Veturilo to przykład tego, że chcemy jak najlepszej jakości, ale nie możemy pogodzić się z adekwatną do niej ceną
Mnóstwo ludzi narzeka na rowery miejskie, ale zaciska zęby i pedałuje, bo jest za darmo. W wielu miastach bezpłatnie można się przejechać nawet 20 min. Właśnie dzięki temu Veturilo tak bardzo zmieniło sposób poruszania się po mieście.
To już ostatni tydzień z Veturilo w Warszawie. Dlatego postanowiłem przyjrzeć się temu, jak działa produkt Nextbike Polska.
Veturilo - bezpłatne do 20 minut.
Warszawski rower miejski, czyli Veturilo, działa w następujący sposób. Najpierw do systemu trzeba wnieść kaucję - opłatę wynoszącą 10 zł. Później można teoretycznie jeździć za darmo. Oczywiście o ile z roweru korzystamy krócej niż 20 min. Później płacimy od złotówki do 7 zł za każdą kolejną godzinę. Dzięki temu ludzie mają zachętę do korzystania z rowerów na krótkie dystanse i szybkiego wymieniania się nimi.
Niestety tu rodzi się pierwszy problem. Warszawa słynie z kilku korpo-osiedli, jak Mordor na Domaniewskiej czy Isengard na Daszyńskiego. Kiedy warszawiacy zmierzają tam do pracy, stacje wręcz pękają w szwach, a rowerów nie ma w innych częściach miasta.
Po pracy jest odwrotnie. Rowerów nie ma w centrum, a są na obrzeżach.
Rozwiązanie: przewożenie rowerów.
Kilka razy sam trafiłem na niewielką furgonetkę z rowerami, ale to jak próba picia z węża strażackiego. Problem jest zdecydowanie większy niż paka, na której można zmieścić 10 rowerów.
Łatwo powiedzieć: „wystarczy zatrudnić więcej ludzi” albo „rzucić więcej rowerów”, ale to wszystko przecież kosztuje. A biznes roweru miejskiego wymaga dużych nakładów - zarówno logistycznych, jak i ludzkich.
Może Veturilo jest po prostu za tanie, a jakość, jaką otrzymujemy, jest wprost proporcjonalna do ceny?
Ale czy rowery nie są za darmo?
Pierwsza zasada ekonomii jest nieubłagana - „nie ma darmowych obiadów”. Tak i tu, jeśli za coś nie płacicie, to najpewniej jesteście towarem. I poniekąd rzeczywiście tak jest, bo Nextbike, czyli operator rowerów, sprzedaje na nich powierzchnię reklamową.
Wpływy marketingowe nie pokryłyby jednak kosztów prowadzenia biznesu. Dlatego Veturilo sponsoruje samo miasto.
W zeszłym roku Polskie Radio zaprezentowało wyliczenia dla warszawskiego roweru. Miasto zapłaciło prawie 20 mln zł za 4,5 sezonu obecności roweru. To daje 4,4 mln zł za sezon. Na koniec 2016 r. rowerów było zaś 3059. Co oznacza, że jeden z nich kosztował 1400 zł.
1400 zł przez 4,5 roku.
Jeśli odniesiemy to do liczby wypożyczeń, a tych było prawie 2 mln, to dowiemy się, że jedno wypożyczenie kosztowało tylko 2,3 zł. Dodajmy do tego koszt serwisowania, przechowywania i naprawy. Takie rowery są przecież w ciągłej eksploatacji.
Wyjdzie nam, że te 2 złote to naprawdę niewielka cena, która jednak często odbija się na jakości rowerów.
A skoro już przy samej jakości jesteśmy, to warto zastanowić się, z czego biorą się nasze narzekania na ich stan techniczny. Wystarczy krótka chwila spędzona w wyszukiwarce, aby przekonać się, że wandale nie oszczędzają Veturilo. Zdarzają się przypadki kradzieży czy zdewastowania, ot tak – dla zabawy. Wiele osób przywiązuje również nieco mniejszą uwagę do delikatności prowadzenia roweru, kiedy nie jest to ich własny jednoślad. Wskakiwanie na krawężniki nie odbija się przecież dobrze na stanie kół...
Musimy sobie sami odpowiedzieć, czy nie jesteśmy współodpowiedzialni za jakość rowerów miejskich. Czy zgłaszamy usterki w aplikacji?
Sam miałem bardzo nieprzyjemną sytuację, kiedy jadąc ścieżką rowerową, nagle przekoziołkowałem przez kierownicę. Okazało się, że w szprychy dostała metalowa część trzymająca rower w stacji. Na szczęście nic mi się nie stało i choć złorzeczyłem wtedy Veturilo, już tego samego wieczoru zobaczyłem, że feralnego roweru nie ma na stacji.
Jakie są alternatywy? W Krakowie funkcjonuje Wavelo od BikeU.
Działa na zasadzie abonamentu – za 19 zł miesięcznie można jeździć nawet 60 min dziennie. Krakowski rower przynosi miastu zyski. Ostatnio miasto było na plusie 2 tys. zł.
Z drugiej strony, czy w takim modelu Veturilo zrewolucjonizowałoby komunikację miejską, jak stało się to w Warszawie? Rower wtopił się w naszą publiczną przestrzeń i dodał kolejny ekologiczny sposób poruszanie się po mieście. Wystarczy zerknąć na Acro Bike, który jest dość tani, ale nie darmowy. Ta inicjatywa Crossa przegrywa z Veturilo z kretesem.
Poza Azją dominują modele ze stacjami - bez możliwości pozostawienia roweru w dowolnym miejscu.
Kolejno: Timisoara w Rumunii, Wilno, Rio de Janeiro i Nowy Jork.
Czy odwrotu od Nextbike’a nie ma?
Polska filia tej niemieckiej firmy wygrywa przetarg za przetargiem. W ciągu ostatnich 12 miesięcy wygrała 33 spośród 46 organizowanych przez miasta przetargów na operatora systemu roweru publicznego. Nextbike Polska zgarnęło 90 proc wartości kontraktów. Ich inwestycje spotkamy w najbliższym czasie w całym Trójmieście, Łodzi, Poznaniu, Wrocławiu, Bielsko-Białej i Toruniu. W Olsztynie dla odmiany przetarg na rower miejski wygrało Roovee we współpracy z Orange.