Nawet z OnePlus 5 nie korzystało mi się tak przyjemnie. Moto Z2 Play - recenzja Spider's Web
Motorola Moto Z2 Play właśnie trafia do pierwszych klientów, którzy kupili ją w przedsprzedaży. Ja ze smartfonem spędziłem ponad dwa tygodnie i powiem wprost – ci, którzy zamówili go w ciemno, podjęli doskonałą decyzję.
Moim ulubionym smartfonem zeszłego roku była Moto Z Play. Ten telefon robił mnóstwo rzeczy dobrze. Był świetnie wykonany, ładny, miał rozsądną specyfikację, przyzwoity aparat, nie kosztował fortuny, no i oferował bezsprzecznie najlepsze czasy pracy z dala od gniazdka w swojej klasie.
W tym roku nie byłem już taki pewien, czy następca Moto Z Play trafi na moją listę „ulubionych”. Motorola podjęła bowiem bardzo kontrowersyjną decyzję – odchudziła telefon kosztem cennych mAh akumulatora, a pod innymi względami nie zmieniło się prawie nic.
Na szczęście Moto Z2 Play szybko rozwiała moje wątpliwości. To świetny smartfon.
Rozwiejmy na wstępie największą kontrowersję – czas pracy na jednym ładowaniu. Temat ten omówiłem szerzej w osobnym tekście, do którego lektury zachęcam. Tutaj powiem tylko, że 3000 mAh w nowej Moto Z2 Play faktycznie nie daje takich wyników, jak 3500 mAh w Moto Z Play, ale… nie sądzę, żeby ta różnica zabolała przeciętnego użytkownika.
Tym bardziej, że na pokładzie znajdziemy technologię Quick Charge, która błyskawicznie naładuje akumulator. No i oczywiście możemy do Moto Z2 Play dokupić moduł powerbanka.
A skoro ten temat mamy już za sobą, pomówmy o innych aspektach, dla których Motorola Moto Z2 Play zasługuje na uwagę.
Jakość wykonania? Najwyższej próby.
W tym roku Motorola postawiła na smuklejszą obudowę i nieco inne materiały. Ubiegłoroczna Moto Z Play miała 7 mm grubości i ważyła sporawe 165 g.
Moto Z2 Play jest o milimetr smuklejsza i 20 g lżejsza, co – wierzcie lub nie – jest odczuwalne. Smartfon zdecydowanie mniej wypycha kieszeń, niż ubiegłoroczna wersja, pomimo tego, że nadal patrzymy na telefon z 5,5” wyświetlaczem o proporcjach 16:9.
Producent zdecydował się też na aluminiowe plecki, co uważam za dobrą decyzję z jednej strony, a niefortunną z drugiej. Tak, szklane plecki Moto Z Play dość łatwo się palcowały, ale za to sprawiały, że urządzenie odcinało się od szeregów takich samych, aluminiowych brył. Moto Z2 Play zyskała więc bardziej wytrzymały, mniej podatny na zabrudzenia materiał, ale straciła za to część wyjątkowości poprzedniczki.
Oprócz aluminiowych plecków Motorola Moto Z2 Play jest też od Moto Z Play mniej… ociosana? Toporna? Kanciasta? Trudno ubrać to w konkretne słowo, ale kształt nowego smartfona Motoroli jest bardziej obły i milszy dla oka. Widać to szczególnie w czytniku linii papilarnych, który nie jest już nieładnym, odstającym kwadratem.
Ogólnie jednak Moto Z2 Play jest kapitalnie wykonanym, solidnym smartfonem, który przetrwa trudy codziennego użytkowania, jednocześnie ciesząc oko posiadacza. Szczególnie gdy upiększymy jej plecki jednym z modułów stylistycznych (w zestawie jest czarny, nylonowy).
Szkoda tylko, że nowa Motorola nie jest w pełni wodoodporna. Moto Z2 Play możemy bez stresu zachlapać, ale do wody lepiej jej nie wrzucać. W tej klasie to jednak standard. Wodoodporny nie jest nawet OnePlus 5.
Specyfikacja? Więcej niż wystarczająca.
Słyszałem rozliczne głosy, jakoby podzespoły Moto Z2 Play były niewystarczające. Fakt, Snapdragon 626 może nie brzmi zbyt imponująco, szczególnie gdy zestawić go ze Snapdragonem 835 w kosztującym niemal tyle samo OnePlus 5.
Ale już 4 GB RAM-u i 64 GB pamięci flash to wartości wyjęte żywcem z flagowców. Podobnie jak akumulator 3000 mAh oraz aparat 12 Mpix z tyłu i 5 Mpix z przodu.
Te wszystkie cyferki niewiele jednak znaczą same w sobie. Liczy się to, jak przekładają się na rzeczywiste użytkowanie smartfona. O aparacie opowiem za chwilę, ale co się tyczy specyfikacji, to zapewnia ona pracę systemu tak płynną, jakby Moto Z2 Play kosztowała co najmniej o połowę więcej.
Procesor i pamięć operacyjna są jednak tylko połową opowieści o płynnym działaniu nowej Motoroli. Druga połowa to system.
Android w Motoroli Moto Z2 Play jest wzorowy.
Jeśli jest coś, co Motorola robi najlepiej ze wszystkich producentów smartfonów z Androidem, to jest to właśnie Android. Producent od lat doskonale rozróżnia to, co trzeba zostawić w spokoju od tego, co wymaga poprawy. I zmienia w Androidzie tylko to drugie, dorzucając do niego bardzo użyteczne funkcje.
Android 7.1.1 w Moto Z2 Play jest tak bliski czystej wizji Google’a, jak to tylko możliwe. Żadnych udziwnień, żadnych zmian. A to w połączeniu ze wspomnianą wyżej specyfikacją przekłada się na zaskakujące działanie systemu operacyjnego. Mówię absolutnie szczerze – jeśli chodzi o płynność działania Androida, tylko na OnePlus 5 (z 6 GB RAM-u) widziałem porównywalną płynność. Żadnych mikro-lagów, trapiących nawet najdroższe smartfony. Żadnych przestojów przy przełączaniu się między aplikacjami. Żadnych nieprzewidywalnych zachowań oprogramowania.
Android w Moto Z2 Play powinien być wzorem dla innych producentów. Oby tylko Motorola wzięła się w garść z aktualizacjami systemu, bo kilka poprzednich smartfonów producenta pokazało, że bardzo luźno traktuje on obietnice o rychłych aktualizacjach.
Co się zaś tyczy dodatków Motoroli, mamy tu do czynienia z portfolio udogodnień, do których producent zdążył nas już przyzwyczaić.
Moim ulubionym niezmiennie pozostaje Moto Display. Wystarczy machnąć dłonią nad ekranem lub podnieść telefon, by wygaszony ekran AMOLED wyświetlił powiadomienia. Na które możemy zareagować, a po raz pierwszy także odpowiedzieć. Np. odpisać na SMS-a bez wybudzania ekranu. Kapitalne!
Bezbłędny jest też gest przekręcenia nadgarstka, by uruchomić aparat i podwójne machnięcie telefonem, by uruchomić latarkę. To drobiazgi, ale ich używanie tak wchodzi w krew, że aż żal, że takich funkcji brakuje w innych smartfonach.
Do Moto Z2 Play powróciła też funkcja znana z Moto G5 Plus – czytnik linii papilarnych zastępuje wirtualne przyciski funkcyjne. I tak pojedyncze dotknięcie przenosi nas do ekranu głównego, przesunięcie kciukiem w lewo cofa, a w prawo – przełącza między aplikacjami.
O ile nie śmiem kwestionować użyteczności tego rozwiązania (uwielbiałem je w Moto G5 Plus), tak jego implementacja w Moto Z2 Play nieco mnie zawiodła. Przez pierwszy tydzień korzystałem z gestów i cieszyłem się uwolnieniem odrobiny miejsca na ekranie. W drugim tygodniu wróciłem jednak do wirtualnych przycisków.
Powód ku temu był dość prosty – gesty w Moto Z2 Play (przynajmniej w moim egzemplarzu) były bardzo zawodne. Gest cofania często odmawiał współpracy. Wystarczyło minimalnie zbyt długo przytrzymać palec na czytniku, by zamiast przejść do ekranu głównego, zablokować telefon.
Myślałem, że przywyknę, jak w Moto G5 Plus, ale jednak na dłuższą metę źle działające gesty okazały się irytować na tyle, że wróciłem do przycisków ekranowych. Mam nadzieję, że Motorola naprawi to aktualizacją oprogramowania, albo że to wyłącznie kwestia mojego przedsprzedażowego egzemplarza.
A skoro mówimy o wadach… Motorola nadal nie potrafi robić aparatów.
Od lat pisząc o aparatach w smartfonach Moto używam określenia „dobry, ale…”. I nie inaczej jest w Moto Z2 Play. Zmiana sensora na mniejszy, 12-megapikselowy, w niczym nie pomogła. Aparat nadal jest co najwyżej „dobry, ale…”. Ale – nie tak dobry jak konkurencja. Raczej na poziomie tańszego Samsunga Galaxy A5, niż porównywalnego cenowo OnePlus 5 czy flagowych produktów konkurencji.
Sama jakość obrazka, przynajmniej w dobrym świetle, pozostawia niewiele do życzenia (choć zakres dynamiczny nie powala). Ale już działanie aparatu i szybkość ostrzenia w słabszym oświetleniu to ogromny zawód. W poniższej galerii jest zdjęcie słonecznika, złapane o zachodzie słońca. Czyli jeszcze nie zmrok, ale już nie środek dnia. Wierzcie lub nie – Moto Z2 Play potrzebowała 10 (sic!) podejść, by poprawnie wyostrzyć ten kadr.
Przednia kamerka też… nie powala. Do złapania okazjonalnego selfie się nada, a przedni flash z pewnością przyda się robiąc zdjęcia w ciemnych wnętrzach, ale o wybitnej jakości nie ma tu mowy.
Pomówmy o modułach.
Motorola od roku przekonuje nas, że „inne jest lepsze”. Próbuje to zrobić, oferując rozmaite akcesoria podczepiane modułowo do smartona – a to głośnik, a to aparat, a to kilka modułów powerbanku… w drodze jest też nowy gamepad i wiele, wiele innych.
I wiecie co? Mnie się ta wizja naprawdę podoba. Ale wiem, że nie każdy podzieli mój entuzjazm.
Moduły Moto Mods są bardzo użyteczne. Są ciekawe. Są inne. Nie są przy tym przesadnie drogie, a znacząco poszerzają możliwości telefonu. Tyle tylko że przeciętny konsument zastanowi się dwa razy, nim kupi akcesorium, którego nie będzie mógł wykorzystać z żadnym innym telefonem, szczególnie gdy mowa o głośnikach czy powerbankach.
Ja jednak sądzę, że warto dać im szansę. Tym bardziej, że Motorola rok temu obiecała 3-letnie wsparcie dla Modsów, więc kupując dziś Moto Z2 Play mamy pewność, że jeśli za rok zmienimy Motorolę na nową, moduły nadal będą do niej pasować. I za dwa lata też.
A moduły naprawdę są wygodniejsze, szczególnie jeśli mamy w domu np. dwa smartfony Motoroli i możemy się modułami wymieniać. Podłączenie dedykowanego akumulatora do plecków jest znacznie bardziej poręczne, niż wystający z kieszeni czy torby kabel od powerbanku. Podczepienie świetnie grającego modułu głośnika jest wygodniejsze, niż noszenie ze sobą osobnego głośniczka Bluetooth.
Dodajmy jeszcze, że nowe Modsy mogą wyposażyć Moto Z2 Play w nowe funkcje, chociażby bezprzewodowe ładowanie. Co kwartał będą pojawiać się też nowe moduły, jeszcze bardziej rozszerzając możliwości smartfonów Motoroli. Osobiście nie mogę się już doczekać tego, który jest najbliżej – gamepada. Bo widzicie, pomimo przeciętnego procesora Moto Z2 Play fantastycznie radzi sobie z grami, a po podłączeniu gamepada może stać się najprzyjemniejszym źródłem mobilnej rozgrywki (nie licząc może Nintendo Switcha).
Dla mnie ekosystem modułów ma sens i gdybym sam miał kupić Moto Z2 Play, dokupiłbym do niej kilka modułów. Ostateczna decyzja należy jednak do was, konsumentów i osobistych preferencji.
To powiedziawszy… Moto Z2 Play warto kupić nawet wtedy, jeśli nie planujemy do niej podłączać Moto Mods. I bez tego jest świetnym telefonem.
Pomówmy o drobiazgach.
Na koniec zostawiłem kilka uwag, pozytywnych i nie, o drobnych szczegółach.
- Głośnik nad ekranem, choć pojedynczy, jest świetny. Zarówno przy odtwarzaniu multimediów, jak i rozmowach telefonicznych.
- Gniazdo słuchawkowe jest najwyżej przeciętne. Nie liczcie na napędzenie słuchawek o wysokiej impedancji.
- Ekran, choć ma rozdzielczość „tylko” Full HD, prezentuje się wspaniale. To jeden z najlepszych paneli AMOLED w telefonie, który nie jest Samsungiem.
- Moto Z2 Play lubi się nagrzać. Szczególnie podczas korzystania z nawigacji, nawet na krótkim dystansie. W Moto Z Play ten problem nie występował.
- Czytnik linii papilarnych odblokowuje ekran błyskawicznie. Gesty – jak wspomniałem – nastręczają za to problemów.
- Wibracje są nieco za słabe. Bardzo łatwo jest przegapić dzwoniący telefon w kieszeni, jeśli wyłączyliśmy dzwonki.
- Klawisze blokady i głośności są idealne. Mają świetny skok, są solidne, ale do regulacji głośności trudno jest sięgnąć kciukiem.
Moto Z2 Play warta jest swoich pieniędzy.
Codzienne użytkowanie tego telefonu to przyjemność. Ci z was, którzy zamówili go w przedsprzedaży i właśnie spędzają z nim pierwsze chwile, pewnie już mogli się o tym przekonać.
Płynny system, piękny ekran i ogólnie udana konstrukcja nie nastręczają najmniejszych problemów. Z tego telefonu chce się korzystać, a jego największą wadą jest to, że ma co najwyżej przeciętny aparat. Reszta uwag to drobiazgi, mało istotne z perspektywy ogólnej satysfakcji z zakupu.
Nie przesadzę, jeśli powiem, że z Moto Z2 Play korzystało mi się przyjemniej, niż z OnePlus 5. Choć dzieli je przepaść w specyfikacji technicznej i jakości aparatu, to w codziennym użytkowaniu smartfon Motoroli spisywał się u mnie po prostu lepiej. Zapewne w głównej mierze przez to, że ma lepszy ekran i nieporównywalnie lepszy głośnik od „zabójcy flagowców”.
Wielu nabywców pewnie stanie przed dylematem, który telefon z tej dwójki wybrać i wcale się nie zdziwię, jeśli większość postawi na OnePlus 5. Różnica na papierze jest przytłaczająca.
W rzeczywistości jednak… wcale nie taka wielka. I chyba tym najlepiej będzie zakończyć tę recenzję, bo fakt, że wyposażony w średniej klasy SoC smartfon Motoroli może bez wstydu mierzyć się ze znacznie potężniejszym rywalem, mówi sam za siebie.