Wszyscy jesteśmy Bartosiakami. Jak Polacy pokochali geopolitykę

Geopolityka wdarła się do naszych salonów i sypialni. Efekt wojny w Ukrainie, szaleństwa Trumpa, a może rozpaczliwa próba zrozumienia coraz bardziej chaotycznego i skomplikowanego świata. 

Wszyscy jesteśmy Bartosiakami. Jak Polacy pokochali geopolitykę

Nie doktorat, a chęć szczera zrobi z Ciebie bohatera-influencera. Nie musisz być politologiem z renomowanej uczelni ani byłym dyplomatą. Wystarczy, że masz dostęp do internetu, trochę wolnego czasu i stajesz się ekspertem. Choć problem eksperckości w czasach mediów społecznościowych jest stary jak owe media, każda fala niesie swoich magików. Tak było w pandemii, kiedy wiele osób odkryło w sobie pasję do wirusologii i szczepień. Tak było też w przypadku hype’u na sztuczną inteligencję, który przyniósł nam jej szamanów. Tak jest również w kwestii geopolityki, która zyskała na znaczeniu po inwazji Rosji na Ukrainę. I nie jest to moda nowa. O zjawisku pisała już Sylwia Czubkowska na łamach miesięcznika "Znak" i Jakub Dymek w "Tygodniku Powszechnym".

Gawędziarski ton, stos oczywistych oczywistości i szczypta teorii spiskowych. To prosty przepis na podcastowy czy youtube’owy sukces. A potem jest już odcinanie kuponów: zbiórki na Patronite, wydane książki, spotkania autorskie, wróżba za wróżbą. Bez większego znaczenia, czy poprzednie się spełniły. W epoce postpiśmiennej liczy się przekaz prosty, emocjonalny i wizualnie atrakcyjny. Co za długie na YouTube, ląduje na TikToku, a sążniste analizy skracamy do bon motów na X. 

Popularna wersja geopolityki, zwłaszcza ta uprawiana w demokratycznych krajach zachodnich, stała się sposobem snucia opowieści o międzynarodowych zawiłościach, które zdają się być kluczem do zrozumienia współczesnego świata.

Chodzi o geopolitykę jako grę masową w epoce cyfrowego roju. Piłkę nożną epoki 2.0, gdzie nie liczą się umiejętności, a boiskiem może być pastwisko i słupki ze szkolnych plecaków. 

"Geopolityka jako zjawisko medialne, internetowy fenomen czy wręcz pewna męska subkultura jest dalece popularniejsza niż jako subdyscyplina czy perspektywa naukowa, której raczej się w Polsce nie wykłada i niekoniecznie darzy w łonie akademii szacunkiem. Dziś, kiedy chcą o niej rozmawiać mój fryzjer i taksówkarz" – pisał Jakub Dymek w tekście "Bartosiak i inni: skąd się wzięła polska moda na geopolitykę". 

Siewcy strachu, paski grozy i scenariusze z Hollywood

Moda jest, bo geopolityką zajmują się nie tylko Bartosiak, Zychowicz, Wojczal czy Sykulski. Te nazwiska to już klasyki internetowej “geopolityki”. O wojnach i relacjach międzynarodowych rozprawiają także twórcy, którzy parali się innymi tematami. Chociażby taki Paweł Svinarski z kanału "Dla pieniędzy". Samozwańczy ekspert od ekonomii od wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie w lutym 2022 roku komentuje politykę, w tym międzynarodową. Facet, który tak fatalnie myli się w kwestiach inwestowania, że mógłby być wiarygodnym źródłem, jak nie inwestować, także w temacie geopolityki miota się od półprawdy do banału. 

Także inny quasi-biznesowy kanał “Biznesmisja” zaczął dodawać treści geopolityczne. 

Przykładów takich jest na pęczki, ale to, co łączy ten cały zwrot geopolityczny, to nic innego jak czerwone albo żółte walące po oczach plansze (niczym w programach informacyjnych słynne paski grozy). A w dalszej kolejności szczucie strachem i nieuchronnością katastrofy. Choć grania strachem influencerzy nauczyli się od mainstreamowych mediów. Te sprytnie wytrenowały się w tym podczas pandemii i w 2022 roku. 

Gwiazdy internetowej geopolityki wypłynęły na masowym, zauważalnym także w mediach głównego nurtu, powrocie do tematów międzynarodowych. Zwrot geopolityczny dał wiatr w żagle mediom i influencerom. Dość powiedzieć, że jeszcze kilka lat temu Maciej Okraszewski, twórca podcastu "Dział zagraniczny", mówił, że za jego projektem stało narzekanie w rodzimych mediach, że "sprawy zagraniczne nikogo nie interesują". Dziś konto Maćka obserwuje ponad 100 tys. osób. Podcast “Dwie lewe ręce” (kulisy jego powstania opisał w tekście “Mają dwie lewe ręce, ale im się udało. Tak dwaj goście w marynarkach rozpalili internet”), w którym polityka zagraniczna jest przodującym tematem, został podcastem roku według publiczności 2024. 

W epoce wojny w Ukrainie, napięć w Azji, konfliktu na Bliskim Wschodzie, całego przyśpieszenia wojennego duże media próbują wrócić do polityki międzynarodowej. Ale po tym jak usunęły te tematy, jest to trudne, bo miejsce objaśniających świat zajęli podcasterzy i youtuberzy. 

Oczywiście moda na geopolitykę i geopolityków z YouTube’a to przykład szeroko zakrojonej demokratyzacji komunikacji i upadku dominującej roli tradycyjnych mediów. Można docierać do setek tysięcy ludzi (w Polsce) czy setek milionów (na świecie) bez pośrednictwa redakcji i wydawnictw. Twórcy internetowi nie muszą już tak bardzo przejmować się redagowaniem, weryfikacją treści, a nawet tym, czy głoszone prognozy się sprawdzą. Słuchacz lub widz otrzyma może produkt nieidealny, ale za to atrakcyjny i tani. Wszak nie o prawdę, ale o “ukrytą prawdę” chodzi. Nie o szukanie możliwych scenariuszy, ale o najbardziej hollywoodzki scenariusz. Show must go on! 

Korespondent i wróżka 

Tomasz Markiewka pisał na naszych łamach niedawno o internecie dwóch prędkości. Mamy więc jakościowe, często płatne treści i cały szlam, content (anglicyzm nieprzypadkowo!) niskiej jakości, ale za darmo. To powoduje jeszcze większy rozjazd na korespondencje zagraniczne, analizy, studia przypadku, reporterskie treści, wywiady i eseje z jednej strony oraz wróżenie z fusów z paskiem grozy na planszy z drugiej. 

Gwiazdy geopolityki nierzadko prezentują szerokie spektrum kierunków polityki zagranicznej. Jest jak z horoskopami: jak by nie czytać, pasuje! 

Rozjeżdżają się treści i style ich konsumpcji. Medialnemu "pokoleniu Ikea" (czyli tym, którzy cenią prostotę, minimalizm, praktyczność i funkcjonalność treści) wystarczy często mocny tweet i filmik z TikToka. Są jednak i ci, którym niestraszny dwugodzinny podcast, reportaż na 500 stron czy esej składający się z 40 tysięcy znaków. 

Wciąż słuchamy, czytamy dłuższe treści, ale nie jest to masowe. Ciekawie o tym pisał w styczniu Daniel Immerwahr w "New Yorkerze" w głośnym, choć prowokacyjnym tekście "What if the Attention Crisis Is All a Distraction?".

Będą więc i fani (wyznawcy) Bartosiaka, i ci, którzy czytają raporty Instytutu Studiów nad Wojną; tacy, którym wystarczy szybkostrzelny Łukasz Bok, ale i tacy, którzy poczekają na tekst w Politico.

Gwiazdy geopolityki nierzadko prezentują szerokie spektrum kierunków polityki zagranicznej. Jest jak z horoskopami: jak by nie czytać, pasuje! fot: shutterstock

O czym będziemy rozmawiać w majówkę?

Zwrot geopolityczny jest na rękę nie tylko mediom głównego nurtu i gawędziarzom z YouTube’a. Służy także politykom. Wielka Historia, której możemy być tylko biernymi uczestnikami albo obserwatorami, odciąga nas od tej małej. Bardzo łatwo wrzuca nas w pole "niedasizmu", bo przecież Wielkie Mocarstwa rozgrywają swój bój, a my siedźmy cicho, bo niczym Franek Dolas rozpętamy wojnę światową. Już trzecią, na lajki i suby.

Nieuchronność Wielkich Zdarzeń może sprawić, że nie będziemy żądali niemożliwego tu i teraz. Nie będziemy wymagać zmian lokalnie i punktowo. A tak naprawdę wsparcie systemu edukacji, opieki zdrowotnej, a także (tak właśnie!) napędzanie innowacyjności nad Wisłą zależy nie tylko od Waszyngtonu, Berlina, Paryża czy Moskwy. 

Jeśli w poprzednie majówki kłóciliście się o polską politykę, możliwe, że tym razem kością niezgody będzie coś więcej niż Tusk i Kaczyński. Spór będzie się toczył o "momenty", nie każdemu przypadnie do gustu "amerykański gambit" i nie wszyscy uwierzą w koncepcję "Armii Nowego Wzoru" (świadomie przywołuję tutaj fenomenalną “bartosiakowaną” recenzję książki "Najlepsze miejsce na świecie. Gdzie Wschód zderza się z Zachodem”, którą ze swadą napisał dr Bartłomiej Gajos na łamach Kultury Liberalnej). 

Może dojdziemy do wniosku, że wysokie ceny mieszkań w Polsce to nie efekt człowieka deweloperów w rządzie, ale skutek międzynarodowych intryg; polscy, demokratycznie wybrani politycy nic nie mogą, bo przecież są figurkami na globalnej szachownicy, jopkami w talii trzymanej przez grube ręce Mędrców Świata.

Geopolityka jest eskapizmem, nowym Tolkienem w czasach postprawdy i postpisma, rozrywką, którą niestety można wziąć na serio. Pamiętajmy o tym przy świątecznym stole, podczas majówkowego wypadu, weekendu z rodziną. Wszyscy jesteśmy Bartosiakami, ale za żadnych Bartosiaków tego świata nie oddawajmy świętego spokoju.