Po tygodniu z tabletem z Androidem nadal nie wiem, do czego miałbym go używać
Odkąd ekrany smartfonów urosły do rozmiaru 5,5” i więcej, tablety z Androidem zaczęły pomału znikać z rynku. Spędziłem tydzień z jednym z ostatnich przedstawicieli tego wymierającego gatunku i… nie dziwię się, że podzielą los dinozaurów.
Nie licząc tanich gniotów produkowanych przez b-brandy, tablety z Androidem niemalże wyparowały. Uwzględniając liczące się produkty liczących się producentów, mamy w zasadzie dwa modele – Huawei Mediapad i Samsung Galaxy Tab S4.
Ten ostatni jest u mnie od tygodnia i nie zrozummy się źle – to świetny produkt. Ma wspaniały ekran, rewelacyjne głośniki i naprawdę wiele zalet, które z przyjemnością podkreślę przy pełnej recenzji. Sęk w tym, że… minął tydzień, a ja nadal nie wiem, do czego miałbym go niby używać.
Tablet z Androidem w 2018 roku? Nie widzę zastosowania.
Początkowo myślałem, że bardziej polubię się z tym tabletem. Do konsumpcji multimediów nadaje się on bowiem znakomicie: wielki, piękny ekran, mocne audio, świetny czas pracy na jednym ładowaniu – miód, malina. Tylko co z tego, skoro trzymanie takiej 10-calowej, szklanej paletki nie jest ani wygodne, ani przyjemne. Ani tym bardziej tak poręczne, jak wyjęcie z kieszeni smartfona z 6-calowym, niemniej pięknym wyświetlaczem i obejrzenie filmu na nim.
Myślałem, że tablet z Androidem okaże się świetną maszynką do czytania. Czytam na telefonie dużo i często, począwszy od informacji na książkach skończywszy, więc liczyłem na to, że większe „płótno” tabletu mnie oczaruje w tej materii. Tak się jednak nie stało. Z prostego względu – większość aplikacji, których używam do czytania (Feedly, Pocket, Kindle, Medium) nie wykorzystuje potencjału większego ekranu. Po prostu rozciąga treść, ewentualnie czasem – ale podkreślam: czasem – pokaże nieco inny layout w orientacji poziomej.
W efekcie czytając trzymam w dłoni wielki, nieporęczny tablet, z ramkami zbyt cienkimi, by wygodnie złapać urządzenie. I chociaż na ekranie widzę więcej treści, to jakie to ma znaczenie, skoro tekst i tak czytam linijka po linijce? Na współczesnych ekranach 18:9 w smartfonach tekstu wyświetla się dostatecznie dużo i w dostatecznym rozmiarze, by czytanie na nich było bardzo wygodne. Tablet nie jest tu potrzebny.
Nie znalazłem zastosowania dla tabletu z Androidem, bo Android na tablecie jest tym samym Androidem, co na smartfonie.
Samsung co prawda dwoi się i troi, by jakoś wykorzystać możliwości większego ekranu, ale co z tego, skoro znakomita większość androidowych aplikacji jest 1:1 taka sama na smartfonie i tablecie? Dlaczego miałbym zapłacić ponad 2000 zł za taki sprzęt, skoro nie oferuje mi on nic ponad to, co ma już mój telefon. Telefon, który w każdej chwili mogę wrzucić do kieszeni. Z tabletem tego nie zrobię.
A co z iPadem?
Jest powód, dla którego piszę ten tekst o tablecie z Androidem, a nie o tabletach w ogóle. Otóż widzicie, nie wszystkie tablety są w 2018 roku bezużyteczne. Weźmy iPada – jeśli o mnie chodzi, jest to najlepiej rozwijana linia produktowa w całym portfolio Apple.
Gdy pierwszy iPad zadebiutował w 2010 roku, wzbudził mieszane uczucia, ale na przestrzeni lat kompletnie zrewolucjonizował sposób konsumpcji multimediów i dał zaczątek całemu segmentowi urządzeń. W 2010 konkurenci pokpiwali z Apple’a. W 2012 każdy miał swój tablet i chciał odkroić dla siebie choć maleńki kawałek tego tortu. A klienci masowo rzucali się po tanie klony iPada, czego mogłem doświadczyć na własnej skórze, bo w szczytowym okresie popularności tabletów pracowałem w elektromarkecie.
Apple szybko jednak zauważył, że wraz ze wzrostem gabarytów smartfonów tablety tracą na znaczeniu jako maszynki multimedialne. I błyskawicznie rozpoczął proces „specjalizowania” iPadów.
Dziś iPad to nie tylko zabawka do konsumpcji treści. To przede wszystkim przepotężne (zwłaszcza w serii Pro) narzędzie do jej tworzenia. Apple’owi udało się zaszczepić wizję iPada jako urządzenia profesjonalnego w programistach, a ci stanęli na wysokości zadania – niezależnie od tego, jaką branżą się zajmujesz, na iPadzie znajdziesz szereg doskonałych aplikacji, które pomogą ci w pracy.
Osobiście doceniam to najbardziej z punktu widzenia artystycznego. iPad od lat jest ulubionym gadżetem muzyków na całym świecie, zarówno tych grających na wielkich scenach, tych w studiach nagraniowych, jak i tych dopiero uczących się grać na instrumencie. Dla każdego znajdzie się aplikacja – od setek użytecznych, drobnych programów, po takie cuda jak analizatory widma czy pełnoprawne DAW-y.
To samo można powiedzieć o grafice, wideo, fotografii… iPad oferuje użyteczność, której ze świecą szukać na tablecie z Androidem. Tam o równie potężnych aplikacjach możemy co najwyżej pomarzyć. A te aplikacje, które są (np. proste metronomy, aplikacje mobilne do obróbki zdjęć, proste szkicowniki) nie oferują na tablecie absolutnie nic ponad to, co oferują ich wersje na smartfonach.
Jakby tego było mało, Apple z powodzeniem przekonuje do iPada nie tylko profesjonalistów, ale też zwykłych użytkowników, dla których tablet z podłączoną doń klawiaturką stanowi więcej niż wystarczające zastępstwo dla komputera osobistego.
Samsung próbuje forsować podobną wizję z nowym Tabem S4 – póki co jednak nie otrzymałem do testów klawiatury i nie wypróbowałem trybu DeX na tablecie, więc wstrzymam się z osądem co do tego, jak im wyszło. Jeśli jednak miałbym oceniać użyteczność tabletu z Androidem jako zastępstwa komputera pod kątem samych aplikacji, byłaby ona… cóż, marna.
Nawet tablet z Windowsem 10 jest bardziej użyteczny niż tablet z Androidem.
Tak, tabletowe aplikacje na Windows 10 są fatalne. Tak, sklep świeci pustkami. Ale jako użytkownik Surface’a Pro 4 z całą stanowczością muszę stwierdzić, że tablet z Windowsem – czyli de facto pełnoprawny PC w formie tabletu – ma więcej sensu niż tablet z Androidem.
Bo nawet jeśli nie ma nań wielu aplikacji skrojonych stricte pod użycie tabletowe, to możemy używać na nim absolutnie wszystkich programów i udogodnień, jakie są dostępne na Windowsa 10. A w przypadku Surface’ów wystarczy podłączyć stację dokującą i możemy przekształcić mały komputer w centrum dowodzenia wszechświatem. Innymi słowy, tablet z Windowsem 10 wcale nie musi być dodatkiem do już posiadanego komputera. Może być jedynym komputerem, pełniącym jednocześnie rolę maszyny do pracy stacjonarnej i mobilnej.
Tablet z Androidem może co najwyżej leżeć obok komputera na biurku i zbierać kurz.
I mniej więcej to robi u mnie Galaxy Tab S4. Chwycę go raz, może dwa razy dziennie, z recenzenckiej powinności. Coś poklikam, coś sprawdzę, coś przeczytam, coś obejrzę. Pogram w jakąś grę (co swoją drogą jest cholernie niewygodne na tak dużym ekranie). I odkładam tablet na półkę, gdzie leży sobie i zbiera kurz.
W 9 przypadkach na 10 nie czuję najmniejszej potrzeby, by sięgnąć po tablet, zamiast wyciągnąć z kieszeni telefon. Podejrzewam, że gdyby tablet z Androidem został u mnie na dłużej, liczba przypadków, w których bym po niego nie sięgał, wzrosłaby do dziesięciu.