Na zbrodniach da się wybić. "Kryminatorium" rozbija podcastowy bank

Kryminalne historie podbijają rynek podcastów. Najlepsi podcasterzy mają już własne zespoły. – Uświadamiam, że zło może czaić się na każdym kroku. Joachim Knychała był przykładnym mężem i ojcem, ale nocami wychodził na miasto i polował na kobiety – opowiada Marcin Myszka, twórca podcastu "Kryminatorium".

Marcin Myszka, podcast Kryminatorium

O tym, że Polacy kochają słuchać o zbrodniach, świadczy nie tylko liczba nowych produkcji, lecz także dane. Pięć z 20 polskich podcastów w TOP20 na Spotify to właśnie opowieści o morderstwach, a najpopularniejszy podcast w tej tematyce, "Kryminatorium", dociera nawet do 300 tys. słuchaczy w tydzień.

Fascynacja historiami, w których podcasterzy opowiadają o przestępstwach, dochodzeniach, morderstwach i skandalach, to nie odosobniony przypadek Polski. Najnowsze dane amerykańskiego Pew Research Center wskazują, że podcasty true crime utrzymują największą popularność także w Stanach Zjednoczonych. Tam prawie jedna czwarta najpopularniejszych podcastów dotyczy głównie tematyki przestępczej.

W Polsce najpopularniejszy podcast o tematyce kryminalnej tworzy Marcin Myszka, który przyczynił się do spopularyzowania gatunku nad Wisłą. Jego flagowy projekt "Kryminatorium" wystartował w 2018 roku.

W każdy poniedziałkowy poranek przedstawia w nim inną sprawę kryminalną. Czasami są to zbrodnie z pierwszych stron gazet, innym razem porusza sprawy zapomniane i archiwalne. Format podcastu zmieniał się przez ostatnie miesiące, obecnie przypomina słuchowisko. Wykorzystywane są efekty dźwiękowe, muzyka oraz głosy aktorów.

O tym, jak wygląda przygotowanie podcastu o największych polskich zbrodniarzach, dlaczego Polacy coraz częściej wolą słuchać podcastów z krwawymi opisami i po co ostatnio zgłosiła się do niego policja, rozmawiamy z Marcinem Myszką, twórcą "Kryminatorium".

Marcin Myszka, twórca podcastu "Kryminatorium". Fot. Kryminatorium

Rozmowa z Marcinem Myszką*

Barbara Erling: Ponoć ostatnio z prośbą o pomoc zgłosiła się do pana policja.

Marcin Myszka: Zgadza się. Przygotowałem materiał, który powstał we współpracy z funkcjonariuszami z Archiwum X z Opola.

Czego dotyczy ta sprawa?

W 2011 roku szesnastoletnia Samanta po kłótni z mamą wyszła z domu. Szła drogą łączącą Kluczbork z Opolem i zniknęła. Dwa dni później odnaleziono jej ciało kilkadziesiąt kilometrów od tej drogi. Nikt nie wie, jak doszło do zbrodni. Czy wsiadła do samochodu nieznajomego? Czy może jechał jakiś znajomy? Śledczy zabezpieczyli dwa profile genetyczne, mogą należeć do sprawcy albo uczestnika tego wydarzenia.

A dlaczego odezwali się akurat do pana?

Policyjne Archiwum X zdaje sobie sprawę, że media mogą pomóc w ustaleniu sprawcy.

Sprawa została przedstawiona wcześniej w programie telewizyjnym "997", ale jednak tradycyjne media docierają do innej publiczności. Podcasty słuchają osoby młodsze, a sprawcy zbrodni z Opola to najprawdopodobniej ludzie ok. 30. roku życia. Jest więc możliwość, że ten materiał dotrze do sprawcy lub świadków tego zdarzenia. Taki był nasz zamysł, aby do tych młodych ludzi trafić i być może w jakiś sposób przekonać ich do tego, aby zgłosili się na policję.

Czyli robił pan za śledczego?

Może trochę za pomocnika.

I jak działaliście? Zabrali pana na miejsce zbrodni? Miał pan dostęp do materiałów Archiwum X?

Dostępu do akt nie miałem. Byłem w Opolu, rozmawiałem z rzecznikiem Prokuratury Okręgowej w Opolu, spotkałem się z policjantami, z którymi odwiedziłem miejsce zdarzenia. Opowiedzieli mi o całej sytuacji, oczywiście zdradzając tylko te szczegóły, które mogli mi przekazać. Wspólnie ustaliliśmy, w jaki sposób ten materiał można przedstawić. Rozmawiałem też z panią psycholog, która tą sprawą się zajmowała. Wniosła ciekawe opinie do tego materiału. 11 czerwca minęło 12 lat od zbrodni, miejmy nadzieję, że to szansa na przełom.

Policja dobrze płaci?

Nawet nie pytałem o wynagrodzenie. To była druga tego typu sytuacja. Wcześniej przed rokiem z poznańską policją realizowałem podobny materiał. Wtedy też nie rozmawialiśmy o wynagrodzeniu. Nie mam dużego doświadczenia w realizacji materiałów dotyczących aktualnych spraw z Polski, ale chciałem pomóc. Przy okazji mogłem zrealizować ciekawy materiał.

Myśli pan, że takich próśb o pomoc od policji w przyszłości będzie więcej? 

Mam przeczucie, że w najbliższych latach policja będzie coraz bardziej otwarta na działania z podcasterami lub innymi twórcami internetowymi. Podcasty mogą dziś dotrzeć do większego grona odbiorców niż telewizja i radio. Słuchają ich osoby młodsze, więc jeżeli chcemy skierować ten komunikat do tej konkretnej grupy, to lepiej, gdy pojawi się on w podcaście.

Jakiś czas temu w wywiadzie dla TVN-u przyznał pan, że w swoich projektach kryminalnych skupia się na tematach zamkniętych, bo nie ma wystarczającego doświadczenia dziennikarskiego, aby próbować rozwiązywać głośne zbrodnie. Co się zmieniło?

Zmieniło się może tyle, że przygotowałem ten materiał wspólnie z policją z Opola. Nie wchodzę jednak w rolę śledczego, nie próbuję ustalać, co się stało, przekazuję zebrane informacje.

Wciąż uważam, że nie sprawdziłbym się w takiej roli, aby produkować podcast śledczy, choć wydaje mi się, że to jest przyszłość w Polsce. Za granicą takie formaty są najbardziej popularne, te serie nabijają ogromną popularność, największe zainteresowanie. Właśnie te tematy śledcze, w których to podcaster próbuje znaleźć informacje ważne dla sprawy. Zdarzało się nawet za granicą, że dzięki takim podcasterskim śledztwom dało się pewne sprawy albo rozwiązać, albo chociaż doprowadzić do jakiegoś przełomu. Należy jednak pamiętać, że najczęściej są to projekty realizowane przez reporterów z wieloletnim doświadczeniem, którzy wcześniej działali w mediach tradycyjnych.

W "Kryminatorium" przygotował pan już kilkaset materiałów o najgroźniejszych kryminalistach, najgłośniejszych morderstwach. Boi się pan teraz bardziej?

Na pewno poznając te historie, jestem bardziej ostrożny. Wiem, że nie należy wracać do domu późną porą pieszo przez pół miasta. A kiedyś bardzo często mi się to zdarzało. Chodzenie nocą to proszenie się o kłopoty. O wiele lepszym rozwiązaniem jest zamówienie taksówki, w taki prosty sposób łatwo można uniknąć zagrożenia. Odkąd zajmuję się tymi historiami, mam to na uwadze. Ostatnio zamówiłem gaz pieprzowy na wszelki wypadek. Mając coś takiego przy sobie, mimo wszystko czuję się bezpieczniej. 

Zabezpiecza się pan przed sprawcami zbrodni, którzy są na wolności?

Nie łączyłbym tego z osobami, o których wspominam w podcaście. Tego nigdy się nie obawiałem. Zresztą od jakiegoś czasu głównie zajmuje się historiami zagranicznymi, mało jest takich materiałów, gdzie opisuję sprawy żyjących jeszcze sprawców, którzy mogliby mieć do mnie pretensje. Nawet jeśli opowiadam o sprawach z Polski, zazwyczaj są to dawno zamknięte sprawy sprzęt kilkudziesięciu lat, gdzie sprawcy zostali często skazani na śmierć.

Tablica detektywistyczna z odciskami palców
fot. New Africa / Shutterstock.com

Skąd ta pasja? Jako dziecko interesował się pan sprawami kryminalnymi?

Lubiłem oglądać programy typu "997", "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie", "Telewizyjne Biuro Śledcze". Oglądałem te programy, mimo że potem bałem się w nocy spać. Bałem się, że któraś z tych złych osób przyjdzie również do mojego mieszkania. Ale było w tym coś pociągającego, chciałem to oglądać, czekałem na te programy z wielkim zniecierpliwieniem. Gdy byłem trochę starszy, zacząłem się interesować historiami tajemniczymi. Ostatnio nawet trafiłem na materiał Roberta Bernatowicza, dziennikarza, który zajmuje się tematyką UFO i przypomniało mi się, że jako nastolatek słuchałem jego audycji w Radiu TOK FM. Tajemnica, ciekawość, niewyjaśnione historie to coś, co mnie przyciąga.

Nie ma pan wrażenia, że w latach 90. media opisywały zbrodnie bardziej krwawo? Pojawiały się opisy i zdjęcia bez cenzury.

Oglądając stare programy kryminalne, na przykład z lat 90., zastanawiam się czasami, jak to możliwe, że ktoś to dopuścił do emisji. W tych starych programach kryminalnych było wszystko: krew, wnętrzności, rozczłonkowane ciało. Dzisiaj to nie do pomyślenia! Ani w telewizji, ani tym bardziej w internecie. Gdyby kanał coś takiego opublikował, zostałby od razu pewnie zdemonetyzowany i ocenzurowany, kiedyś nie zwracano na to uwagi.

Z drugiej strony pamiętam historię Kajetana P., który zabił swoją korepetytorkę języka włoskiego. W telewizji jeden z ekspertów opowiadał krok po kroku, jak Kajetan P. tej zbrodni dokonał. Ten opis był jak przepis na morderstwo. Czy informowanie o takich szczegółach przez media nie sugeruje kolejnym sprawcom, jak postępować?

Z jednej strony dla takich osób faktycznie może być to element napędowy. Zdaję sobie sprawę, że w przypadku konkretnych spraw, w których śledczy wypowiadają się na dany temat, oni często wiele z tych informacji zachowują dla siebie. By nie zdradzać szczegółów, które byłyby pomocne dla osoby chcącej popełnić zbrodnię. Zresztą w dzisiejszych czasach każdy wie, że zostawiamy odbitki linii papilarnych, że nasze włosy pozostawione na miejscu zdarzenia to ważny ślad. To jest taka ogólna wiedza, którą można posiąść, oglądając popularne filmy, seriale czy czytając książki. To, że ktoś zna te podstawowe szczegóły, nie znaczy, że będzie w stanie dokonać zbrodni idealnej.

Ale jednak jest coś z efektu Wertera czy kuli śnieżnej... Opisywanie jednej sytuacji wywołuje kolejne. Ostatnia historia 8-letniego skatowanego Kamilka miała podobny efekt.

To prawda, nawet ostatnio czytałem o sprawie, w której przestępca po obejrzeniu serialu "Dexter", zabijając ofiarę, wyścielił całe pomieszczenie folią, żeby nie zostawiać krwawych śladów. Teoretycznie jakąś wiedzę ten serial mu dał, ale trzeba też pamiętać, że tego typu materiały, artykuły niosą pozytywne przesłanie.

Tak też było w przypadku tego skatowanego dziecka. W następstwie policja i inne instytucje dostały mnóstwo zgłoszeń od osób, które podejrzewały, że w domach ich sąsiadów mogło dochodzić takich sytuacji. Może dzięki temu, że taka sprawa została nagłośniona, wiele ludzkich istnień zostanie ocalonych?

Wolę podchodzić do tego tak, że, opowiadając o tych historiach, uświadamiamy o tym, że zło może czaić się na każdym kroku. A w przypadku zbrodni dokonanych na dzieciach, może czasami otworzyć oczy. Gdy wcześniej słyszałem dziecko płaczące za ścianą, myślałem, że po prostu sąsiedzi mają malca, który często daje o sobie znać. Po tych historiach zacząłem się zastanawiać czy to tylko płacz, czy może dzieje się krzywda.

W ogóle widzę, że w ostatnim czasie spore zainteresowanie wzbudzają publikacje, które są opisane w sposób niezwykle krwawy i obrazowy. Jest grono ludzi, których tego typu opisy bardzo nakręcają. Ja akurat tego u siebie nie praktykuję, skupiam się na elementach śledztwa, te krwawe opisy omijam, nawet jeśli są ważne dla historii. Zdaję sobie sprawę, że słuchają mnie też młodsi odbiorcy.

Kto konkretnie słucha pana podcastów?

Osoby pełnoletnie między 20. a 35. rokiem życia. Każdy opublikowany odcinek dociera do 200-300 tys. słuchaczy w tydzień, dwa tygodnie po publikacji. Potem te materiały jeszcze zyskują wyświetlenia, głównie dzięki temu, że podcasty nie są newsowe, więc tak szybko się nie dezaktualizują. Na dobrą sprawę nie ma różnicy, czy ktoś odcinka "Kryminatorium" przesłucha dziś, czy rok po premierze. Dzięki temu nawet starsze epizody cały czas żyją, są słuchane i nabijają wyświetlenia.

Czuję się pan ojcem założycielem polskiego podcastingu true crime?

Po części tak. Zaczynałem wiele lat temu, pierwszy kanał na YouTube założyłem w 2015 roku, gdy jeszcze w Polsce podcasty nie były popularne. Mój kanał był jednym z pierwszych, na którym przedstawiałem historie kryminalne. Potem "Kryminatorium" też było czymś nowym, także "Strach Story" jest nowym w Polsce formatem. Na pewno w jakimś stopniu wyznaczam trendy. Gdy zaczynałem tworzyć treści do internetu, zaczynało też wielu innych twórców znanych głównie z YouTube'a. Wtedy wspólnie sprawiliśmy, że podcasting stał się w Polsce modny i popularny.

Na liście 20 najpopularniejszych podcastów na Spotify przynajmniej pięć zajmuje się właśnie tematyką kryminalną. "Kryminatorium" nie wystarcza?

Zdecydowanie nie. Podcastów można słuchać kilka godzin dziennie, np. podczas wykonywania domowych obowiązków lub spaceru z psem. Sam jestem przyklejony do słuchawek i cały czas coś tam mi gra. Pomimo że jest tak wiele podcastów w Polsce i za granicą, cały czas czegoś mi brakuje, cały czas szukam nowych treści. Tym bardziej jeżeli ktoś jest nastawiony tylko na sprawy kryminalne opowiadane w języku polskim, mój podcast nie wystarczy. Moje ponad 200 odcinków można przesłuchać w dwa, trzy miesiące, a co dalej?

Studio podcastowe
fot. Alex from the Rock / Shutterstock.com

Zresztą my ludzie mamy potrzebę zmian, często szukamy nowych twórców, nowych bodźców. Zdaję sobie sprawę, że moja narracja czy odcinki dla niektórych słuchaczy z czasem mogą być monotonne, dlatego szukają nowych autorów. I mnóstwo takich nowych autorów się pojawia. Tak jak pani wspomniała: w topce są cztery czy pięć kryminalnych podcastów, które się tam utrzymują od dawna. Gdyby zliczyć wszystkie podcasty, pewnie byłaby ponad setka i wiele z nich ma bardzo dobre wyświetlenia. Są to często osoby, które żyją z tego podcastowania.

A pan?

Tak, to moja jedyna praca.

Jak wyglądają jej kulisy?

Teraz pracuję w kilkuosobowym zespole. Mam osoby, które pomagają mi w opracowaniu tematów, przygotowują dla mnie scenariusze. Moje zadanie polega głównie na ustalaniu z nimi tematów, rozmawiamy, jak ten odcinek miałby zostać zrealizowany, później nagranie i montaż. Jak mam już gotowy scenariusz, jestem w stanie przygotować taki odcinek w jeden, dwa dni maksymalnie. Kiedyś, gdy nie miałem nikogo do pomocy, nie było to proste zadanie. Przygotowanie odcinka to był tydzień pracy: zbieranie źródeł, czasami jeżdżenie w miejsca związane z historiami, rozmowy z ludźmi, którzy tę historię pamiętali. To wszystko znacznie wydłużało proces realizacji takiego materiału. Dzięki temu, że mam zespół do pomocy, mogę rozwijać inne projekty, jak praca nad książką, audioserialem czy innymi podcastami.

A skąd ten zespół się wziął? Podcasty tak dobrze dają zarobić?

Zdarzało się, że zamieszczałem ogłoszenia w moich social mediach, więc osób do współpracy w pierwszej kolejności szukam wśród moich słuchaczy. Na podcastach można w Polsce zarobić na wiele sposobów, choć do stawek najpopularniejszych zagranicznych twórców wiele brakuje.

Czy to pojawienie się zespołu sprawiło, że od jakiegoś czasu głównie zajmujecie się historiami zagranicznymi? Polskie się już wyczerpały?

Wręcz przeciwnie. W Polsce mamy ciekawe historie ze zwrotami akcji, seryjne morderstwa, historie są równie krwawe i przerażające jak te zza granicy. Polskie sprawy cieszą się większym zainteresowaniem. Widzowie chętniej je odsłuchują: mają poczucie, że ta historia jest bliższa, bo miała miejsce tuż obok.

Dlaczego w takim razie zagranica?

Chyba dlatego, że jest łatwiej. Publikując materiały o aktualnych wydarzeniach, można czasami komuś nawet niechcący zaszkodzić.

W jaki sposób mógłby zaszkodzić?

Miałem sytuację, że rodzice zmarłej dziewczyny poprosili o usunięcie materiału, bo przywoływał złe wspomnienia. Wiadomość od tych ludzi trafiła do wszystkich autorów podcastów, którzy się tym tematem zajęli. Jeszcze wiele lat temu, kiedy zaczynałem swoją internetową przygodę, opowiadałem o jakimś wydarzeniu, na którym miało miejsce przestępcze zdarzenie i użyłem nazwy tej imprezy. Organizatorzy nie chcieli być kojarzeni z tą sprawą i również proszono mnie, aby ten materiał usunąć.

I co pan zrobił?

Usunąłem.

Oba?

Tak. Moim celem nie jest, żeby komukolwiek zaszkodzić. Jeżeli tak by się stało, że materiał faktycznie przywołuje złe wspomnienia i ktoś by się do mnie w tej sprawie zgłosił i poprosił o usunięcie, nie widzę przeszkód, żeby to usunąć.

A co musi mieć historia, żeby pan ją podjął?

Musi być to historia dosyć popularna i medialna. Przygotowując sprawy zagraniczne, pracujemy na źródłach, które są ogólnodostępne: książki, artykuły prasowe, filmy dokumentalne. Najlepiej, aby było tych źródeł dużo. Historia musi mieć zwrot akcji, element zaskoczenia, żeby też w ciekawy sposób te historie przedstawić. To są główne elementy, których szukam, pracując nad materiałami.

Gdzie pan szuka tych historii?

Mnóstwo historii zagranicznych jest opisanych w książkach, z kolei platformy streamingowe często publikują filmy, seriale dokumentalne o najpopularniejszych wydarzeniach. Czasami uda się dotrzeć do gazet czy ich skanów. Są analizy na zagranicznych forach. W Polsce bardzo dobrym źródłem, o którym nie każdy wie, są archiwalne gazety, które możemy znaleźć w dużych bibliotekach. Wystarczy zamówić rocznik z dowolnego okresu, jeżeli sprawa była medialna, znajdziemy mnóstwo informacji, których nie ma nigdzie indziej. Opowieści z sali sądowej przedstawione przez osoby, które faktycznie brały udział w rozprawie, czuły te emocje, widziały sprawcę i świadków. Wielokrotnie z tej opcji korzystałem, trochę godzin w tych czytelniach spędziłem.

Swego czasu nagrał pan odcinek o głośnym i tajemniczym zabójstwie studentów w Górach Stołowych. Zdaniem Izy Michalewicz, która opisała w książce szczegóły sprawy z policyjnego Archiwum X, wykorzystał pan jej reportaż i podane w nim informacje. Zgadza się?

Nie do końca rozumiem, jaki jest tam zarzut. Początkowo nie była to kwestia tego, że wykorzystałem materiały, tylko że zaczerpnąłem pomysł. Nie zgadzam się z tym zarzutem. Rozmawiałem po prostu z tym samym człowiekiem, z którym rozmawiała pani Michalewicz – byłym policjantem, który od lat zajmuje się sprawą i pojechałem na miejsce zbrodni.

Autorka kontaktowała się z panem, żeby wyjaśnić sprawę?

Dodała tylko komentarz pod postem na Facebooku, na który odpowiedziałem, i zagroziła pismem od prawników i wydawnictwa. Do tej pory nic nie wpłynęło, więc zakładam, że jednak nie było ku temu podstaw.

To za sprawą tej sytuacji od trzech lat informuje pan o źródłach, z jakich pan korzystał do stworzenia materiału?

Na pewno teraz przykładam do tego szczególną uwagę. W materiale o Górach Stołowych narratorem opowieści był były policjant badający sprawę, więc źródłem informacji była jego wypowiedź. W odcinkach, które obecnie publikuję, na końcu każdego materiału lektor wypowiada frazę "odcinek powstał na podstawie..." i wymienia wszystkie najważniejsze publikacje, z których korzystaliśmy. Jeżeli któraś z publikacji była szczególnie ważna, z której zaczerpnęliśmy szczególnie wiele informacji, pojawia się wzmianka o autorze tej publikacji w treści odcinka.

A zdarzały się sytuacje lustrzane, gdzie inny podcaster sugerował się Pana materiałami?

Takie sytuacje czasami się zdarzają. W przypadku materiału o Edmundzie Kolanowskim, sprawcy z Poznania, wykonane przeze mnie zdjęcia bez żadnego opisu pojawiły się w amerykańskiej książce. Nie przeszło mi przez myśl, żeby zgłaszać roszczenia.

Zaraz, zaraz. Przemyca pan tu podejście: ja brałem cudze materiały, więc inni mogą ukraść moje. Pan w ten sposób legitymizuje swoje zapożyczenia materiałów. Nie na tym polega prawo autorskie.

Oczywiście skopiowanie czyjejś pracy lub jej części i przedstawienie jako własnej jest niedopuszczalne. Jeżeli dany materiał powstał na podstawie opublikowanych wcześniej informacji, a autor zebrał to wszystko, przedstawił własnymi słowami, dodał swoje wnioski i wyszczególnił źródła, z których korzystał, to nie widzę w tym problemu. Każdego dnia w prasie i w serwisach internetowych pojawia się mnóstwo podobnych publikacji.

Izie Michalewicz nie spodobało się, że korzystał pan z jej materiałów. Za to zaprzyjaźnił się pan z Michałem Larkiem, autorem książki o Edmundzie Kolanowskim, z której też pan czerpał.

Zaczęło się od wspólnego filmu na temat tej sprawy. Ta historia bez wątpienia najbardziej mnie zmroziła, bo jest to sprawa z Poznania, w którym mieszkam. Chodzi o Edmunda Kolanowskiego, zwanego również nekrofilem z Poznania lub zimnym chirurgiem. Wszystko działo się tuż obok mnie. Mogę codziennie chodzić tymi samymi ulicami, na których działa się akcja tego wydarzenia, wiem, gdzie ten przestępca chodził do ulubionego kina, gdzie mieszkał, gdzie polował na swoje ofiary. Przez to czuję się z tą sprawą bardziej emocjonalnie związany.

Dlaczego?

Osoby związane ze światem kryminalistyki mówią, że takiej postaci na świecie jeszcze nie było. Był to przestępca, który pod osłoną nocy chodził na groby, wykopywał ciała, odcinał z nich fragmenty skóry, brał je do domu, tam przyszywał je do lalki, przy której później zaspokajał się seksualnie. Kolanowski zamordował dwie kobiety i dziecko. Sam ten opis powoduje, że ciarki pojawiają się na plecach. Razem z Michałem Larkiem zrealizowaliśmy szczegółowy audioserial o tej sprawie, w którym zawarliśmy wypowiedzi osób zaangażowanych w śledztwo.

I?

Śledczy Roman Wojtyniak, który się tą sprawą zajmował, wspominał, że to była historia, która najbardziej utkwiła mu w pamięci i wpłynęła nawet na jego psychikę. Mężczyzna nie mógł do końca pozbierać się po tej sprawie. Podobnie było z medykiem sądowym, który badał ciała ofiar zimnego chirurga. Sprawa była tak bulwersująca, że wiele szczegółów z tych sekcji pozostało mu w pamięci nawet po kilkudziesięciu latach.

I co się z tym Kolanowskim stało?

Został skazany na karę śmierci i spoczął na cmentarzu, na którym wcześniej grasował.

Są jakieś cechy, które sugerują, że człowiek ma predyspozycje do bycia mordercą? U Kolanowskiego można było je zauważyć?

Wydaje mi się, że w głównej mierze to kwestia środowiska, w jakim się obracamy i dorastamy, wpływa też towarzystwo. Mam przeczucie, że każdy z nas w sytuacji zagrożenia byłby w stanie zrobić coś złego drugiemu człowiekowi. Gdybyśmy musieli chronić siebie albo swoich najbliższych. Często historie, o których opowiadam, pokazują, że osoby, które były dobrymi ojcami, mężami, nie miały żadnych problemów, robią okropne rzeczy.

Wiadomo, taki był miły, "dzień dobry" na klatce mówił…

Jeżeli widzimy na klatce schodowej osobę, która zawsze jest uśmiechnięta, nawet przez myśl nam nie przejdzie, że ten człowiek może być agresywny i niebezpieczny.

Doskonałym przykładem jest seryjny zabójca ze Śląska. Sprawa sprzed kilkudziesięciu lat. Joachim Knychała był przykładnym mężem, ojcem, ale miał też drugie oblicze. Nocami wychodził na miasto i polował na kobiety. Po zatrzymaniu nawet jego własna żona dziwiła się, że był do tego zdolny. Nie mogła uwierzyć, że o niczym nie wiedziała. Nawet jeżeli tak bliska osoba, która z tym człowiekiem spędza połowę swojego życia, nie jest w stanie odkryć tej tajemnicy, co dopiero osoby, z którymi ten człowiek mija się na ulicy czy na klatce schodowej?

Łatwo dziś popełnić zbrodnię i pozostać nieuchwytnym?

Bardzo trudno. W wielu przypadkach jest to niemożliwe, bo zawsze pozostawiamy po sobie jakiś ślad. Kiedyś było mniej możliwości, nie mieliśmy telefonów, monitoringu, internetu, można było wszystko zaplanować tak doskonale, aby śledczy nie wpadli na trop. Teraz ktoś zapomni wyłączyć telefon i zaloguje się do sieci, a to już jest dowód, że był w danym miejscu. Choć oczywiście wciąż zdarzają się sprawy niewyjaśnione, jak chociażby ta, o której wspominałem na wstępie naszej rozmowy. Jednak wydaje mi się, że to kwestia czasu, bo jeżeli policja ma już materiał genetyczny, wystarczy znaleźć osobę i śledztwo uda się zamknąć.

* Marcin Myszka – polski youtuber i podcaster. W 2015 roku założył swój pierwszy kanał na YouTube "Niediegetyczne", na którym publikuje materiały o tematyce kryminalnej. W 2018 roku stworzył projekt "Kryminatorium", czyli jeden z najpopularniejszych podcastów w Polsce. Jest także autorem audioserialu "Rozpruwacz z Bydgoszczy" oraz "Sprawa Edmunda Kolanowskiego". Razem z pisarką Joanną Opiat-Bojarską poprowadził program "DNA polskich zbrodni" emitowany na kanale CBS Reality.

Zdjęcie główne: Marcin Myszka, fot. Kryminatorium
DATA PUBLIKACJI: 30.06.2023