W kinie ustawiono TV i puszczono kasety. Czy znowu nie znaleźliśmy się w tym samym momencie?
Wróg jest poważniejszy, ale to kino ma większe doświadczenie w bitwach.

Na facebooku mignęło mi wspomnienie o łódzkim kinie "Iwanowo". Jak napisano na profilu Radia Łódź, kiedy otwierano je 30 kwietnia 1975 r., było najnowocześniejszym w Polsce. Nie załapałem się na seanse, ale odwiedzałem miejsce, gdy po latach zostało przerobione na klub muzyczny. Dzięki temu, że wcześniej była to sala kinowa, patrzyło się na scenę z różnej wysokości. Najlepiej było na balkoniku przy barierkach. Grający artyści byli niedaleko, a widok był świetny – muzyków miało się na wysokości oczu. Dziś to normalne, bo coraz więcej koncertów organizuje się na halach, ale wtedy była to dla mnie atrakcja.
Z ciekawości zacząłem czytać o dawnym kinie. Zaintrygował mnie fragment o czasach transformacji. "Aby konkurować z coraz popularniejszą techniką VHS, organizowano projekcje z kaset" – napisało Radio Łódź.
Wikipedia precyzuje, że takie seanse zaczęły się tuż przed upadkiem komuny:
W holu kina, obok szatni, ustawiano telewizor z podłączonym magnetowidem, a przed nim kilkanaście rzędów krzeseł. Filmy odtwarzano z kaset VHS, w wersjach z nagraną w Polsce ścieżką lektorską
Lata mijają, a problemy pozostają podobne. Rozwiązania zresztą też. Coraz częściej kina puszczają stare filmy, do których dostęp mamy też w domach na platformach streamingowych. Uczestnicy takich seansów relacjonują, że oglądanie dobrze znanych filmów w sali kinowej, będąc wśród widzów, to zupełnie inne doświadczenie. Śmianie się w dobrze znanych momentach, okrzyki przerażenia – inaczej odbieramy je w grupie, a inaczej samotnie w domu na kanapie. Kino dalej doskonale zna swoje zalety.
Ale dziś wróg wydaje się być dużo silniejszy
Znamy dobrze podejście szefów platform streamingowych, którzy mówią, że arcydzieła kinematografii można oglądać na małym wyświetlaczu telefonu. Nie jest potrzebny wielki ekran ani świetny dźwięk. To oburzające stwierdzenie, ale platformy streamingowe wiedzą, że mają widzów po swojej stronie. Kina tracą swoje inne atuty. "Czas, gdy filmy triumfalnie królowały na ekranach kin przez trzy miesiące przed pojawieniem się w domowej dystrybucji, definitywnie przeminął" – pisał Maciej Gajewski.
Zostało więc to poczucie wspólnoty, przeżywanie emocjonujących scen razem. Jak na przełomie lat 80. i 90., kiedy kina postawiły na VHS-y. Sytuacja jest podobna z jeszcze jednego powodu. Wówczas nie wszyscy mogli sobie pozwolić na odtwarzacze kaset czy duże telewizory. Dziś z kolei coraz więcej osób narzeka na to, że platform streamignowych jest po prostu za dużo. Żeby obejrzeć wszystko, co się chce, trzeba mieć kilka abonamentów, a to sporo kosztuje.
Kto wie, czy większym problemem nie jest jednak za duży wybór. Kiedy już decydujemy się, że chcemy coś oglądać, nagle okazuje się, że nie wiadomo co. Wszystkiego jest za dużo, a każda decyzja automatycznie budzi wątpliwości. Może komedia lepiej pasuje do nastroju? A może trzeba było postawić na sensację, żeby się rozerwać?
W kinach opcji też jest wiele – dlatego niektóre proponują seans-niespodziankę – ale jednak jakaś selekcja się już odbywa. Nie trzeba skakać po platformach, jak dawniej po kanałach w telewizji.
Nie umiem już oglądać filmów i seriali
Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego straciłem tę umiejętność. Chcę, ale nie mogę. Doskonale pamiętam ostatni film, który widziałem. "Do widzenia, do jutra" to arcydzieło. Chciałem zabrać się za kolejne filmy z Cybulskim, ale… nie mogę.
Mógłbym poszukać łatwego wytłumaczenia – to wina internetu. Za dużo rzeczy rozprasza. Mógłbym zasłonić się zbyt dużym wyborem: chcę oglądać, ale nie wiem co. Mógłbym w końcu skwitować to jeszcze prościej: takie czasy. Z czegoś trzeba zrezygnować. Albo książka, albo gra, albo płyta, albo film. Nie da się wszystkiego pogodzić.
Coraz więcej osób zwraca na to uwagę. Wybierają krótsze filmy albo seriale, które nie ciągną się przez kilkanaście sezonów. Być może poszedłem bardziej radykalną drogą i obciąłem wszystko. Mam wyrzuty sumienia, bo przecież lubiłem oglądać filmy i seriale. Coś się jednak zablokowało.
Dlatego kibicuję kinom
W nich cała moja nadzieja. Może w końcu przejdę się na seans. To przecież solidna motywacja. W domu jest za duża konkurencja. Pocieszam się więc tym, że skoro kina nie pogrzebały kasety VHS, nie dało sobie rady DVD, a o Blu-ray mało kto pamięta, to i streaming nie zatopi wielkiego ekranu.







































