Słyszą wiatraki już z kilku kilometrów. Boją się nowych "monstrów"
Na hałas wiatraków skarży się wielu sąsiadów wysokich konstrukcji. To główna obawa tych, którzy nie zgadzają się, by turbiny wyrosły w ich okolicy. Mieszkańcy gminy Dębno muszą mieć jednak bardzo wyczulony słuch, bo jak sami mówią - słyszą odgłosy płynące ze znacznych odległości.

- Mamy już w naszej okolicy około 20 turbin wiatrowych. Jest to głośne, słyszymy to z paru kilometrów, ludzie chorują, więc boimy się o swoje życie i tego nie chcemy tutaj – mówi protestujący mieszkaniec Dębna, cytowany przez szczecin.tvp.pl.
Sprzeciwiający się nie chcą, by w pobliżu stanęły 300 m wiatraki
„Nigdy takich wiatraków nikt nie doświadczył” – dodaje kolejny, który wprost nazywa turbiny monstrami. Sprzeciwiający się wypełnili całe protestowe bingo. Padł argument o hałasie i szkodliwości dla zdrowia, ale i nie zabrakło również obawy o to, że spadnie wartość działek. Przez wiatraki ewentualny zarobek ze sprzedaży ziemi będzie mniejszy.
Ciekawe, co o wiatrakach głośnych na kilka kilometrów powiedzieliby autorzy niedawnych badań, którzy wykazali, że „ewentualny negatywny wpływ na pracę mózgu wynika nie z samego hałasu, a ze społecznie skonstruowanych przekonań na temat farm wiatrowych i ich ingerencji w lokalny krajobraz”. Jak widać, odgłosy można słyszeć nie tylko wtedy, gdy konstrukcja stoi 500 m za oknem – dźwięki przebijają się też przez oddalone od domu budynki, łąki, lasy czy pola. Negatywne przekonania mają w tym przypadku wielką moc.
Wcale nie odbieram mieszkańcom prawa do skarżenia się na odgłosy wiatraków. Problem polega na tym, że kolejne protesty to ciągłe nowe przewinienia turbin. Są odpowiedzialne już niemal za wszystko – nawet za suszę. Teraz jeszcze ich hałas jest tak duży, że słychać go z odległości kilku kilometrów. Co tam dźwięki miasta, pędzących samochodów czy maszyn – to wiatraki są źródłem dźwiękowego zanieczyszczenia!
Jak na poważnie brać dyskusje o faktycznych problemach z hałasem, jeżeli dyskusje sprowadza się do absurdu? A to jest realna bolączka wielu mieszkańców miast i wsi.
Można zrozumieć obawy mieszkańców, którzy nie wyobrażają sobie dobrze znanego im krajobrazu poprzecinanego turbinami-gigantami na 300 m
Jednak obwinianie turbin za wszystko, wyszukiwanie niestworzonych dolegliwości, to taktyka, którą znamy z protestów przeciwko komórkowym masztom. Być może właśnie tu leży odpowiedź, dlaczego mieszkańcy po takie metody sięgają. „Tam” się sprawdziły, więc zwycięskiego składu się nie zmienia i do gry ponownie wchodzą fałszywe spiskowe teorie.
Tylko czy faktycznie 300 m turbiny zagrażają mieszkańcom gminy Dębno? Cytowany przez szczeciński oddział TVP Wojciech Czepułkowski, burmistrz Dębna, tonuje nastroje i mówi, że wysokość wiatraków „będzie zależała od wielu czynników”. Niekoniecznie muszą urosnąć na 300 m.
- Argumentując to, że to będą największe wiatraki w Polsce i będziemy mieli z tym problem, nie jestem w stanie zbić tego typu argumentów, dopóki nie dojdziemy do takiego etapu całej procedury, w którym będziemy widzieli, co się dzieje – dodaje burmistrz.
Naprawdę rozumiem tych, którzy obawiają się tego, jak krajobrazy mogą zmienić ich okolice. Turbiny mają wpływ na życie zwierząt, nie tylko przelatujących ptaków czy nietoperzy. Powinniśmy debatować, gdzie stawiać turbiny i czy zawsze dana lokalizacja jest konieczna.
Tylko że od takiej dyskusji stale się oddalamy, jeżeli przywoływane są zmyślone obawy, mające jeden cel: szokować
Być może mieszkańcy w ten sposób zrealizują swoje postulaty i do budowy nie dojdzie. Gorzej, że paliwo dostaną w ten sposób szerzący spiskowe teorie. Często właśnie tak to działa i z jednej przechodzi się płynnie w drugą. Wystarczy spojrzeć, jak wyglądają protesty przeciwko masztom komórkowym i na kogo powołują się blokujący inwestycje.