Te polskie miasta już nie zatruwają Bałtyku. Zostały wykreślone z listy wstydu
Niby oddalone od morza o setki kilometrów, ale jednak mające wpływ na to, jak Bałtyk wygląda. Na szczęście duże polskie miasta przestały dokładać swoją cegiełkę do problemów. Jest się z czego cieszyć, ale naukowcy przypominają – Bałtyk jest wrażliwy, więc musimy o niego dbać mocno.

„Łódź została wykreślona z listy Hot Spotów HELCOM – obszarów mających bezpośredni wpływ na zanieczyszczanie Morza Bałtyckiego” – pochwaliło się miasto na swojej stronie internetowej.
Poprawa wynika z „wieloletnich inwestycji w modernizację infrastruktury kanalizacyjnej oraz oczyszczalni ścieków, które doprowadziły do znacznego ograniczenia ilości zanieczyszczeń trafiających do rzek i dalej do Morza Bałtyckiego”.
Miasto przypomina, że jeszcze pod koniec XX w. wszystkie ścieki fabryczne i bytowe z Łodzi trafiały do Neru – bez żadnego oczyszczenia
Następnie rzeka wpadała do Warty, ta zaś dołączała do Odry, która kończyła swój bieg w morzu. Tak łódzkie zanieczyszczenia szkodziły Bałtykowi.
- Usunięcie Łodzi z listy trucicieli Bałtyku jest nie tylko dowodem na skuteczność podjętych działań, ale także motywacją do dalszych starań na rzecz ochrony środowiska wodnego – czytamy na oficjalnej stronie miasta.
Nie tylko Łódź może pochwalić się tym sukcesem. Z listy wykreślono Wrocław, Katowice, Mysłowice, Siemianowice oraz Bytom. To jednak niesamowite – miasta oddalone są od morza o setki kilometrów, a mimo to były odpowiedzialne za stan Bałtyku. Jeszcze jedno przypomnienie, że w naturze wszystko jest ze sobą połączone. Odwracanie wzroku czy machanie ręką, że to nie moja wina, nie zawsze jest słuszną taktyką.
Lista trucicieli Bałtyku powstała w 1992 r. Wśród zagrożeń znajdujących się na liście Helcom znajdziemy jeszcze sześć polski punktów. Cztery z nich, jak opisuje PAP, związane z działalnością zakładów przemysłowych w Jaworznie, Czechowicach-Dziedzicach, Dąbrowie Górniczej i Krakowie. Pozostałe związane są z rolnictwem.
Bałtyk to wrażliwe morze
Dobrze, że część miast już nie przykłada się do zanieczyszczania Bałtyku. Problem z zatruwaniem naszego morza ciągle jednak istnieje. Dużo szkodliwych substancji płynie właśnie wraz z rzekami.
- Nieustannie powinniśmy mówić o biogenach, o związków azotu i fosforu, procesie eutrofizacji, który jest ciągle największym problemem ekologicznym Morza Bałtyckiego. Jednak to są także zupełnie nowe zanieczyszczenia, jak farmaceutyki i mikroplastiki, z którymi z trudem sobie radzimy. To wiąże się oczywiście z wyzwaniami technologicznymi, w związku ze zwiększeniem efektywności oczyszczania ścieków – mówił w trakcie Konwentu Gospodarczego przy Związku Uczelni w Gdańsku im. Daniela Fahrenheita rektor Uniwersytetu Gdańskiego prof. Piotr Stepnowski, cytowany przez Radio Gdańsk.
Jak tłumaczyła organizacja WWF, na skutek przemysłu i rolnictwa oraz „stale postępującej urbanizacji” do wód gruntowych i rzek przedostaje się bardzo dużo substancji bogatych w azot i fosfor. Przez to dochodzi do przeżyźnienia wody.
Eutrofizacja powoduje powstawanie martwych stref, zwanych inaczej pustyniami tlenowymi. Są to przydenne obszary całkowicie pozbawione tlenu, w których zamarło niemal wszelkie życie – wyjaśniono.
Prof. Lech Kotwicki z PAN w rozmowie z PAP w 2023 r. mówił, że wystarczyłoby oddać naturze 30 proc. przestrzeni, aby zauważyć w morzu pozytywne zmiany. Te zachodzą, czego przykładem jest wykreślenie kilku polskich miast z listy wstydu, ale na radykalne kroki, mogące znacząco poprawić sytuację Bałtyku, ciągle czekamy.
Więcej o problemach Bałtyku piszemy na Spider's Web: