REKLAMA

Ruszają protesty przeciwko Uberowi w Polsce. Strajkować będą nie taksówkarze, a... kierowcy Ubera

Zwykle o strajki i protesty w kontekście aplikacji Uber kojarzone są ze środowiskiem taksówkarskim. Tym razem jednak to kierowcy korzystający z aplikacji zgłaszają swoje uwagi i postanowili wyjść nie wyjeżdżać na ulice.

08.12.2016 14.07
Uber Polska protest strajk
REKLAMA
REKLAMA

Uber to z pewnością rewolucyjna usługa z punktu widzenia klientów, ale jako biznes ma wątłe podstawy. Startup ciągle przepala pieniądze, a i kierowcy partnerzy Ubera kojarzeni za pomocą aplikacji z pasażerami nie zawsze wypowiadają się na temat usługi pozytywnie.

Teraz rusza protest, w którym mają wziąć udział kierowcy nie tylko z Warszawy, ale też z innych miast.

Grupa kierowców Ubera skrzyknęła się i organizuje oddolny protest przeciwko zbyt niskim (w ich mniemaniu) stawkom za przejazd i zbyt dużej (w ich oczach) prowizji operatora aplikacji. O sprawie poinformował mnie znajomy kierowca Ubera, a na Facebooku pojawił się fanpage, w którym nakreślono sprawę i przedstawiono główne postulaty.

Protest ma rozpocząć się 12 grudnia 2016 roku o godzinie 6:00 i trwać do 24:00. Biorący w nim udział kierowcy mają zamiar tego dnia nie logować się do aplikacji - a także... wytrwać w tym postanowieniu, nawet jeżeli przez ich nieobecność zwiększone zostaną tzw. mnożniki (jeśli nie ma zbyt wielu dostępnych kierowców, to klient może zamówić kurs za powiększoną opłatą).

Czego oczekują kierowcy Ubera?

  • obniżenia prowizji o co najmniej 10 proc.;
  • powrotu do cennika "sprzed wakacji" - ze względu na podwyżki ubezpieczeń OC/AC i wzrost cen paliw;
  • ustalenia cennika na poziomie: 7 zł za wejście do auta, 1,50 zł za kilometr, 0,35 zł za minutę;
  • skrócenia czasu oczekiwania na pasażera w centrum miasta do 2 min.;
  • sprawiedliwego przyznawania zleceń - gdy klient wywołuje kierowce, przyjeżdża ten, który jest najbliżej.

Kierowcy nie chcą "jeździć charytatywnie" i przekonują, że obecne cenniki "nie gwarantują nawet zwrotów kosztów amortyzacji samochodu, nie mówiąc już o ZUS, podatkach czy odwróconym podatku VAT który, my kierowcy, musimy zapłacić za prowizję jaką pobiera Uber".

Poruszony został też wątek... narodowości.

Sam jako klient Ubera zauważyłem, że za kółkiem coraz większej liczby pojazdów zamawianych przez aplikację siedzą Ukraińcy. Jeden z nich nawet chwalił się, że rozpoczął pracę jako kierowca Ubera po dwóch tygodniach po przyjeździe do Polski i przepraszał, że nie umie mówić w naszym języku.

Nie mam oczywiście problemu z narodowością kierowcy, póki dojeżdża na czas i nie kluczy po mieście, aczkolwiek wolałbym, aby wiózł mnie ktoś, kto chociaż trochę zna Warszawę; ktoś, z kim mogę się porozumieć inaczej niż na migi. Sam słyszałem podobne uwagi od znajomych i jestem w stanie uwierzyć kierowcom Ubera, że podobne skargi zgłaszają ich klienci.

Organizatorzy kończą swoją wiadomość hasłem "!!!Stop wyzyskowi!!!"

Czy działalność Ubera można nazwać wyzyskiem, czy też kierowcy przesadzają? Nie mi to oceniać. Słyszę jednak od dłuższego czasu od kilku znajomych kierowców, że sytuacja jest coraz gorsza. Przedstawiają mi w prywatnych rozmowach swoje rachunki i pokazują, o ile spadły zarobki w porównaniu do poprzednich miesięcy i nie wygląda to obiecująco.

W kuluarach rozmawia się nawet o tym, że Uber od czasu określania przez klienta obowiązkowego punktu docelowego manipuluje przyznawaniem kursów. Uber miałby premiować kursami z mnożnikiem i tymi realizowanymi na dłuższych trasach wybranych partnerów, a innym przyznawać te mniej opłacalne przejazdy np. na przedmieścia, gdzie trudno znaleźć kurs powrotny.

Na to jednak nie widziałem jak na razie dowodów, ale też trudno takowe zebrać nie mając dostępu do systemu.

Kierowcy chcą, by do kursu był wyznaczany "sprawiedliwie", a w ich mniemaniu powinien go realizować najbliższy kierowca. W tej kwestii nie jestem przekonany - jak zapewniali w przeszłości przedstawiciele Ubera ich system jest właśnie tak zaprojektowany, by nie przydzielać najbliższego kierowcy.

Sami kierowcy biorą pod uwagę też scenariusz, że w ten sposób Uber chce wyrównać zarobki pomiędzy kierowcami. Niektórzy nie wierzą też, by taki system przyznawania lepszych kursów wybranym osobom w ogóle istniał. Tutaj zdania są mocno podzielone.

Doskonale przy tym rozumiem potrzebę walki o lepsze warunki pracy.

Kierowcy Ubera nie mają swojego związku zawodowego, nie są pracownikami firmy Uber i są zdanie na łaskę bądź niełaskę firmy - ale jednak nie wszystkie chwyty powinny być chyba dozwolone:

Przyznam, że tak jak mógłbym w pierwszych odruchu solidaryzować się z kierowcami, tak wobec tego fragmentu mam pewne zastrzeżenia. Nie chodzi nawet o to, że kierowcy będą 12 grudnia utrudniać życie pasażerom i innym partnerom Ubera (tym, którzy nie zdecydują się wziąć udziału w proteście - czy to dlatego, że nie chcą, czy to dlatego, że o nim nie wiedzą). Próbują jednak ograć system, co może utrudnić im późniejsze negocjacje.

Łapię jednak, że to taki akt desperacji, by swoją sprawą zainteresować jak najwięcej innych osób. Z założenia taki protest ma nie przejść bez echa, więc znaleziono sposób, by dotrzeć do kierowców Ubera przez aplikację. Przynajmniej nikt nie dywaguje tutaj o obrzucaniu biura Ubera odchodami, nie atakuje pracowników firmy, organizuje obywatelskich zatrzymań i nie demoluje samochodów - takie akcje to nadal domena środowisk okołotaksówkarskich.

Jedno jest pewne - Uber ma problem.

Jeśli kierowcy mają zamiar bojkotować aplikację, to klienci będą z takiego obrotu spraw niezadowoleni. Jeśli jednak dowiedzą się, że w wyniku protestu taksówkarzy Uber podniesie ceny, to mogą zacząć szukać innych aplikacji - nawet jeśli ten wzrost cen miałby przełożyć się na lepszą jakość usług.

Trzeba jednak pamiętać, że programów podobnych do Ubera jest już całkiem sporo. Debiutujące właśnie w Polsce Taxify nawet nie kryje się z tym, gdzie czerpało inspirację projektując swoją aplikację mobilną. Ta wygląda toczka w toczkę jak poprzednia wersja aplikacja Ubera.

Nawet jeśli aplikacje konkurencyjne dla Ubera mają mniejszy zasięg, to klienci (tak jak kierowcy) mogą korzystać z kilku jednocześnie.

Oczywiście ktoś bez empatii mógłby powiedzieć teraz, że nikt na siłę kierowców w aplikacji nie trzyma, a jak podpisali taki a nie inny regulamin, to niech teraz cierpi. Ja jednak jestem powściągliwy w wydawaniu takich opinii. W sporze, przynajmniej na tym etapie, nie mam zamiaru opowiadać się za żadną ze stron.

Warto jednak odnotować, że głosy niezadowolenia się podnoszą, a już sam fakt propozycji takiego protestu może być zniechęcający dla osób zastanawiających się nad rozpoczęciem współpracy z Uberem. Czy i jaki skutek odniesie protest dowiemy się już w poniedziałek 12 grudnia.

Na szczęście na ten dzień nie planowałem żadnych spotkań, ale będę sprawdzał w ciągu dnia stan mnożników z domu. Sprawę będę zresztą monitorował - kierowcy zapowiadają, że jeśli ich protest nie przyniesie efektu, to powtórzą go za tydzień przedłużając o 24 godziny "i tak do skutku".

REKLAMA

Aktualizacja (9.12): Uber wystosował oświadczenie dotyczące sprawy - bierzemy je pod lupę.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA