FairBnB rusza do rywalizacji z AirBnB. Wakacje już nie będą takie same
Zapewne słyszeliście o tarapatach w jakie wpadło w ostatnim czasie AirBnB? Platforma ma na pieńku z włodarzami miast, mieszkańcami, hotelarzami, krytykują ją też niektórzy analitycy i ekonomiści. I w tym momencie do gry próbuje wejść jej bliźniaczy odpowiednik FairBnB. Jego twórcy na plecach słynnego pierwowzoru mogliby wdrapać się od razu na biznesowy Olimp.
Skopiować model biznesowy jednego z najwyżej wycenianych startupów świata, tylko lepiej – to brzmi jak średnio realistyczne marzenia początkującego przedsiębiorcy. Wyobraźcie sobie – to trochę tak, jakby ktoś wpadł na pomysł stworzenia drugiego Ubera, ale takiego, który będzie z otwartymi rękoma witany przez taksówkarzy, nie będzie miał problemów z kierowcami i płaceniem podatków.
Brzmi jak utopia? W wypadku AirBnB ma jednak szanse powodzenia. Zacznijmy jednak od przypomnienia, w co właściwie ta popularna platforma od krótkoterminowego wynajmu mieszkań się wpakowała.
Problemy AirBnB.
Chwilę wcześniej światowe media obiegł sensacyjny news – AirBnB grozi 12,5 mln euro kary za tolerowanie u siebie nielegalnych ogłoszeń. W Paryżu można bowiem wynajmować mieszkania turystom tylko do 120 dni w roku, co przez część przedsiębiorców nie było w żaden sposób przestrzegane.
Paryż stoi jednak tylko na czele większej krucjaty, do której zapisało się aż 15 europejskich miast. To bardzo niewygodna dla AirBnB koalicja, bo (nie do wiary) znalazły się do niej najbardziej atrakcyjne turystycznie i biznesowo cele jak Barcelona, Madryt, Wiedeń, Bruksela, a z Polski – Kraków i Sopot. Jeżeli dodamy do tego jeszcze pełne niezadowolenia pomrukiwania płynące z Nowego Jorku, mamy już pełen obraz sytuacji.
Wszyscy narzekają dziś z grubsza na ten sam problem. Na wynajmie zarabia platforma i wynajmujący, a koszty ponosi miasto i jego mieszkańcy. W jaki sposób? Firmy skupują lokale w centrach miast i wynajmują je turystom. Ze względu na zainteresowanie ceny nieruchomości (i samego wynajmu) idą więc w górę, a centrum stopniowo się wyludnia. W miejsce stałych mieszkańców w kamienicach pojawiają się weekendowi turyści. A to nie podoba się lokalsom, którzy w windzie widzą codziennie inne twarze.
Start FairBnB.
Dwa miesiące po paryskim kryzysie – w kwietniu 2019 r. – do gry włączy się tymczasem platforma FairBnB. Rzecz zdawałoby się przegrana już na starcie – konkurent ma zasoby i markę, bo to przecież on stworzył rynek na takie usługi. Ale nie do końca tak jest.
Platforma została założona przez grupę aktywistów, analityków i projektantów. Jej idea jest prosta – oddajmy połowę dochodów z działalności lokalnym władzom i nakażmy gościom rejestrowanie się w urzędach. Miejsce wybrane na pilotaż wydaje się nieprzypadkowe, wśród miast mamy Amsterdam, Walencję, Barcelonę, Bolonię i Wenecję. Same turystyczne perełki.
Co miasta zrobią z tymi pieniędzmi? Zyski mają trafić do lokalnych społeczności w postaci nowych terenów zielonych, placów zabaw itd. O przeznaczeniu dodatkowych środków wspólnoty decydować będą w formie głosowania.
Idea startupu wychodzi więc poza sprawy związane stricte z samym noclegiem. Jej twórcy zdają się zauważać, że masowa turystyka jest dzisiaj pociągająca przede wszystkim dla regionów, które nigdy jej nie zaznały Reszta, choć często uzależniona od dolarów i euro (a coraz częściej i jenów) przywożonych przez turystów, zaczyna mieć zwyczajnie dość. I zaczyna kombinować, jak nie stracić dochodów, a jednocześnie pozbyć się natłoku gości. A nowa platforma w tym czasie kusi:
AirBnB nie reaguje.
Co robi w tym czasie AirBnB? Platforma wydaje się być głucha na skargi samorządowców i mieszkańców. Niby trochę się kaja, bo po ultimatum ze strony Komisji Europejskiej zmieniła regulamin, ale tak naprawdę reszta zostaje po staremu. Podczas niedawnej ogólnoeuropejskiej kampanii reklamowej (na nośnikach DOOH), startup poszedł w promowanie swojego utartego wizerunku. Czyli: drogi lokatorze, wynajmij na chwilę swoje mieszkanie, a sfinansujesz sobie za to podróż dookoła świata.
Tyle że ta idealistyczna wizja od dawna jest już jedną wielką ściemą. AirBnB stała się przede wszystkim maszynką do zarabiania pieniędzy przez duże firmy. Te skupują dobrze położone mieszkania i wystawiają je na platformie. To bez wątpienia świetny biznes, mocno jednak odbiega od wizerunku, który chce podtrzymywać AirBnB.
Gdy Instytut Badań Strukturalnych przyjrzał się działalności AirBnB Warszawie, okazało się, że 1/4 ofert pochodzi od 1 proc. właścicieli. Podobna sytuacja jest w Londynie, Barcelonie czy Moskwie. W Berlinie trwa natomiast gorącą dyskusja, czy takich seryjnych skupujących nieruchomości nie należałoby rozkułaczać. Bo przez nich ceny mieszkań i czynszów poszybowały do absurdalnych poziomów i berlińczycy z dziada pradziada będą musieli się za chwilę ze stolicy Niemiec wynosić.
W tym samym czasie AirBnB zaczyna też dywersyfikować swoją działalność. Za pomocą rąk byłego CEO Lufthansy Freda Reida chce uruchomić platformę do transportu klientów. Wcześniej kupił też Gaest – platformę do organizacji spotkań biznesowych i firmowych imprez. Plany są więc śmiałe, coraz bardziej odchodzą jednak od dotychczasowego core businessu.
Przyszłość najmu na weekendy.
Jasne – w obecnej formie FairBnB nie ma szans na zdeklasowanie AirBnB. Jego twórcy stawiają przede wszystkim na społeczny aspekt projektu. Dość powiedzieć, że pieniądze na rozruch będą pochodzić m.in. z planowanego na kwiecień crowdfundingu (notabene pozyskanie pieniędzy nie powinno być problemem – projekt jeszcze nie wystartował, a już pisał o nim m.in. angielski Business Insider i The Guardian). Warto jednak zwrócić uwagę na to, że nowa platforma wchodzi w miejsca w pewnym sensie strategiczne dla swojego konkurenta.
Załóżmy, że za chwilę inne miasta przychylniejszym okiem spojrzą na „Fair” niż „Air”, co postawiłoby ten drugi startup w nieciekawej sytuacji. Już teraz wspólnotom zdarza się podobno podbijać ceny czynszów specjalnie dla mieszkań służących do wynajmu, a lista instrumentów, którymi można uprzykrzyć życie użytkownikom AirBnB, wydaje się bardzo długa.
Co wtedy? Starszy kolega może oczywiście pogodzić się z utratą części rynku. Może też wykupić FairBnB i pozwolić mu działać na tych samych zasadach ("Jesteśmy kooperatywą więc zgodę musieliby wyrazić wszyscy członkowie" - zastrzega platforma). Albo po prostu samemu nagiąć swój model biznesowy. W każdym z tych wariantów wygranymi będą mieszkańcy miejscowości turystycznych. A to nawet w przypadku fiaska całej operacji sprawi, że FairBnB nieco na okrętkę...osiągnie swój cel.