5 najgłośniejszych upadków serwisów pirackich
W czasach, gdy powszechnego dostępu do Internetu nie było, piractwo kwitło na pchlich targach, rogach ulic i od domu do domu, napędzane marketingiem szeptanym. Podobnie piractwo internetowe nie istniałoby bez odpowiedniej infrastruktury. Im większy jednak kolos łamiący prawo, z tym większym hukiem upada, gdy przychodzi kres jego działalności.
Takich przykładów na przestrzeni ostatniego piętnastolecia można by zliczać w setkach. Powód ku temu jest prosty i zarazem niepokojący. Na miejsce każdego zamkniętego serwisu z nielegalnymi multimediami wyrastają dwa nowe, a każdy czeka na swoją szansę, aby stać się "tym największym".
Organy ścigania coraz lepiej radzą sobie jednak z tego typu praktykami, głównie za sprawą legislacji, która w końcu zdaje się doganiać technologiczne realia i daje odpowiednie narzędzia do walki z piractwem.
Przybliżmy zatem kilka najgłośniejszych upadków pirackich serwisów w ostatnich latach.
Napster
Nie sposób rozmawiać o walce z piractwem nie wspominając o Napsterze. Proces, podczas którego Lars Ulrich z Metallicy wojował w sądzie z Napsterem uważa się do dziś za symboliczny moment rozpoczęcia otwartej walki z internetowym piractwem.
Z początku serwis ten był zwykłą platformą wymiany plików P2P (peer to peer), lecz z biegiem czasu, gdy użytkownicy zaczęli wrzucać tam swoją muzykę, stał się najpopularniejszym miejscem darmowego udostępniania utworów muzycznych. Oczywiście wytwórnie i artyści nie otrzymywali z tego tytułu żadnego wynagrodzenia, a skala problemu narastała, gdyż Napster stał się szczególnie popularny w amerykańskich campusach, gdzie pobierano z niego pliki na potęgę.
Czarę goryczy przelał moment, w którym Metallica odkryła, iż demo ich utworu, "I Disappear", wyciekło do sieci, a w konsekwencji dotarło do użytkowników jeszcze przed oficjalną premierą. Ba, wyciek podłapały nawet niektóre stacje radiowe.
Gdy okazało się, że w Napsterze obecny jest cały katalog muzyczny zespołu, Metallica rozpoczęła otwartą wojnę z Napsterem, dostarczając także do sądu długie listy nazwisk osób, które skorzystały z usług serwisu.
W ślad za rockmanami poszedł raper Dr Dre, a równolegle swoje pozwy złożyło kilka wytwórni. Reszta jest historią - W 2001 roku Napster został zmuszony do zapłacenia łącznie 36 mln dolarów kary, za zaległe naruszenia praw autorskich i na poczet przyszłych, a rok później zamknął swe podwoje. Od czterech lat marka Napster znów jest obecna w internetowym krajobrazie, lecz tym razem jako legalny, subskrypcyjny serwis muzyczny.
Ten serwis wyrządził jednak o wiele większą szkodę, niż tylko materialną. "Nauczył" użytkowników oczekiwać muzyki za darmo, czego skutki artyści doświadczają do dziś.
The Pirate Bay
Mniej więcej w tym samym czasie, gdy Napster zmuszony był zejść ze sceny, małymi kroczkami wchodził na nią gracz ze Szwecji, stawiający nie tylko na wymianę muzyki między użytkownikami, ale multimediów wszelkiej maści, w tym filmów i gier komputerowych.
Potwór rósł przez lata, a próby jego zamknięcia przynosiły dokładnie odwrotne skutki. Po pierwszej głośnej próbie okiełznania Zatoki Piratów przez szwedzki rząd, ta podniosła się po zaledwie trzech dniach, a dzięki nagonce medialnej, przybyło jej więcej użytkowników, niż kiedykolwiek.
Twórcy przez wszystkie lata zasłaniali się jedną linią obrony - brakiem odpowiedzialności za treści, które w serwisie udostępniają osoby trzecie.
Tym sposobem The Pirate Bay udało się utrzymać na powierzchni ponad dekadę. Wielokrotne zmiany lokalizacji serwerów, zmiany domen... to wszystko sprawiało, że ten okręt piratów zdawał się być niezatapialny.
Nawet ostatnia próba, dokonana przez szwedzką policję, choć z pozoru udana, przyniosła odwrotny skutek. Na miejsce serwisu pojawiło się kilka klonów, oraz projekt Open Bay, który pozwala niemal każdemu otworzyć własną Zatokę Piratów. Co więcej, na oficjalnej stronie serwisu wciąż tyka zegar, co może oznaczać tylko tyle, że piraci raz jeszcze powrócą do swej zatoki...
Tylko po to, by została ona kolejny raz zamknięta.
Rapidshare
Przykład serwisu Rapidshare, to idealna prezentacja tego, że piraci są jak szarańcza, która eksploatuje najbardziej zasobne pola, a gdy już obeżre je do cna, odlatuje w stronę nowych, żyznych gleb.
Ten serwis hostingowy był jednym z największych, istniejących miejsc dzielenia się nielegalnymi plikami. Podobnie jak w przypadku The Pirate Bay z małego, lokalnego projektu rozrósł się do niewyobrażalnych rozmiarów i podobnie jak Zatoka Piratów atakowany był z każdej strony.
W przeciwieństwie do Szwedów nie wytrzymał jednak naporu pozwów i wyroków pod względem... finansowym. Rapidshare próbował się ratować wprowadzając w 2012 roku płatny model dostępu, lecz użytkownicy, którzy tak chętnie brali co się dało za darmo, nie byli już tak chętni, by zapłacić za korzystanie ze swojej ulubionej usługi.
W końcu w ubiegłym roku serwis zmuszony był do podwyżki cen o 150%, a także do drastycznej redukcji etatów, z 25 pracowników do... jednego.
W końcu na początku 2015 roku Rapidshare wywiesił białą flagę i pożegnał się z Internetem. Sądzę jednak, że nikt po nim nie płakał, bo osoby chcące dalej pobierać nielegalne treści z pewnością dawno już znalazły sobie innego dostawcę.
eKino, iiTV
Przenosząc się na nasze rodzime poletko, bodajże największą plagą są serwisy udostępniające wideo, które - niestety - stanowią dla mnóstwa ludzi pewnego rodzaju protezę w zastępstwie mizernego rynku VOD.
Brak legalnej alternatywy nie zmienia jednak faktu, że właściciele w/w serwisów łamali prawo, udostępniając filmy bez zgody twórców, zbijając do tego potężne pieniądze na nieświadomych użytkownikach, którzy płacili za konta premium, by mieć dostęp do treści, o których nielegalności często nawet nie wiedzieli.
Podobnie jak wcześniej Kinomaniaka, eKino.tv i iiTV uziemiła akcja policji, która zatrzymała właściciela serwisu eKino i zamknęła również serwisy takie jak ScS.pl czy Zalukaj. Policja zapowiada, że takich akcji w niedalekiej przyszłości będzie więcej, a serwisy oferujące pirackie treści wideo będą zamykane jeden za drugim.
Oczywiście jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać witryny w "zastępstwie" za te zamykane, a ich twórcy i orędownicy są na tyle bezczelni, iż potrafią się reklamować... w komentarzach pod artykułami o zamknięciu poprzedników.
Tutaj problem jest jednak o wiele bardziej złożony, gdyż dopóki nikt nie zaoferuje Polakom sensownej alternatywy w dobrej jakości, ten piracki biznes będzie kwitł.
Chomikuj.pl
Choć ten najbardziej popularny nad Wisłą serwis wymiany plików nieprędko upadnie, w końcu podjęte zostały pierwsze, realne kroki by jakoś zapanować nad panoszącym się tam piractwem.
Z Chomikiem mają problem absolutnie wszyscy - wydawcy książek, wytwórnie muzyczne, twórcy gier i wytwórnie filmowe. Te ostatnie, w połączeniu ze Stowarzyszeniem Filmowców Polskich złożyło pozew przeciwko serwisowi, który zaowocował bezprecedensowym wyrokiem.
Od teraz administratorzy Chomika będą zmuszeni raz w miesiącu monitorować wyszukiwarki Bing i Google pod kątem nielegalnych kopii filmów "Katyń", "Wenecja" oraz "Dzień Świra". Pięć pierwszych stron wyników wyszukiwania ma być usuwane z serwerów Chomikuj.
Ten pierwszy krok - choć w praktyce niewiele zmieni i przez wielu uważany jest za niezgodny z prawem - to dobry znak dla świata kultury. Potrzeba będzie jednak jeszcze wielu podobnych wyroków, aby walka z problemem rozpoczęła się na dobre, gdyż jego skala jest wręcz niewyobrażalna.
Co gorsza, Chomikuj czerpie korzyści finansowe, pobierając od użytkowników opłaty za transfer, które ci następnie wykorzystują do pobierania nielegalnych multimediów.
Jednak wzorem opisywanego wyżej Rapidshare, nawet taki kolos jak Chomikuj może w stosunkowo krótkim czasie upaść, jeżeli tylko otrzyma odpowiednią liczbę ciosów.
Czy zamykanie serwisów jest skutecznym sposobem na walkę z piractwem? Niestety nie.
Jak wykazały badania przeprowadzone w 2011 roku przez Komisję Europejską, po przeprowadzonych w Niemczech, Holandii, Hiszpanii i Francji nalotach na największe, pirackie serwisy, skala problemu tylko się powiększyła.
W miejsce jednego, zamkniętego serwisu streamingowego powstawały średnio 22 (sic!) nowe , a wzrost użytkowników legalnych rozwiązań wyniósł zaledwie 2,5% (trzeba jednak pamiętać, że miało to miejsce przed debiutem Netflixa w Europie).
O wiele bardziej skuteczną metodą ponownie okazuje się zmiana modelu biznesowego, co sprawdza się zarówno w przypadku muzyki, filmów, jak i oprogramowania.
Piractwo w przemyśle muzycznym skurczyło się diametralnie od momentu popularyzacji streamingu. W krajach, gdzie dostępne są platformy takie jak Netflix czy Hulu, niewielu ludzi w ogóle myśli o skorzystaniu z nielegalnych źródeł, bo te legalne są prostsze w obsłudze i tak zwyczajnie - na wyciągnięcie ręki.
W przypadku oprogramowania największe sukcesy odnosi przejście na model SaaS (Software as a Service), czyli po prostu na abonament. Taką strategię obrał Microsoft ze swoim pakietem biurowym, podobnie jak Adobe z całym portfolio swoich usług. Biorąc pod uwagę jak wielkie straty te dwie firmy ponoszą tylko na polskich portalach aukcyjnych, nic dziwnego, iż zmiana modelu sprzedaży była jedynym, sensownym rozwiązaniem.
Od niedawna zaczęli dostrzegać to także producenci oprogramowania muzycznego, a wszystko wskazuje na to, że tego typu usługi będą dostępne także dla innych segmentów rynku. Jest to rozwiązanie korzystne dla obydwu stron - producenci nie muszą się obawiać piractwa, a konsumenci mają zapewnione stałe wsparcie techniczne, gwarancję aktualizacji i możliwość rezygnacji z usługi, gdy ta nie będzie im już potrzebna.
Nie oznacza to jednak, że pirackie serwisy powinny nadal bezprawnie działać
W sytuacji, gdzie na działalności tego typu usług wytwórnie i wydawcy tracą dosłownie miliony, konieczności walki z piracką działalnością teoretycznie nie trzeba nikomu tłumaczyć.
Teoretycznie, bo w praktyce z każdym zamykanym serwisem podnosi się szum wściekłych internautów, którym ktoś próbuje odebrać ich podstawowe prawa. A w ich mniemaniu, podstawowe prawo Internetu brzmi "wszystko co w Internecie, jest za darmo".
Dlatego zamykanie stron takich jak Zatoka Piratów czy Rapidshare pełni przede wszystkim bardzo istotną funkcję psychologiczno-wychowawczą. Ma uświadamiać ludziom, szczególnie tym nie zdającym sobie sprawy z nielegalności ich działania, że tego typu usługi nie są zgodne z prawem.
A tym, którzy nadal postrzegają własność intelektualną jako coś, co należy im się "w pakiecie z Internetem", uzmysłowić, że tkwią w bardzo mylnym i bardzo niebezpiecznym przeświadczeniu.
*Grafiki pochodzą z serwisu Shutterstock