Sukces DeepSeek? Szyty oderwaniem od rzeczywistości i naiwnością inwestorów
Koncerny rozwijające sztuczną inteligencję nadal będą wrzucać tony dolarów do pieca AI. Modele DeepSeek być może zostały stworzone niezwykle niskim kosztem, ale nijak nie rozwiązały problemu "AI nie jest dla ludzi".
Jedna tabelka i dwa akapity były wystarczające, by zrzucić Nvidię z rowerka - koncern, który dzierży w garści ma ponad 90 proc. rynku AI ze względu na to, że jest głównym dostawcą czipów używanych do treningu nowych technologii. To właśnie w jednej tabeli i dwóch akapitach tekstu inżynierowie chińskiego DeepSeek ujęli całkowity koszt, jaki firma przeznaczyła na trening modelu DeepSeek V3. Miał się zamknąć w niecałych 6 milionach dolarów.
Tyle wystarczyło, by akcje Nvidii w poniedziałek straciły 17 proc. na wartości - czy jak kto woli 593 miliardów dolarów wartości rynkowej. Inwestorzy zwątpili w pozostałe koncerny walczące wzajemnie ze sobą o dominację na rynku AI oraz firmy tworzące półprzewodniki. Znaczące spadki wartości odnotowały także ASML Holding, Broadcom, Micron Technology, Microsoft, Meta Platforms i Alphabet (Google). Na niespodziewaną premierę szalenie taniej AI zareagowały także media - brytyjski Guardian nazwał sytuację "momentem Sputnika" amerykańskiej AI.
DeepSeek to szaleństwo wywołane przez jedną tabelę i dwa akapity
Obecnie większość świata wierzy, że chiński startup swoimi modelami AI podważył słuszność wszystkich inwestycji i dziesiątek - o ile nie setek, miliardów dolarów wpompowanych na przestrzeni lat w tę dziedzinę nauki i techniki. Z tej wiary - a właściwie naiwności - powstało to ogromne tąpnięcie na giełdzie.
O niezwykle niskim koszcie stworzenia modelu V3 wiemy jedynie z dokumentu - raportu technicznego DeepSeek V3 udostępnionego przez DeepSeek. Startup nie udostępnił żadnych innych dokumentów lub dowodów świadczących o poniesionych kosztach. Sama kwota 5,6 mln. dolarów to jedynie koszt treningu na 2 tysiącach układów H800 od Nvidii i nie uwzględnia innych wydatków, takich jak wypłaty dla pracowników - naukowców oraz inżynierów, energii elektrycznej do zasilania sprzętu, ceny wynajmu chmury obliczeniowej, utrzymania i chłodzenia centrów danych, koszty przechowywania danych oraz wartość samego sprzętu szkoleniowego.
Sama liczba czipów deklarowana jako 2 tys. również może odbiegać od rzeczywistości ze względu na sankcje, jakie zostały nałożone na eksport zachodnich technologii do państwa środka oraz fakt, że DeepSeek mógł po chichu korzystać ze wsparcia od rządu w Pekinie. Ale czy to prawda, czy tylko moje domysły - tego prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy.
W tej sytuacji razi fakt, iż inwestorzy i ludzie obserwujący sytuację wokół DeepSeek z przerażeniem na twarzy nie potrafią dostrzec, gdzie tak naprawdę poszły dotychczas wydane miliardy dolarów.
DeepSeek w żadnym wypadku nie neguje potrzeby kolejnych inwestycji. Bo AI wciąż nie jest "dla ludzi"
W kontekście nam bliskim - takim jak modele generatywnej AI, z którymi czatujemy w oknie przeglądarki czy w aplikacji na smartfonie, w tym futurystycznym takim jak gosposia Optimus, czy nihilistycznym jak algorytmy oceniające czy ktoś nadaje się do pracy w magazynie Amazonu, bądź też używane przez wojsko do analizy jeńców - AI wcią nie jest technologią "dla ludzi".
Kiedy konfiguruję mojemu tacie nowy smartfon, moją pierwszą myślą nie jest ustawienie Gemini jako asystenta i wrzucenie mu na głównym ekranie skrótu do czatbota. Gdy wybieram nową lodówkę lub pralkę, naklejka z napisem AI nie stanowi dla mnie przewagi konkurencyjnej. Gdy przeciętna osoba odkryje, że dany utwór kultury - obraz, tekst, dźwięk czy wideo - został stworzony przy użyciu sztucznej inteligencji, natychmiastowo traci on wartość. Choć bariera pomiędzy codziennym życiem a niezwykłym światem AI stale się zaciera, to nadal nie można powiedzieć, że doszliśmy do momentu, w którym DeepSeek swoimi osiągnięciami negowałby wartość dalszych inwestycji.
Te miliardy, które dotychczas wypłynęły z państwowych kas i kont prywatnych firm sprawiły, że mówiąc o AI nie mówimy o fantasmagorii ludzkiej twarzy stworzonej z cyfr, zamkniętej w wielkiej metalowej skrzyni zwanej superkomputerem. One sprawiły jedynie, że AI przyjęła nazwy konkretnych, niszowych produktów. Niszowych - bo nawet coś tak głośnego jak ChatGPT, Copilot, Gemini, to wciąż niewielka nisza. Z narzędzi wykorzystujących do działania generatywną sztuczną inteligencję korzysta ułamek społeczeństwa. Reszta albo nie posiada wiedzy jak z nich korzystać, albo potrzebuje płatnych narzędzi, albo wręcz czuje niechęć - czy to wobec samej AI, czy nowych technologii jako takich.
Kolejne miliardy dolarów będą potrzebne, by stworzyć systemy, z których skorzysta nie tylko archetyp młodego programisty, entuzjasty gadżetów i nowinek, któremu prawdopodobnie rodzice już w wieku sześciu lat kupili komputer. Z tej perspektywy DeepSeek jest nijak Sputnikiem - co najwyżej małpą Yorick, która wystrzelona w 1951 roku na pokładzie rakiety Aerobee RTV-A-1. Została uznana za pierwszą małpę, która przeżyła lot kosmiczny, choć we współczesnym znaczeniu przestrzeni kosmicznej statek osiągnął jedynie poziom górnych warstw atmosfery.
DeepSeek poruszył Dolinę Krzemową i Wall Street, ale tylko na chwilę i jedynie naiwnością, czy wręcz nieznajomością realiów, w jakich żyje przeciętny zjadacz chleba. Ośmio, a nawet dziewięciocyfrowe kwoty na każdy jeden model generatywnej AI nadal będą potrzebne, bo osiągnięcia dziedziny uczenia maszynowego czy sztucznej inteligencji to wciąż abstrakcje dla entuzjastów, a nie technologia, na którą mogę spojrzeć i powiedzieć "Tak tato, tego Gemini to używasz jak aplikacji do SMS-ów"; "Nie, używanie go nie jest obarczone ryzykiem - możesz mu zaufać".
Więcej na temat DeepSeek:
Zdjęcie główne: Primakov / Shutterstock