Jeśli już musisz kupić tablet z Androidem, wybierz ten. Samsung Galaxy Tab S4 - recenzja
Wyjąwszy iPada, rynek tabletów kurczy się z roku na rok. Samsung jednak nie poddaje się i nadal próbuje wykroić kawałek tortu, który niemal w całości zagarnął dla siebie Apple. Czy uda mu się tego dokonać z pomocą Galaxy Tab S4?
Wiecie, zasadniczo odradzam zakup jakiegokolwiek tabletu z Androidem. Rozpisałem się na ten temat w osobnym tekście i rozpiszę się jeszcze pod koniec tego materiału, ale zasadniczo… jest powód, dla którego na placu boju zostały niemal wyłącznie iPady: one po prostu więcej potrafią.
Samsung Galaxy Tab S4 nie jest jednak takim typowym tabletem z Androidem. On też potrafi więcej.
Zacznijmy jednak od początku. Samsung Galaxy Tab S4, jeśli miałbym oceniać samo urządzenie, jest sprzętem rewelacyjnym. Znakomicie wykonanym, ładnym, z przepięknym wyświetlaczem i mocną specyfikacją.
Snapdragon 835 wspierany przez 4 GB RAM-u i 64 GB pamięci na danych w zupełności wystarczy, by wyświetlić płynnie każdą zawartość na 10,5-calowym panelu sAMOLED o rozdzielczości 2560x1600.
Aby to, co słyszymy, nie odbiegało zanadto jakością od tego, co widać, mamy tu poczwórny układ głośników strojonych przez AKG, które grają lepiej od większości laptopów. Konsumpcja multimediów na tym tablecie to prawdziwa przyjemność.
Równie przyjemne jest czytanie, gdyż dzięki panelowi sAMOLED czernie są prawdziwie czarne, więc gdy uruchomimy ciemny motyw w aplikacjach do czytania książek czy artykułów, zostajemy sam na sam z literkami, nie męcząc przy okazji wzroku. Na Galaxy Tabie S4 pochłonąłem kilkaset stron non-fiction i było to naprawdę miłe doświadczenie.
Nie rozczarował mnie również czas pracy na jednym ładowaniu. Używałem tabletu przez około 2-3 godziny dziennie i przy takim zużyciu akumulator o pojemności 7300 mAh wystarczał z reguły na 3-4 dni pracy z dala od gniazdka. Ani razu nie musiałem go ładować częściej niż co dwa dni.
Skoro Samsung chce rywalizować z iPadem Pro, musi mieć też rysik, który rzuci wyzwanie Apple Pencil.
I ma. Pióro S-pen w nowym tablecie ma 9,2 mm średnicy, leży w dłoni równie wygodnie jak wysokiej klasy długopis i – co istotne – znajdziemy je w pudełku razem z tabletem. Apple i Microsoft za swoje pióra domagają się słonej dopłaty.
Piórko spisuje się kapitalnie. Żaden ze mnie grafik; narysowanie prostej kreski wykracza poza zakres moich umiejętności manualnych, ale i tak doceniłem piórko, gdy chciałem coś szybko zanotować, a w szczególności, gdy chciałem nanieść uwagi na zrzut ekranu. W takich sytuacjach S-Pen jest nieoceniony.
Podobnie jak w Galaxy Note 9 również tutaj może używać rysika na wygaszonym ekranie, a następnie zapisać treść do przejrzenia później. Fantastyczna funkcja, z której naprawdę zacząłem korzystać i okazała się być równie naturalna, co notowanie w fizycznym brulionie.
Oprócz tego w trybie tabletu Galaxy Tab S4 to… po prostu tablet z Androidem.
Mamy więc dostęp do wszystkich aplikacji ze Sklepu Play, które są skalowane do większego wyświetlacza. Niektóre korzystają z większej ilości miejsca, inne po prostu rozciągają się na całe 10,5-cala. Ot, urok Androida na tablecie.
Choć potencjał Androida w tym formacie jest naprawdę taki sobie, Samsung robi wszystko, żeby go dodatkowo nie ograniczać. Nakładka Samsung Experience na Androidzie Oreo 8.0 działa płynnie, szybko, nie mogę się do niczego przyczepić.
Jedyny zarzut, jaki mogę mieć od strony sprzętu i oprogramowania, to działanie skanera tęczówki do odblokowywania ekranu. Podobnie jak w smartfonach firmy, również tutaj skan oka i twarzy działa bardzo wolno, bardzo zawodnie i znacznie szybciej jest wpisać hasło lub narysować wzór blokady ekranu.
Galaxy Tab S4 może więcej.
Samsung od dwóch generacji smartfonów z linii S i Note udostępnia tryb DeX, czyli de facto androidową wariację na temat desktopowego systemu operacyjnego.
O ile jednak aby korzystać z DeX-a na smartfonie, zawsze trzeba podłączyć urządzenie do zewnętrznego monitora i peryferiów, tak na Galaxy Tabie S4 nie jest to konieczne – możemy pracować w trybie desktopowym na samym tablecie.
Charakter urządzenia diametralnie się wtedy zmienia. Miast prostego tabletu do konsumpcji treści dostajemy całkiem zaawansowane narzędzie do pracy, z wielokrotnie lepszym multitaskingiem niż w zwykłym trybie tabletu. Aplikacje w trybie DeX zachowują się tak, jak aplikacje na Windowsie czy macOS. Uruchamiane są w oknach, które możemy potem dowolnie rozciągać i rozmieszczać na pulpicie.
Samsung Galaxy Tab S4 nie ma na tyle mocy obliczeniowej, aby myśleć o poważnym montażu wideo, zaawansowanej obróbce grafiki czy pracy przy animacjach, ale już do tworzenia dokumentów tekstowych, pracy biurowej i obsługi przeglądarki w zupełności wystarczy mu pary.
W każdej chwili możemy też podłączyć Taba S4 do zewnętrznych peryferiów. Wystarczy adapter HDMI i klawiatura – po podłączeniu tablet może służyć albo za drugi wyświetlacz, albo… za gładzik.
Nawet jeśli nie planujemy dokować tabletu, ale chcemy korzystać z trybu DeX, warto od razu zainwestować w zewnętrzną klawiaturę Samsunga, Keyboard Cover.
Służy ona za etui, ma dedykowane miejsce na rysik S-Pen i, sam nie wierzę, że to piszę, jest naprawdę dobrą klawiaturą.
Jeśli przywyknąć do mniejszych niż zwykle klawiszy i niecodziennego ich układu, na klawiaturze Samsunga można pisać naprawdę szybko i sprawnie. Nie jest to może poziom klawiatur Surface Keyboard Microsoftu, ale na pewno rozkłada na łopatki to, co ma do zaoferowania Smart Keyboard do iPada.
Reasumując: jeśli już musisz kupić tablet z Androidem, kup Samsunga Galaxy Tab S4.
O ile nie przeraża cię perspektywa wydania 2999 zł (wersja z samym Wi-Fi) lub 3399 zł (wersja z LTE) + 449 zł (klawiatura) za tablet z Androidem.
Jeśli o mnie chodzi, Samsung Galaxy Tab S4 fundamentalnie… nie zmienił moich poglądów na tablety z Androidem. Nadal uważam, że w 2018 roku mają one sens tylko w jednym miejscu: na śmietniku historii.
Pewnie, fajnie jest mieć Androida ze wszystkimi aplikacjami na tak dużym, cyfrowym płótnie. Ale w praktyce… równolegle z Tabem S4 używałem Samsunga Galaxy S9+. I w 9 przypadkach na 10, niezależnie od tego, czy chciałem zajrzeć na firmowego Slacka, obejrzeć wideo, przeczytać książkę – sięgałem po telefon, nie po tablet.
Mając do dyspozycji ponad 6” wyświetlacza w malutkim, poręcznym smartfonie, naprawdę nie potrafię usprawiedliwić wyciągania wielkiego, nieporęcznego tabletu, z którym gdybym położył się na kanapie, to pewnie po chwili wylądowałby mi na twarzy.
A nawet trzymając się porównań stricte tabletowych… może to kwestia indywidualnych potrzeb, ale nie ma na tablecie z Androidem żadnego programu, którego a) nie mógłbym mieć na smartfonie b) realistycznie usprawiedliwiałby wykorzystanie większego urządzenia c) mógłby stanowić zastępstwo dla programu, którego używam na komputerze osobistym.
Od jakiejkolwiek strony by nie patrzeć, tablet z Androidem to nie iPad. Na iPada znajdziemy setki potężnych, profesjonalnych aplikacji, od zaawansowanych edytorów tekstu jak Scrivener czy Ulyssess, poprzez edytory wideo czy wirtualne studia nagraniowe, a niebawem nawet pełnoprawnego Photoshopa!
Na Androidzie co najwyżej mogę uruchomić dokumenty Google na dużym ekranie.
Doceniam starania Samsunga w próbie zrobienia czegoś „więcej” z tabletu z Androidem, ale obawiam się, że jest to przegrana walka. Mając 3500 zł do dyspozycji naprawdę trudno usprawiedliwić wydanie ich na taki sprzęt, zamiast na iPada czy nawet nowego Surface’a Go.
Nie wątpię, że znajdzie się grupka konsumentów (zwłaszcza biznesowych), którą zainteresuje Samsung Galaxy Tab S4. Dla reszty z nas jednak, niezależnie od tego, jak świetny to sprzęt, jest to wyłącznie przedstawiciel wymierającego gatunku.