, chociażby podczas spacerów kosmicznych na orbicie.
Żeby jednak całej winy nie skupiać na własnej agencji, Bill Nelson wytknął jako powód opóźnienia pozwy składane przez Blue Origin, firmę Jeffa Bezosa, która nie została wybrana jako wykonawca lądownika księżycowego. To dość nietypowe i niepoważne, aby winą za własne opóźnienia obwiniać kogoś, kto, korzystając z przepisów prawa składa odwołanie od niekorzystnej dla niego decyzji przetargowej. Agencja mogła przewidzieć takie działanie już wtedy kiedy postanowiła wszystkie środki przeznaczyć dla jednego wykonawcy (SpaceX) mimo tego, że 9 miesięcy wcześniej deklarowała wybór dwóch projektów.
Zanim dojdzie do tego historycznego lotu
Warto tutaj przypomnieć, że zanim faktycznie dojdzie do misji Artemis 3 (takie oznaczenie nosi pierwsza misja załogowa na powierzchnię Księżyca w ramach programu Artemis) NASA ma jeszcze bardzo dużo do zrobienia.
Zbudowana i złożona dopiero co rakieta SLS musi najpierw w ramach zaplanowanej na luty 2022 roku misji Artemis 1 wykonać swój pierwszy lot, w którym statek Orion będzie musiał dolecieć do Księżyca, okrążyć go i wrócić w całości na powierzchnię Ziemi. Jeżeli ta misja zakończy się sukcesem, w maju 2024 roku w taką samą podróż polecą astronauci w ramach misji Artemis 2. Będą musieli okrążyć Księżyc i wrócić na Ziemię. Załóżmy, że i ta misja przebiegnie bez żadnych problemów. Czy już jesteśmy gotowi do startu misji Artemis 3?
Ależ skąd! Zanim astronauci polecą na powierzchnię Księżyca, SpaceX musi przetestować swoją rakietę Starship, następnie przetestować tankowanie Starshipów na orbicie, następnie stworzyć Starshipa, który będzie służył za lądownik księżycowy, którego zadaniem będzie wożenie astronautów z orbity okołoksiężycowej na powierzchnię Księżyca i z powrotem, a następnie dostarczyć go w okolice Księżyca. Uff. Gdy już lądownik stworzony przez SpaceX znajdzie się przy Księżycu, będzie musiał co najmniej raz bezzałogowo bezpiecznie wylądować na Księżycu i wrócić na orbitę. Dopiero wtedy astronauci z misji Artemis 3 będą mogli wystartować z Ziemi, dolecieć do lądownika, przejść z jednego statku na drugi, a następnie opuścić się na powierzchnię Księżyca.
Powyższe dwa akapity wskazują jak wiele jeszcze jest do zrobienia, zanim Amerykanie będą w stanie faktycznie po raz pierwszy w XXI wieku postawić nogę na powierzchni Księżyca. To wszystko jeszcze okraszone jest dodatkowym ograniczeniem, jakim jest zapewnienie odpowiednich środków przez Kongres USA. Mamy właśnie koniec 2021 r. Zostaje zatem 2022, 2023 i 2024 rok na wykonanie wszystkich powyższych misji. Mam niejasne wrażenie, że jest to zadanie nie do zrealizowania. Oczywiście mam nadzieję, że się mylę i za cztery lata będzie mi głupio, gdy będę oglądał zdjęcia z lądowania na Księżycu.
Tymczasem konkurencja nie śpi
Bill Nelson jednocześnie przyznał, że chiński program kosmiczny rozwija się znacznie szybciej niż ktokolwiek się tego spodziewał. Tym samym przyznał, że istnieje ryzyko, że zanim Amerykanie powrócą na Księżyc, staną na nim astronauci… wróć, taikonauci z Chin. Warto tutaj zauważyć, że Chińczycy nie informują tak szczegółowo jak Amerykanie o swoich planach, dlatego jak na razie nie wiadomo na kiedy faktycznie planują załogowe lądowanie na Księżycu, bo to, że planują jest akurat oczywiste.
Z jednej strony dla Stanów Zjednoczonych Chiny stanowią zagrożenie, z drugiej strony mobilizują je do działania. Najwięcej na tej rywalizacji zyskują obserwatorzy zewnętrzni. Bez konkurencji NASA nie musiałaby się nigdzie spieszyć i mogłaby opóźniać program Artemis w nieskończoność. Konkurencja i ryzyko utraty miana największej potęgi w kosmosie z pewnością działają jak napój energetyczny na Amerykanów. Dzięki temu my możemy obserwować dwa niezależne programy kosmiczne, które zaowocują dwoma różnymi programami załogowych lądowań na Księżycu. I bardzo dobrze. Kto wygra ten wyścig? To już jest mniej istotne.