Internet nie wybacza takich wpadek. Elon Musk jednym tweetem zyskał sporo wrogów
Elon Musk często przekracza granice, niestety niekiedy te, które lepiej szanować. Tym razem oskarżył na Twitterze obcego mężczyznę o pedofilię, prowokując dyskusję na temat tego, co można i czego nie można powiedzieć w internecie.
Elon Musk znów jednym tweetem rozpętał wokół siebie burzę. Tym razem przekroczył granicę, nazywając mężczyznę, który brał udział w akcji ratunkowej w Tajlandii, pedofilem.
Co się stało w Tajlandii i potem w internecie.
W ratowaniu chłopców z Tajlandii brała udział marynarka wojenna tego kraju i liczni ochotnicy z całego świata. Do akcji dołączył też Elon Musk, który zbudował małą łódź podwodną zdolną pomieścić na raz jednego chłopca z uwięzionej drużyny. Sprzęt nie został wykorzystany podczas misji i pojawiły się krytyczne głosy twierdzące, że ze strony miliardera była to przede wszystkim akcja PR-owa.
Musk w odpowiedzi zamieścił korespondencję z szefem misji ratunkowej, który zachęcał go do zbudowania łodzi do końca i dziękował za pomoc. Wszyscy przedstawili swoje racje, wyrazili opinie i na tym pewnie sprawa mogłaby się skończyć. Nie skończyła się.
Brudna wojna dużych chłopców.
Jedną z osób, które twierdziły, że działania Muska były jedynie zagraniem pod publiczkę, był Vern Unsworth, Brytyjczyk mieszkający w Tajlandii. W wywiadzie dla CNN powiedział, że Musk może wsadzić sobie łódź podwodną tam, gdzie boli i że ten pomysł od początku nie miał szans powodzenia. Dodał, że całe działanie miliardera to tylko zabieg PR-owy.
To najwyraźniej przelało czarę goryczy. Musk odpowiedział, nazywając mężczyznę na Twitterze peodofilem. Kiedy inny użytkownik zauważył, że to zbyt poważne oskarżenie, żeby je rzucać lekką ręką na Twitterze, powiedział, że idzie o zakład, że to prawda.
Relacje Muska z mediami, także społecznościowymi, są skomplikowane.
Musk nie od dziś jest znany z co najmniej kontrowersyjnych wpisów i działań. Część jego geniuszu opiera się na tym, że odrzuca to, co wszyscy uważają za nie do pomyślenia, ale to, co sprawdza się w biznesie, niekoniecznie działa wszędzie indziej.
Działania jego firm są szeroko komentowane przez media na całym świecie, także dlatego, że same w sobie są fascynujące, jak zeszłoroczne wystrzelenie w kosmos rakiety z samochodem, ale nie tylko. Częścią magii stojącej za popularnością w mediach Tesli i SpaceX stoi sam Elon Musk, jego osobowość, jego zmysł PR-owy i jego konto na Twitterze. Obie strony zdają sobie sprawę, że się potrzebują i często działają ręka w rękę. Problem pojawia się wtedy, gdy okazuje się, że jedna strona przegina. A Musk przegiął.
Wiem, że padnie pytanie: po cholerę o tym pisać.
Internet jest publiczny. Media społecznościowe cały czas definiują i redefiniują to, co można, a czego nie można w nich umieszczać. Zasady zostają ustalone, zmieniają się i dostosowują do realiów. Elon Musk i jego działalność na Twitterze jest częścią układanki, której złożenie może pomóc nam odpowiedzieć na pytanie, co tolerujemy, a czego nie tolerujemy w sieci. Czy godzimy się na to, że Musk może nazwać kogoś pedofilem i przechodzimy nad tym do porządku dziennego? Nazywanie kogoś pedofilem, a potem powtórzenie tego, to inny kaliber niż zwykła dyskredytacja czy nazwanie kogoś idiotą. To poważny zarzut, który może brzmieć wiarygodnie. Tajlandia jest uważana za mekkę seks-biznesu i miejsce wypraw pedofilów. W wypadku oskarżeń rzucanych przez Muska problem jest tym większy, że jego konto śledzi 22 mln osób, z czego część z nich jest mu bardzo oddana.
Tweety zostały już usunięte, ale Unsworth nie wyklucza, że pójdzie ze sprawą do sądu. Jeśli tak się stanie, możemy mieć do czynienia z ciekawą dyskusją na temat tego, co można, a czego nie można umieszczać w internecie.