REKLAMA

Nadchodzi energetyczne trzęsienie ziemi. Dla niektórych polskich miast prąd podrożeje nawet o 70 proc.

Związek Miast Polskich ostrzega Urząd Regulacji Energetycznej. Nadchodzące podwyżki cen prądu mogą bardzo poważnie rozchwiać samorządowe budżety. Tak czy inaczej koniec końców ucierpią sami mieszkańcy.

Związek Miast Polskich
REKLAMA

Nie ma ucieczki. Drastycznie w górę poszły opłaty za uprawnienia CO2. Węgiel zaś, jako materiał kopalniany coraz mniej lubiany, staje się coraz droższy - na światowych rynkach przebił już granicę 100 dol. za tonę. Jasny kierunek dekarbonizacji wskazuje również Komisja Europejska, która od 2050 r. chce neutralności klimatycznej. Ponad 80 proc. energii elektrycznej ma wtedy pochodzić ze źródeł odnawialnych.

REKLAMA

Zanim jednak do tego dojdzie zdecydowanie bardziej pod górę będą miały te krajowe gospodarki, które od węgla są uzależnione. Ta polska - aż w ok. 80 proc. I taki jest właśnie główny powód bardzo wyraźnych podwyżek cen prądu, które już powoli pukają do polskich drzwi.

Planowane podwyżki pokrzyżowały budżetowe plany.

Przeciętny Kowalski chyba jeszcze tych podwyżek nie czuje. Owszem, słyszał, wściekł się przy okazji, ale nie wyrywa sobie z tego powodu każdego dnia włosów z głowy. To go jeszcze nie dotyczy, jeszcze nie trzeba było głębiej sięgnąć do portfela. Kowalski będzie się martwił, jak już będzie czym. Ale nie każdego stać na taki luksus. A z pewnością tylko pomarzyć mogą polskie miasta i wsie.

Rzeczywiście, trudno dzisiaj zazdrościć gminnym skarbnikom. Teraz jest czas, kiedy z zakasanymi rękawami dwoją się i troją, żeby zamknąć samorządowe budżety na przyszły rok. Ale planowane podwyżki cen prądu wyraźnie pokrzyżowały im szyki. Wystarczy kilka przykładów: podwyżka cen prądu w Poznaniu ma wynieść 57 proc., w Gdańsku 55 proc., a w Warszawie - 67 proc. Jak to się przekłada na konkretne sumy? Olsztyn w przyszłym roku ma zapłacić za energię o 6 mln zł więcej, a Bydgoszcz więcej o 7,3 mln zł.

Związek Miast Polskich sprawdzi wysokość podwyżki.

Związek Miast Polskich postanowił działać i nakłania samorządy do wspólnego zwrócenia się do Urzędu Regulacji Energetycznej.

Niemal 60-procentowe podwyżki cen energii zaburzają poważnie równowagę interesów przedsiębiorstw energetycznych oraz odbiorców paliw i energii, stąd pomysł na wystąpienie samorządów do URE - czytamy w stanowisku ZMP.

Samorządowcy nie ufają do końca wyliczeniom. Związek Miast Polskich chce sprawdzić, czy wzrost cen energii faktycznie odpowiada wzrostowi cenom emisji. Sugerują, że może się okazać, że podwyżka jest większa niż mogłaby być naprawdę.

Dwa wyjścia z sytuacji. Oba złe.

W ostatnie dni listopada sprawą droższego prądu zajęła się Komisja Wspólna Rządu i Samorządu Terytorialnego.

Do końca tego tygodnia lub na początku przyszłego będziemy mogli zaproponować – zgodnie z zapowiedziami pana premiera i ministra energii – rekompensaty dla określonej grupy odbiorców - obiecał podczas tego posiedzenia Tadeusz Skobel, wiceminister energii.

Ale samorządowcy wolą nie nastawiać się na ewentualne rekompensaty. Lata walki podjazdowej z władzą centralną były najlepszą nauką. Szukają więc rozwiązań, dzięki którym jakoś z droższym prądem poradzą sobie sami. I wychodzi na to, że mają dwa wyjścia. Pierwsze to podniesienie w odpowiedzi opłat lokalnych, czyli wszyscy mieszkańcy zrzucają się na droższy prąd. Drugie to z kolei pokrycie różnicy w cenie ze środków w budżecie. Kosztem inwestycji, bo czego innego?

Trzeba było trafić w czasie z przetargiem.

Te gminy, które na przetarg na energię zdecydowały się jak najszybciej, kiedy jeszcze o nadchodzącej podwyżce mało kto wiedział - mogą teraz się cieszyć. Za prąd w przyszłym roku zapłacą więcej w granicach 20–30 proc. W zdecydowanie gorszej sytuacji są ci, którzy z tym przetargiem jakoś się nie spieszyli i zorganizowali go dopiero w II połowie roku. Tutaj podwyżka może osiągnąć pułap nawet 70 proc.

Z przetargami na energię elektryczną w tym roku było jednak wyjątkowo ciężko. Często bywało, że zamawiający (samorządy i jednostki samorządowe) zupełnie nie byli przygotowani na takie, a nie inne oferty. Np. Metro Warszawskie na ten cel przygotowało 38 mln zł. Tyle, że nikt im prądu za mniej niż 42,6 mln zł nie chciał sprzedać. W podobny sposób zdziwiono się w zrzeszającej 41 gmin Metropolii Górnośląsko-Zagłębiowskiej. Pierwszy przetarg to oferty od 65 mln zł droższe od założonej na ten cel puli.

Liczymy, że w przyszłym roku pojawi się moment, w którym sprzedawcy zaoferują korzystniejszą ofertę na 2020 rok - Kazimierz Karolczak, przewodniczący Metropolii, wierzy ciągle w to, że to tymczasowa sytuacja.

Rząd pracuje nad parasolem.

Maciej Małecki, przewodniczący Komisji do Spraw Energii i Skarbu Państwa, przewiduje, że pracę nad ustawą wprowadzającej rekompensaty finansowe w celu złagodzenia skutków polityki klimatycznej dla gospodarstw domowych i innych odbiorców energii potrwają do końca roku.

Rząd pracuje nad przygotowaniem parasola prawno-ekonomicznego, który będzie chronił gospodarkę i odbiorców indywidualnych przed skutkami wzrostu cen energii w związku ze wzrostem cen uprawnień do emisji CO2, czyli przed wzrostem kosztów polityki klimatycznej - przekonuje Małecki.

UE może pogrozić palcem 2 mld zł rocznie.

REKLAMA

Na razie wiadomo, że taka energetyczna pomoc miałaby kosztować budżet państwa ponad 2 mld zł rocznie. Rządzący politycy, szczególnie w tym czasie wodzeni przez kalendarz wyborczy (w maju wybory do europarlamentu, na jesień do Sejmu i Senatu), chcieliby tych rekompensat jak najszybciej. Jeszcze im za drogi prąd wyborcze plany pokrzyżuje. Ale z tym może być bardzo trudno. Bo w przypadku takiej państwowej pomocy - dla przedsiębiorstw i odbiorców indywidualnych, wymagana będzie notyfikacja Komisji Europejskiej.

Według wskazań Brukseli pieniądze na rekompensaty powinny pochodzić ze sprzedaży praw emisji CO2 i być wykorzystane na redukcję gazów cieplarnianych. W tym kierunku ma prowadzić węglowa polityka Unii: czarne złoto ma być coraz droższe i tym samym mniej atrakcyjne od np. źródeł odnawialnych.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA