Szara strefa aplikacji, cyfrowi gangmasterzy i pizza. Kurierzy próbują złamać system Glovo

Polak stworzył aplikację, która pozwalała omijać system rezerwacji pracy kurierów Glovo. Chciał w ten sposób poprawić warunki pracy i bezpieczeństwo kurierów. Rykoszetem dostali jednak sami kurierzy, ale to i tak dopiero początek prób oddolnego złamania monopoli cyfrowych platform.

Szara strefa appek, gangmasterzy i pizza. Kurierzy kontra Glovo

Przemysław Pasieko jako kurier Glovo w Katowicach nie pracował za długo. Zaczął pod koniec 2020 roku. Dostarczał autem osobowym zamówienia, czyli głównie posiłki z restauracji do klientów. Jeździł zimą, więc kiedy mocniej sypało czy łapał mróz, a na drodze robiło się ślisko, często widział, jak wielu jego kolegów pracujących jako kurierzy miało stłuczki czy nawet poważniejsze wypadki.

– Za każdym razem, kiedy pytałem ich, jak do tego doszło, odpowiadali, że próbowali rezerwować godziny pracy w telefonie w aplikacji Glovo. Robili to w czasie jazdy, bo kurierów jest tak dużo, że zwolnione godziny znikają bardzo szybko. Tylko trudno bezpiecznie kierować samochód, skuter czy rower, a jednocześnie rezerwować sloty w aplikacji – mówi nam Przemysław Pasieko, tłumacząc, dlaczego stworzył Glovo Bot, czyli prostą, działającą w tle nakładkę na oryginalną aplikację Glovo. Pozwala ona automatycznie rezerwować pojawiające się nowe, wolne godziny pracy, z których zrezygnowali inni kurierzy.

– Moja aplikacja rozwiązywała problem bezpieczeństwa, bo kiedy tylko pojawiały się wolne godziny, system sam je rezerwował. Każdy, kto jej używał, nie musiał już ryzykować i klikać w telefon nawet w czasie jazdy – przekonuje.

– Nie dziwi mnie, że takie aplikacje powstają ani to, że kurierzy próbują w jakiś sposób polepszyć swoje warunki pracy, bo w ten sposób choć odrobinę poprawiają swoją sytuację w relacji z platformą, która ma nad nimi ogromną przewagę informacyjną – mówi dr Karol Muszyński, naukowiec z Katolickiego Uniwersytetu w Leuven i Fundacji Kaleckiego, który zajmuje się badaniem pracy platformowej. Muszyńki dodaje, że powstawanie tego rodzaju aplikacji to efekt tego, jaki model biznesowy mają platformy. A, że stawia on wykonawców pracy w słabej pozycji to zaczęły się próby złamania go, takiego wręcz zhakowania. - Omija się więc system i jego zasady, które wydają im się niesprawiedliwe. Choć jednocześnie używanie takich aplikacji też nie jest sprawiedliwe względem tych, którzy jej nie używają. To faktycznie przypomina cyfrowy dziki zachód - podkreśla ekspert.

Zostawały ochłapy

Standardowo system rezerwacji bloków czasowych pracy, czyli tzw. slotów w aplikacji Glovo, wygląda następująco. Kalendarz ich rezerwacji jest otwierany dla kurierów dwa razy w tygodniu. W zależności od miasta w poniedziałki i czwartki lub we wtorki i piątki. W poniedziałki i wtorki mogą oni „zaklepać” godziny pracy w najbliższy weekend, a w czwartki i piątki na początek następnego tygodnia. Glovo o godzinie otwarcia kalendarza informuje kurierów z wyprzedzeniem.

Co ważne, kalendarz udostępniany jest w pierwszej kolejności tym kurierom, którzy mają największy „wynik doskonałości”. Na ocenę składa się bowiem m.in. dostępność, w tym w godzinach szczytu, opinie klientów i wydajność, czyli liczba dostarczonych zamówień. Zatem im więcej dany kurier pracuje, nie odmawia zleceń, szybciej je realizuje i lepsze zbiera oceny od klientów, tym lepszy ma wynik doskonałości. A im lepszy wynik doskonałości, tym w teorii łatwiej zarezerwować dogodne godziny pracy.

Pasieko wyjaśnia jednak, że w praktyce, kiedy w danym mieście kurierów jest wielu, to nie tylko najlepsze - bo dające najlepszy zarobek - ale właściwie wszystkie sloty rozchodzą się błyskawicznie.

– W Katowicach, gdzie jeździłem, było ponad 2 tysiące kurierów. Kiedy rzucali kalendarz, po chwili niemal wszystko było zajęte, zostawały ochłapy, wybiórcze pojedyncze godziny, które skazują kurierów na czekanie i liczenie, że coś się zwolni – mówi nam Pasieko.

Nowe, wolne sloty, czyli zwolnione godziny pracy mogą bowiem pojawić się całkiem niespodziewanie. Z jednej strony dzieje się tak, gdy system "odczuje", że zapotrzebowanie na zamówienia jest większe. Wtedy kurierzy dostają powiadomienia push o wolnych slotach. Z drugiej zaś strony zajęte wcześniej sloty mogą zwolnić sami kurierzy. Jeśli bowiem nie zameldują się na czas w aplikacji, a trzeba to zrobić 15 minut przed rozpoczęciem pracy albo mają niski poziom naładowania baterii w smartfonie (poniżej 20 proc.), to system sam wykreśli ich kalendarza, a ich slot oznaczy jako wolny i dostępny dla innych. Jest jeszcze trzecia droga, gdy kurier sam zrezygnuje z zarezerwowanego wcześniej przedziału czasowego. Może to zrobić na minimum od 1 do 3 godziny (w zależności od miasta) przed rozpoczęciem pracy. Kiedy więc sam anuluje slot, pozostali kurierzy natychmiast widzą to w aplikacji, ale w tym przypadku nie dostają powiadomień push. Muszą więc co chwilę zerkać do aplikacji, aby sprawdzać czy nie pojawiło się w niej nic nowego.

Zdjęcie z pierwszego w Polsce protestu kurierów Glovo. Fot. Karol Makurat / Tarakum Photography

Jednak liczenie na to, że „coś się zwolni”, jak mówi Przemysław Pasieko, oznacza długie godziny oczekiwania w gotowości, za które oczywiście kurierom Glovo nie płaci.

– Firmie zależy, żeby realizowane były zamówienia, więc namawia do pracy tysiące osób, ale potem większość z nich nie może liczyć na stałą liczbę godzin i godny zarobek. Jej to nic nie kosztuje, ale kurierów już tak, bo tracą czas, który mogliby przeznaczyć na inną pracę. A praca dla Glovo kończy się często tak, że jest się w niej nawet kilkanaście godzin dziennie, ale zarabia w jedynie kilka godzin. Wystarczy się rozejrzeć, ilu kierowców często koczuje wokół McDonald’sów i w chłodniejsze miesiące chowa się tam przed zimnem, bo na kolejne zamówienie musi czekać po kilka godzin, a nie opłaca im się wracać do domu, skoro dojechali do miasta np. 30 km – mówi Pasieko. I dodaje, że jego Glovo Bot powstał także po to, aby poprawić warunki pracy kurierów, bo model działania platformy sprawiał, że kurierzy pozostawali często przez wiele godzin każdego dnia w gotowości do pracy, ale nie otrzymywali za to żadnego wynagrodzenia.

Kurierzy Glovo czekający na zlecenie przed restauracją McDonald's. Fot. Katalonia 82 / Shutterstock

Dr Karol Muszyński wyjaśnia, że platformy takie jak Glovo, wchodząc do danego miasta, tworzą legendę o pokaźnych zarobkach sięgających np. 8 tysięcy złotych brutto i oferują stawki gwarantowane, czym zachęcają rzesze chętnych. Kiedy jednak zbiorą odpowiednią ilość kurierów, którzy zainwestowali w sprzęt, poświęcili czas na szkolenie, to wtedy zasady gry się zmieniają. Stawki gwarantowane są wycofywane, a wynagrodzenie płacone jest jedynie za zrealizowaną dostawę.

Nadpodaż pracownika

– Glovo tworzy sytuację, w której ciągle ma nadpodaż ludzi, rezerwową armię pracowników gotowych do pracy, bo to pozwala utrzymywać niskie stawki. Ponieważ kurierom nie płaci za gotowość do pracy, to jest w stanie obniżyć koszty swojej działalności względem tradycyjnych firm i zyskuje nad nimi przewagę. A więc kurierzy nawet nie pracując, tworzą wartość dla platform, bo obniżają stawki – mówi dr Muszyński. W efekcie jednak sam kurier, społeczeństwo i szerzej gospodarka na tym modelu traci.

– Kurier jest gotowy do pracy, ale nie zarabia. Zatem nie robi nic produktywnego, nie tworzy wartości, na której gospodarka mogłaby korzystać. Jedynie poprzez swoją dostępność uczestniczy w grze, której celem jest obniżenie kosztów działania platformy i kosztów samej usługi dla klienta. Platformy zyskują na tym pasożytniczym modelu, ale cała reszta traci, bo ten model biznesowy jest efektywny tylko dla platformy – dodaje.

Zapytaliśmy biuro prasowe firmy Glovo, czy rozważają zmianę modelu na ograniczający sytuację, w której wielu kurierów jest dostępnych i gotowych do pracy, ale nie otrzymuje za to wynagrodzenia. W odpowiedzi czytamy, że „specyfika branży delivery opiera się na równowadze liczby kurierów z uwzględnieniem ich możliwości czasowych, w kontekście aktywności partnerów i konsumentów”.

„W optymalizacji tego systemu pomaga badanie potrzeb i możliwości zaangażowania czasowego kurierów korzystających z aplikacji Glovo. Ewaluacja danego kuriera zależy od wielu parametrów, które różnią się w zależności od kraju. Kurierzy mogą sprawdzić na bieżąco wszelkie wyniki bezpośrednio w aplikacji. Większe możliwości czasowe oznaczają szerszy dostęp do slotów czasowych” – pisze w przesłanym nam stanowisku Glovo.

Polska przedsiębiorczość

Aplikacja Glovo Bot początkowo trafiła tylko na rynek polski. Kurierzy, aby z niej skorzystać, musieli wykupić do niej miesięczny dostęp za 10 euro. – Każdy, kto traktował tę pracę poważnie, mógł zainwestować, a dzięki temu zyskiwał możliwość zarezerwowania godzin pracy i regularnych zarobków. Aby wyjąć, trzeba najpierw włożyć. Tak jest w każdym biznesie – przekonuje Przemysław Pasieko.

Jednak polscy kurierzy wykazali się nie lada przedsiębiorczością. Wykupowali dostęp do Glovo Bot, ale korzystali z prawa pozwalającego im zwrócić internetowy zakup w ciągu 14 dni. Zatem przez kilkanaście dni zarabiali więcej, bo dostawali więcej zleceń, poprawiali statystyki i oceny, aby mieć lepszy wynik doskonałości, a więc i możliwość rezerwowania slotów w pierwszej kolejności. Następnie najczęściej 13. dnia po zakupie zwracali dostęp do aplikacji i żądali zwrotu pieniędzy.

– Zwykłe cwaniactwo – komentuje Przemysław Pasieko i dodaje, że kurierzy wykorzystali korzystne dla konsumentów prawo i właściwie za darmo korzystali ze stworzonej przez niego aplikacji pozwalającej omijać system rezerwacji Glovo. – Robiło tak 95 proc. polskich kurierów, więc wycofałem produkt z Polski i zacząłem oferować go za granicą. Tam problemu nie było. Zwroty zdarzały się, ale bardzo rzadko, może raz na 500 zamówień – dodaje.

Zagranicą na polską aplikację zaczęli jednak narzekać m.in. włoscy kurierzy Glovo. Sprawę opisała agencja Reuters, w której Mario Grasso, rzecznik włoskiego związku zawodowego UILTuCS tłumaczy, że stworzyła ona sytuację jak na „cyfrowym dzikim zachodzie”, gdzie kompletnie brakuje już zasad, a i tak nisko opłacani kurierzy muszą rywalizować ze sobą na niesprawiedliwych warunkach, bo ci używający aplikacji zyskują przewagę, a więc są przez nią faworyzowani.

Fot. shutterstock.com/ LCV
Włoscy kurierzy Glovo skarżyli się na polską aplikację. Fot. LCV / Shutterstock

Z tymi zarzutami zgadza się Dominik Owczarek, ekspert rynku pracy z Instytutu Spraw Publicznych. – Działanie takiej aplikacji wprowadza nierówność, bo więcej lepiej płatnych zleceń dostają kurierzy, którzy mają do niej dostęp, a więc po pierwsze w ogóle o niej wiedzą, a po drugie mają pieniądze, aby za nią zapłacić. Ci, którzy o niej nie wiedzą i których na nią nie stać, są poszkodowani – twierdzi Owczarek.

Przed takim zarzutem broni się twórca appki: – Aplikacja jest przecież ogólnodostępna. Każdy może wykupić do niej dostęp. Nieuczciwa konkurencja byłaby wtedy, gdybym ją ukrywał i „po cichu” oferował tylko niektórym kurierom. Zresztą, kiedy ją uruchomiłem, sam przestałem jeździć jako kurier, aby nikt nie zarzucił mi, że zrobiłem coś, na czym sam jako kurier korzystam.

Przedstawicieli firmy Glovo zapytaliśmy również o aplikację Glovo Bot. Chcieliśmy dowiedzieć się, czy kurierzy skarżą się na bezpieczeństwo systemu rezerwacji wolnych slotów oraz jak Glovo chce rozwiązać problem faworyzowania kurierów używających nakładki stworzonej przez Przemysława Pasiekę. W przesłanym nam stanowisku Glovo zapewnia, że nie ma wpływu na to, w jakim momencie kurier sprawdza informacje w aplikacji czy powiadomienia push o dostępnych slotach.

"Bezpieczeństwo kurierów pracujących dla Glovo jest kluczowe, dlatego wszystkie sugestie bierzemy pod uwagę, jednak jak do tej pory nie dostaliśmy uwag na temat wpływu systemu rezerwacji na bezpieczeństwo ruchu drogowego" - czytamy w stanowisku firmy Glovo.

Firma zapewnia też, że „stale podejmuje działania mające na celu wykrycie ewentualnych nieprawidłowości w procesie rezerwacji przedziałów czasowych”.

„Weryfikujemy wszystkie zgłoszenia i sugestie kurierów. Dzięki analizom firma sprawdza również, czy rezerwacje dokonywane są za pomocą autoryzowanych narzędzi Glovo, czy poprzez zewnętrzne aplikacje. Glovo Bot nie jest aplikacją należącą do Glovo. Firma nie autoryzowała narzędzia w żaden sposób. Używanie go przez kurierów we współpracy z Glovo jest niedozwolone. Sloty zarezerwowane automatycznie przez bota pozostają często nieobsadzone – kurier nie pojawia się, tym samym zabierając możliwość pracy realnej osobie, korzystającej z autoryzowanego systemu. Firma proaktywnie działa przeciw tego typu rozwiązaniom” – wyjaśnia biuro prasowe Glovo.

Powrót do XIX wieku

Program stworzony przez Polaka nie jest ani pierwszym, ani zapewne ostatnim, który pomaga omijać zasady stworzone przez platformy. Badacze pracy platformowej zjawisko tworzenia takich systemów już i zauważali i nazwali: Grey Market Apps, czyli cyfrową szarą strefą.

Dr Muszyński przytacza artykuł The Vice o wiele mówiącym tytule „Kurierzy korzystają z aplikacji z szarej strefy, aby ich praca była mniej beznadziejna”. – Ci pracownicy starają się wywrócić zastany porządek, tworzą aplikacje, które wyrównują asymetrię informacji. Przykładów jest wiele – mówi ekspert.

Głośno było choćby o aplikacji, którą stworzyli pracownicy Amazon Mechanical Turk, czyli internetowej platformy do wykonywania mikrozadań, na której można zarabiać, dostając zlecenia dotyczące np. testowania kwestionariuszy czy identyfikowania obiektów w serii obrazów. Nie dość, że stawki za taką pracę liczone są zwykle w ułamkach dolarów, to bywało, że zleceniodawcy i tak oszukiwali pracowników, nie płacąc za wykonane zdanie. Opracowano więc system, który pozwalał pracownikom oceniać zleceniodawców (oficjalnie takiej opcji nie było), aby mogli oni unikać nieuczciwych kontrahentów.

Fot. shutterstock.com/ Marcos del Mazo
Kurierzy mogą czekać na nowe zlecenia nawet kilka godzin, więc przed chłodem chronią się wewnątrz lokali gastronomicznych. Fot. Marcos del Mazo / Shutterstock

Najwięcej jest jednak aplikacji wykorzystywanych przez kurierów i dostawców pracujących dla takich platform jak Glovo czy Uber Eats. Jedne automatycznie rezerwują czas pracy, a inne fałszują lokalizację GPS, dzięki czemu kurierzy sztucznie wydłużają trasy dostaw, a więc otrzymują większą stawkę za zrealizowaną dostawę.

– Pracownicy korzystają z tych systemów, bo możliwość zarobkowania lub sposób przydzielania miejsc pracy wydają im się niesprawiedliwe – ocenił w Reutersie Alessio Bertolini, badacz z projektu Fairwork w Oxford Internet Institute. Aplikacje porównał do technologicznych, współczesnych wersji gangmasterów, którzy w epoce industrialnej w XIX wieku w Wielkiej Brytanii rekrutowali osoby do dorywczej pracy m.in. w rolnictwie i z jednej strony chronili je przed masowym wyzyskiem, ale z drugiej często sami dopuszczali się nadużyć i oszustw.

– Model pracy platformowej przybliża nas do realiów XIX wieku, kiedy fabrykant wychodził przed bramę i do zgromadzonych pracowników mówił: ty, ty i ty macie pracę. Reszta zostaje i dalej czeka na zlecenie. Ci, którym się poszczęściło, mogli coś zarobić i nakarmić tego dnia rodzinę, reszta musiała czekać. Ta sytuacja naprawdę niewiele się różni od tego, z czym mają do czynienia pracujący dla platform kurierzy – twierdzi Dominik Owczarek.

Dlatego, jak zwracają uwagę eksperci, konieczne są regulacje pracy platformowej dające pracownikom choć minimalną stabilność. – Mogłoby to być doprowadzenie do sytuacji, w której zalogowani i gotowi do pracy kurierzy otrzymują minimalną płacę godzinową jak pracownicy zatrudnieni w tradycyjnych firmach – rzuca propozycję Owczarek.

– Minimalna stawka godzinowa to jedno, a drugie to nałożenie na platformy obowiązku zapewniania pracownikom minimalnej liczby godzin pracy w tygodniu czy miesiącu - podkreśla Muszyński i dodaje, że wtedy ta część kurierów, która nie dostałaby odpowiedniej liczby godzin, dostawałaby jasny sygnał: nie ma tu dla ciebie zajęcia, szukaj gdzie indziej.

Zdjęcie z pierwszego w Polsce protestu kurierów Glovo. Fot. Karol Makurat / Tarakum Photography

Te dwie propozycje podobają się Przemysławowi Pasiece. – Dobrze byłoby też, gdyby platformy zrobiły ograniczenia, aby w danym mieście do aplikacji nie mogło zarezerwować się więcej niż np. 200 kurierów albo tylu, ile faktycznie jest potrzebnych do realizacji zamówień. Nie powinno być tak, że na hurra wszyscy mogą się zalogować, zarejestrować, a potem nikt nie ma tylu zamówień, że może się z tej pracy utrzymać – mówi Pasieko.

Na razie jednak kurierzy Glovo zostali bez jakiejkolwiek pomocy, choćby i tej z szarej strefy. Pasieko kilka dni temu wystawił bowiem aplikację na sprzedaż. – Glovo twierdziło, że moja nakładka narusza kod źródłowy ich aplikacji, choć nigdy nie operowała kodem oryginalnej aplikacji Glovo. Mając na uwadze bezpieczeństwo kurierów, zaproponowałem Glovo sprzedaż mojego programu, ale nie byli zainteresowani. Uznałem więc, że rezygnuję, nie będę dalej rozwijał Glovo Bot, a kod wystawiłem na sprzedaż – dodaje.

Projekt został zamknięty i co prawda można go pobrać bezpłatnie z serwisu AppsterSpace, ale Pasieko go nie rozwija ani nie aktualizuje.

Kurierzy wrócili zatem do punktu wyjścia.

Data: 21.02.2022

Zdjęcie główne: Shutterstock.com/ Marcos del Mazo