Curiosity zmienia nazwę - Molyneux nie chce zwady z NASA
O grze Curiosity pisałem Wam już na początku lipca. Od tamtego czasu angielskie słowo oznaczające "ciekawość" pojawiło się na pierwszych stronach gazet dobre kilka tysięcy razy. Nie było to jednak związane z nowym projektem Petera Molyneux...
Wszystko w związku z kolonizacją Marsa. Wysłany jakiś czas temu łazik Curiosity w sierpniu dotarł na czerwoną planetę i zdominował serwisy informacyjne, technologiczne, a nawet stosowny tag w serwisie Spider's Web. Peter Molyneux najwyraźniej zdecydował się nie wchodzić w paradę NASA i ogłosił na swoim twitterze, że gra zmieni nazwę na... Curiosity: What's inside the cube?
Wcześniej o podpowiedzi zwrócił się zresztą do samych graczy i jak informował po czasie, w gronie faworytów znalazły się między innymi: what's inside the cube, Intrigue, 2201, discovery, cubeosity, cubed, inquisitive, cube of duty. Wielkiemu wizjonerowi świata gier najbardziej do gustu przypadła zresztą ta ostatnia propozycja.
W jednym z wywiadów prasowych Peter Molyneux rzucił nieco więcej światła na zamieszanie związane ze zmianą nazwy swojej nowej produkcji. Wbrew pozorom głównym winowajcą nie jest NASA, łazik, a nawet Marsjanie. Przyczyna jest dużo bardziej prozaiczna (pewnie się domyślacie) - Google.
W dzisiejszych czasach czasem, gdy nie ma nas w Google, to nie ma nas wcale (choć coraz częściej tezie tej zdaje się przeczyć Facebook, o czym niebawem na Spider's Web nabloguję). Peter Molyneux nie chce ryzykować, że zbyt bliskie relacje z popularnym pojazdem NASA mogłyby zepchnąć jego grę z wyników wyszukiwania. Co zresztą dzieje się już od jakiegoś czasu.
Media społecznościowe i wyszukiwarki mogą być dla Curiosity: What's inside the cube? szczególnie istotne, jeśli weźmiemy pod uwagę, że sama gra ma raczej charakter eksperymentu. Gracze z całego świata będą próbowali się dokopać do wnętrza kostki, ale tylko zwycięzca wyścigu pozna ukrytą w niej tajemnicę. Oczywiście możliwości będzie wiele, dodatkowe narzędzia do kopania będziemy mogli dokupić, a za specjalne i najbardziej wydajne dłuto być może ktoś zdecyduje się zapłacić nawet 250 000 dolarów.