Windows pod ostrzałem. Szef Microsoftu próbuje gasić pożar
Obecny szef Windowsa w Microsofcie, Pavan Davuluri, znalazł się w sytuacji co najmniej kłopotliwej. Jego wizja przyszłości systemu - ubrana w modne hasła o agentic OS – została rozjechana przez walec krytyki. Tyle dobrego, że znalazł odwagę, by się do niej odnieść.

Pierwsza reakcja Davulurego była niefortunna: wyłączył komentarze pod swoim wpisem. Zamiast uciszyć krytyków, dolał oliwy do ognia. Internauci zaczęli pytać, czy Microsoft celowo ignoruje głosy użytkowników. Kilka dni później Davuluri wrócił z nowym oświadczeniem - tym razem będąc otwartym na dyskusję. Przyznał, że zespół bierze pod uwagę ogromną liczbę opinii i stara się balansować między tym, co pokazują systemy telemetryczne, a tym, co bezpośrednio mówią użytkownicy za pośrednictwem social mediów.
Tyle że problem leży głębiej niż w wypowiedziach pana od Windowsa
Trudno nie zauważyć, że problem narasta od lat. Windows od dawna zmaga się z bolączkami, które każdy użytkownik zna aż za dobrze: niespójne okna dialogowe, archaiczne elementy interfejsu, bałagan w ustawieniach. Do tego dochodzi coraz bardziej agresywne forsowanie funkcji AI, często bez pytania użytkowników o zdanie.
Czytaj też:
Nic dziwnego, że społeczność reaguje alergicznie. W komentarzach przewija się jedno zdanie: Nikt tego nie chce. Windows potrzebuje stabilności i wydajności, a nie kolejnych warstw sztucznej inteligencji. Linux zaczyna wyglądać kusząco. To dla Microsoftu sygnał alarmowy - jeśli nawet lojalni użytkownicy zaczynają rozglądać się za alternatywami, to problem jest poważny.
Microsoft od kilku lat stosuje strategię Continuous Innovation, czyli dostarczania nowych funkcji co miesiąc zamiast jednej dużej aktualizacji rocznie. W teorii brzmi to świetnie. W praktyce? To koszmar dla użytkowników, którzy cenią stabilność.
Apple czy Google wolą wypuszczać jedną dużą, dobrze przetestowaną aktualizację rocznie. Microsoft idzie w przeciwną stronę: dziesiątki drobnych zmian co miesiąc. Każda z nich to potencjalne źródło błędów. I faktycznie - nowe bugi pojawiają się regularnie, niemal co miesiąc. Funkcje trafiają do użytkowników zaledwie kilka tygodni po testach, zamiast czekać na dopracowanie.
Słowa kontra czyny
W swoim najnowszym wpisie Davuluri zapewnia, że priorytetem zespołu są niezawodność, wydajność i prostota obsługi. Podkreśla też, że Windows musi być atrakcyjną platformą dla deweloperów. To brzmi jak przyznanie się do błędów i obietnica poprawy. Ale czy to wystarczy? Czy Microsoft naprawdę zmieni kurs, czy tylko próbuje ugasić pożar pięknymi słowami?

Od października na komputerach z Windows 11 i pakietem Microsoft 365 automatycznie instaluje się aplikacja Copilot. Bez pytania, bez powiadomień, bez możliwości rezygnacji dla zwykłych użytkowników. Davuluri mówi: Wiemy, że mamy wiele pracy do zrobienia. Ale obietnice to za mało. Użytkownicy chcą systemu, który działa szybko, stabilnie i przewidywalnie. Chcą mieć wybór - korzystać z AI albo nie.
Jeśli Microsoft tego nie zrozumie, ryzykuje utratę zaufania, które budował przez dekady. Już dziś w sieci pojawiają się poważne dyskusje o przejściu na Linuxa. Nawet jeśli to żart, to dla Microsoftu powinien być sygnałem ostrzegawczym. Czas na naprawę reputacji niedługo się skończy i wkrótce będzie za późno. Windows to fundamentalnie i technologicznie nadal niezwykle udany produkt, jednak zbyt często jest traktowany przez Microsoft jako słup reklamowy dla Microsoft 365, Copilota i Azure’a. Słowa muszą zostać podparte czynami. A czyny to: mniej błędów, więcej stabilności, realny wybór dla użytkowników. Czy Microsoft stanie na wysokości zadania? Odpowiedź poznamy w najbliższych miesiącach.







































