Nissan już się reklamuje w grze SimCity. Co Wy na takie lokowanie produktu?
Lokowanie produktu, czyli z angielskiego “product placement”, to nie nowość w grach komputerowych. Po ten sposób na pozyskanie pieniędzy sięgnęli także twórcy SimCity, a pierwszą marką, którą udało się zauważyć jest Nissan. I co w tym złego?
Informacja o takiej formie reklamy nie jest dla mnie zaskoczeniem. Jeśli już, to jedyne pytanie jakie mam: czemu tak późno? W kinie to przecież standard. Patrząc chociażby na ostatnią część przygód Jamesa Bonda po wyjściu z sali kinowej byłem pewien, że trafiłem w trakcie seansu Skyfall na srebrnym ekranie na kilka przerw reklamowych. Co prawda nie przeszkadzał mi nowy smartfon Sony, ale scena leżącego Bonda i popijającego w łóżku Heinekena była już wpleciona w obraz zbyt mocno i na siłę.
Lokowanie produktu w serialach
Ostatnio zwróciłem uwagę, że spore pieniądze na marketing musiał wydać Microsoft. Coraz więcej bohaterów moich ulubionych seriali, w tym np. Arrow, korzysta z tabletów Microsoft Surface, zamiast uwielbianych przez telewizję do tej pory iPadów. A czy mi to przeszkadza? Póki sprzęt elektroniczny nie wchodzi w kadr zbytnio na siłę, jestem za. Sama idea nie jest zła, tylko po prostu czasem wykonanie kuleje.
Mimo to, takie umieszczanie w obrazie telewizyjnych prawdziwych produktów, jak np. Nokia-Banan z Matriksa, jest znacznie lepsze niż telefony komórkowe firmy krzak z interfejsem, który wygląda jak narysowany w paincie. A gdy bohater telewizyjny szuka czegoś w komputerze, niech odpali Google i Facebooka (ale nie, nadal nie wierzę aby Sheldon z The Big Bang Theory korzysta z Internet Explorera!)
Product placement w grach
To bardzo wdzięczna forma reklamy, więc nie dziwne, że lokowanie produktu trafiło także do gier komputerowych. I chociaż nie widuję go podczas rozgrywki tak często jak w filmach, ale nie jest to bynajmniej zjawisko nowe. Dla przykładu poniżej zamieszczam kadr z wydanego w 2002 roku Crazy Taxi, w którym reklamę wykupiła znana na świecie sieć pizzeri:
Jednym z ciekawszych przykładów lokowania produktów w grach z kolei był Alan Wake. W tej grze, która była interaktywnym horrorem czerpiącym garściami z prozy Stephena Kinga, bohater walczył z pochodzącymi z jego koszmarów potworami za pomocą światła. A jak światło, to latarka. Jak latarka, to baterie.
Przemierzając świat w Alan Wake często trafiałem też na reklamy amerykańskiej sieci Verizon. Okazuje się zresztą, że gry komputerowe mogą być także miejscem agitacji politycznej. W kilku tytułach można było zobaczyć w czasie wyborów w USA billboardy nakłaniające na głosowanie na Baracka Obamę. Musiało się to okazać sukcesem, bo akcję po roku ponowiono.
Lokowanie produktu w nowym SimCity
A dlaczego o tym wszystkim przypominam? Trafiłem wczoraj w serwisie TechCrunch na informację o tym, że firma Nissan postanowiła się reklamować w grze SimCity. Gracze mogą bezpłatnie pobrać i umieścić w swoim mieście stację ładowania pojazdów brandowaną marką Nissan. Nie ma to tak naprawdę żadnego wpływu na rozgrywkę, a sama reklama nie jest zbyt nachalna.
Jednak w przypadku SimCity problemem mogą być niezadowoleni gracze, którzy w pierwszych dniach od premiery mocno ucierpieli ze względu na zabezpieczenia DRM. Problemy z grą SimCity zresztą opisała dokładnie Ewa. A ponieważ tytuł nie jest tani, to chęć wyciśnięcia przez twórców dodatkowych pieniędzy może być przez społeczność odebrana mocno negatywnie. Trudno im się zresztą dziwić, mimo rekompensaty zaproponowanej przez Electronic Arts.
Nie taki diabeł straszny
Jak dla mnie lokowanie produktu w grach komputerowych to nic złego. Dzięki temu świat przedstawiony w grze wideo jest bliższy naszemu - oczywiście jeśli akcja umieszczona jest w czasach współczesnych, a nie dajmy na to w przyszłości, kosmosie lub fantastycznej krainie. Widząc podczas gry znane marki nieco łatwiej przenieść się w wyobraźni do świata znajdującego się za taflą monitora.
W końcu fajniej się gra w wirtualną piłkę, gdzie na boisku biegają prawdziwi zawodnicy. Ciekawsze są wyścigi, gdzie widać prawdziwe samochody, a miłośnicy militariów z pewnością wolą oddawać salwy z wirtualnej repliki prawdziwej broni. Łatwiej też zżyć się ze swoim sztucznym miastem, gdy na jego terenie pojawią się znajome nazwy.
Oczywiście jeśli jest to robione z umiarem, bo inaczej efekt będzie dla reklamującej się marki negatywny.
źródło grafik: James Bond, Crazy Taxi, Alan Wake, Barack Obama