REKLAMA

Jeśli nie słyszysz różnicy w Apple Music Lossless coś jest nie tak z tobą lub twoim sprzętem

Spróbowałeś Apple Music Lossless i nadal nie wiesz, o co to wielkie halo? Są trzy możliwe powody, przez które nie słyszysz różnicy.

Apple Music Lossless. Jak usłyszeć różnicę w brzmieniu? - poradnik
REKLAMA

Apple zaskoczył wszystkich, wprowadzając do swojej muzycznej usługi streamingowej bezstratną jakość dźwięku kompletnie za darmo. Nie trzeba wydawać ani jednej dodatkowej złotówki, by cieszyć się muzyką w formatach lossless o jakości płyty CD, a nawet hi-res lossless czy Apple Digital Masters, o jeszcze wyższej jakości dźwięku.

REKLAMA

Więcej na temat technikaliów bezstratnej kompresji audio w Apple Music przeczytacie w tych tekstach:

Przeważająca liczba komentujących, zarówno na Spider’s Web, jak i w serwisach społecznościowych, uparcie twierdzi, że posunięcie Apple’a jest kompletnie bez sensu, bo bezstratnej jakości audio nie da się usłyszeć na słuchawkach bezprzewodowych, a poza tym większość ludzi i tak nie usłyszy różnicę.

Jeśli też tak uważasz, jesteś w błędzie. I są trzy powody, które cię w ten błąd wprowadzają.

Powód nr 1 - Masz nieodpowiedni sprzęt.

Celowo używam słowa „nieodpowiedni”, a nie „za słaby” lub „za tani”, bo możliwość odsłuchu dźwięku w jakości bezstratnej – także przez Bluetooth! – ma niewiele wspólnego z ceną.

Powiedzmy też sobie jasno, że mają rację wszyscy, którzy mówią, że Bluetooth nie jest w stanie transmitować muzyki w jakości CD (ok. 1411 kbps). To prawda, nie jest – maksymalna przepustowość dla dźwięku, jaką jest w stanie zaoferować standard BT, to ok. 1 Mb/s. Najwyższej klasy kodek, jakim dysponujemy – opracowany przez Sony LDAC – oferuje transmisję na poziomie 990 kb/s i dopiero aptX Lossless, który Qualcomm zapowiedział na przyszły rok, będzie w stanie utrzymać stabilną transmisję na poziomie ok. 1 Mb/s w kompatybilnych sprzętach.

OnePlus Buds Pro class="wp-image-1831603"
OnePlus Buds Pro

To ograniczenie nie znaczy jednak, że przez Bluetooth nie da się usłyszeć różnicy. W końcu 990 kb/s to ponad trzykrotnie więcej niż „bardzo wysoka” jakość np. w Spotify, która wynosi 320 kb/s i blisko czterokrotnie więcej niż najwyższa jakość w Apple Music sprzed wprowadzenia jakości lossless, czyli ok. 256 kb/s.

Żeby jednak usłyszeć pełną różnicę między formatem stratnym i bezstratnym, potrzebny jest odpowiedni sprzęt. Jeśli twoje słuchawki obsługują maksymalnie kodek aptX, czy nawet aptX HD, różnica w jakości między obydwoma formatami będzie znikoma. Owszem, będzie się dało słyszeć drobiazgi, takie jak np. podbicie basu w Apple Music Lossless czy nieco bardziej wyraźną separację ścieżek, ale nie będzie się dało usłyszeć wszystkich detali, jakie „odblokowuje” bezstratna kompresja.

Sony WF-1000XM4 class="wp-image-1741449"
Sony WF-1000XM4

Celowo napisałem, że nie ma to nic wspólnego z ceną. Najwyższą transmisję dźwięku przez Bluetooth może zapewnić bowiem kombinacja bardzo tanich słuchawek (jak realme Buds Wireless 2 na przykład) z dość tanim smartfonem (np. OnePlus Nord 2), bo obydwa sprzęty obsługują kodek LDAC. Ba, wystarczy nieco podnieść budżet na słuchawki, by kupić naprawdę fantastycznie grający sprzęt, jak choćby słuchawki Soundcore Liberty Air 2 Pro, które działają z kodekiem LDAC i deklasują brzmieniowo dwukrotnie droższe urządzenia.

Najwyższej jakości audio nie da się jednak usłyszeć na… iPhonie. Obojętnie jakim. Nawet kupując iPhone’a 13 Pro Max z pamięcią 1 TB za ponad 8000 zł, a do tego najlepsze słuchawki Bluetooth na rynku, nie usłyszymy pełnej jakości Apple Music Lossless. Wynika to z faktu, iż Apple nadal uparcie tkwi przy archaicznym formacie AAC, który nie jest w stanie przetworzyć jakości wyższej niż ok. 288 kbps przy częstotliwości próbkowania 48 kHz.

Ba, Apple Music Lossless nie jest standardem kompatybilnym z którymikolwiek słuchawkami Apple AirPods! Choć osobiście mam podejrzenie, że w przypadku Apple AirPods Max dochodzi do jakiegoś upscalingu z poziomu słuchawek, bo akurat ten model gra nadspodziewanie dobrze.

 class="wp-image-1697211"
Apple AirPods Max

Pozostaje jednak faktem, że kombinacja telefonu i słuchawek za 2000 zł może zabrzmieć lepiej od kombinacji telefonu i słuchawek za 10000 zł, a Apple Music Lossless (czy Tidal HiFi) brzmi lepiej na smartfonach z Androidem. Jeśli więc chcesz się cieszyć bezstratnie skompresowanym dźwiękiem (nawet ograniczonym przez transmisję Bluetooth), powinieneś wybrać telefon i słuchawki obsługujące kodek LDAC, względnie LHDC, oferujący podobne możliwości. Sprawdź Apple Music Lossless na takim sprzęcie i dopiero wtedy oceń, czy faktycznie nie słyszysz różnicy.

Powód nr 2 - Nie wiesz, na co zwracać uwagę.

Ze słuchaniem jest jak z każdą inną dziedziną życia – trening czyni mistrza. Nie bez powodu zawodowi muzycy spędzają setki godzin na ćwiczeniach słuchu, by momentalnie rozpoznawać interwały i być w stanie odtworzyć ze słuchu raz usłyszany utwór. Nie trzeba jednak zagłębiać się w muzyczne niuanse aż tak, by nauczyć się słyszeć na nowo.

Jeśli myślisz właśnie „co za bzdury!”, pomyśl choćby o… no nie wiem, odróżnianiu kolorów. Ja wiem, że mężczyźni rozróżniają ich ograniczoną liczbę, ale jednak nawet największy ślepiec potrafi odróżnić błękit od granatowego, choć technicznie rzecz biorąc obydwa kolory można nazwać „niebieskim”. Kolory różnią się odcieniem i natężeniem, i im więcej czasu spędzamy poznając nowe barwy, tym lepiej idzie nam ich rozróżnianie. Albo inny przykład – wino. Dla przeciętnego człowieka wino smakuje jak… wino. Sok ze sfermentowanych owoców. Umiemy odróżnić wino wytrawne od półsłodkiego, ale to tyle. A jednak z jakiegoś powodu zawodowy sommelier potrafi szczegółowo opisać jego bukiet smakowy, konsystencję i aromat. To nie kwestia wrodzonego talentu, a wprawy i tysięcy posmakowanych kieliszków. Przykłady można ciągnąć i ciągnąć, przywołując choćby kiperów whisky lub kawy, a nawet zagorzałych miłośników motoryzacji, którzy potrafią „po jednej nutce” odróżnić silnik trzycylindrowy od rzędowej ósemki. Wszystkie te przykłady łączy tylko jedno – praktyka i wiedza oceniającego.

 class="wp-image-1476338"

Dokładnie tak samo jest z dźwiękiem. Słuchać muzyki i słyszeć muzykę to zupełnie co innego. Można słuchać piosenek całe życie i nie zwracać uwagi na to, jakie warstwy melodyjne się na nie składają, albo jakie jest instrumentarium danej aranżacji. Nie potrzeba jednak specjalistycznej wiedzy, by się tego nauczyć, lecz bardziej świadomego słuchania. Słuchania muzyki dla słuchania muzyki, a nie tylko dla zapewnienia sobie tła do codziennej monotonii.

Jak się jednak tego nauczyć? Wszystkim, którzy mnie o to pytają, zawsze proponuję zacząć od utworów, które znamy „na wylot”. Takich, które potrafimy przywołać w myślach o każdej porze dnia i nocy. Bierzemy te utwory i słuchamy w Spotify i Apple Music Lossless (oczywiście na odpowiednim sprzęcie). Jestem więcej niż pewien, że pojawi się co najmniej jeden moment, w którym utwór skompresowany bezstratnie czymś zaskoczy – choćby większą ilością basu, albo jakąś warstwą, której nigdy dotąd nie słyszeliśmy.

 class="wp-image-1832335"

Świetnym przykładem albumu, który bardzo dużo zyskuje na bezstratnej kompresji, jest kultowe Californication zespołu Red Hot Chili Peppers (to samo dotyczy też np. Stadium Arcadium). Kompresja bezstratna odsłania niesłyszalne wcześniej nuty basu i sprawia, że efekty gitarowe brzmią szerzej i pełniej. Albo np. wstęp do piosenki Snow na Spotify brzmi jak nagrany w studio, a na Apple Music Lossless jak zagrany w wielkiej hali (za sprawą znacznie wyraźniejszego pogłosu). Tego typu niuanse można znaleźć w większości dobrze nagranych utworów, trzeba tylko wiedzieć, gdzie ich szukać.

Po kilku przesłuchanych w skupieniu utworach i nabraniu delikatnej wprawy, o wiele łatwiej będzie doceniać te „smaczki”, które dodaje format lossless.

Powód nr 3 - Jesteś po prostu głuchy.

Dla jasności, nie mówię o ludziach faktycznie głuchych czy silnie niedosłyszących. Pytanie np. Piotrka Grabca, czy słyszy różnicę między Spotify i Apple Music Lossless, ma tyle samo sensu, co pytanie daltonisty o pomoc w wyborze koloru sukienki. Dla nich to bez różnicy.

Mówię jednak o ogromnej części naszej populacji, z której – zależnie od przytaczanej statystyki – 25-30 proc. ma problemy ze słuchem i zwykle nawet nie zdaje sobie z tego sprawę. Słuch z wiekiem ulega podobnej degradacji co wzrok, gdyż komórki rzęsate zawarte w ślimaku, które są odpowiedzialne za przetwarzanie impulsów mechanicznych na elektryczne, nie ulegają regeneracji. Jeśli więc dojdzie do ich uszkodzenia, tracimy je na dobre.

 class="wp-image-1860133"

Słuch tracimy z wielu powodów, ale dwa najważniejsze to wiek i… hałas. Stopniowa degradacja słuchu zaczyna następować zwykle w trzeciej dekadzie życia, a badania mówią, że w grupie wiekowej 60+ aż 80 proc. populacji wykazuje upośledzenie słuchu. Degradacja narządów słuchowych wystąpi jednak tym szybciej, im bardziej będziemy bombardować narządy głośnymi dźwiękami.

Jeśli od małego słuchaliśmy muzyki „rozkręconej na pełen regulator” przez kilka godzin dziennie, często chodziliśmy na koncerty bez osłony słuchu czy pracujemy w głośnych warunkach, to trudno oczekiwać, że słuch na tym nie ucierpiał. Współczesna cywilizacja zresztą temu nie sprzyja. Badania wykazują, że hałas o natężeniu powyżej 85 dB powoduje uszkodzenie słuchu, a regularna ekspozycja na taki hałas może powodować zaburzenia neurologiczne i szereg chorób. I co w tej sytuacji mamy zrobić, skoro hałas na tym poziomie generuje nawet… klakson samochodu, szum ruchliwej ulicy czy tumult przejeżdżającego pociągu? I choć dopiero hałas powyżej 130 dB powoduje szybki i trwały uszczerbek na zdrowiu, tak ciągłe wystawienie na hałas powyżej 85 dB również nie pozostaje dla naszego zdrowia obojętne, tyle że skutki uboczne pojawiają się stopniowo.

 class="wp-image-1741476"
Sony WF-1000XM4

We wczesnej fazie utrata słuchu charakteryzuje się tym, że przestajemy słyszeć pewne częstotliwości. Kondycję naszego słuchu najlepiej jest oczywiście sprawdzić w gabinecie audiologa, ale od pewnego czasu można ją też sprawdzić w warunkach domowych, jeśli tylko mamy odpowiednie słuchawki. Coraz więcej producentów (niezależnie od półki cenowej) wprowadza do swoich słuchawek opcję „personalizacji dźwięku”.

W każdym przypadku polega ona z grubsza na tym samym – ukryte w słuchawkach mikrofony analizują kształt naszego kanału słuchowego, zaś aplikacja przeprowadza na nas test: odtwarza szereg dźwięków o różnych częstotliwościach, a użytkownik musi dotknąć ekranu, gdy słyszy dźwięk. Jeśli go nie słyszy, to znaczy, że jego słuch uległ degradacji w zadanym zakresie częstotliwości i wtedy słuchawki podbijają moc dźwięków na danej częstotliwości, by kompensować niedostatki słuchowe użytkownika.

 class="wp-image-1741479"
Sony WF-1000XM4 - personalizacja dźwięku.

To bardzo prosty, ale też bardzo dobry sprawdzian tego, czy z naszym słuchem wszystko jest w porządku. Jeśli aplikacja odtworzy np. dziesięć dźwięków, a ty słyszysz tylko połowę z nich, to a) nic dziwnego, że nie słyszysz różnicy między formatami audio b) czas odwiedzić lekarza specjalistę.

Apple Music Lossless robi dla muzyki to, co rozdzielczość 4K zrobiła dla wideo.

Bardzo dobrze pamiętam moment, gdy na rynku pojawiły się pierwsze telewizory 4K. Ileż było wtedy głosów, że to niepotrzebne, bo i tak nie widać różnicy! Dziś jednak nikt nie powie, że różnicy nie ma, zwłaszcza gdy obejrzy obok siebie materiał w jakości FullHD czy HD oraz 4K. Nie da się nie zauważyć różnicy.

REKLAMA

Przenosząc to do świata dźwięku… większość z nas słucha muzyki w jakości, którą można by przyrównać do 480p. No, może do HD. Apple Music Lossless jest tym dla świata muzyki, czym rozdzielczość 4K dla świata wideo. I tak jak YouTube upowszechnił 4K, umożliwiając oglądanie treści w tej jakości każdemu użytkownikowi na świecie, tak samo Apple Music Lossless upowszechni bezstratne formaty audio. Nie po to, by dawać upust jakiemuś audiofilskiemu voodoo, ale po to, by postęp w jakości dźwięku w końcu mógł dorównać postępowi w jakości obrazu.

Za kilka lat, gdy swoje wersje HiFi pokażą też inni dostawcy muzyki (Spotify ma to zrobić jeszcze w tym roku), wszyscy będą się zastanawiać, jak kiedyś mogliśmy słuchać dźwięków tak niskiej jakości. I tak jak dziś ledwo da się patrzeć na jakość 480p (zwłaszcza na ekranach wysokiej jakości), tak przyjdzie czas, w którym najpowszechniejsza dziś jakość mp3 będzie kompletnie nieakceptowalna. I jeśli nadal uparcie twierdzisz, że różnicy nie ma – zmądrzejesz z czasem.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA