Wszyscy jesteśmy pracownikami Biedronki. Nie tylko Ryszard Petru
Happening Ryszarda Petru to prawdopodobnie najgorętszy dzisiejszy temat w polskich mediach, ale w tym całym zamieszaniu umyka nam, że tak naprawdę wszyscy jesteśmy pracownikami Biedronki i innych supermarketów. Tylko nam nikt nie robi zdjęć.
Ryszard Petru od kilku miesięcy toczy walkę przeciwko wolnej wigilii świąt Bożego Narodzenia. Wskazuje na to, że jeden dzień wolny to aż 6 mld strat dla gospodarki (co okazało się nieprawdą, bo policzył to w kuriozalny sposób), że to szkodliwy zwyczaj.
Dowiedzieliśmy się, że przedsiębiorcy nie mają dni wolnych, więc dlaczego mieliby je mieć pracownicy. Piękna to była walka, ale przegrana, bo Sejm ostatecznie uchwalił wolne wigilie od przyszłego roku. Ryszard Petru nie poddał się. Bronił swojej sprawy i w pewnym momencie ktoś mu napisał, że skoro jest taki mądry, to sam niech popracuje w sklepie w wigilię. O dziwo polityk podjął rękawicę i zatrudnił się na ten jeden dzień w sklepie sieci Biedronka.
Od samego rana w mediach widzimy relację z "pracy" Ryszarda Petru. Tutaj pije wodę:
Tu widzimy jak wkłada ciasto do pieca:
A tutaj - jak śmieją się komentatorzy w serwisie X - mamy rzadkie ujęcie jak Ryszard Petru uwalnia fotografa uwięzionego za wózkami z gorącym pieczywem:
Jest dopiero ranek, więc takich zdjęć pojawi się dzisiaj więcej. Widziałem już ujęcia ze sklepu na kanałach informacyjnych. Moją uwagę zwróciło to, że to prawdopodobnie jedyna Biedronka w Polsce bez palet w każdym możliwym miejscu. Ryszard Petru nie zamierza na tym kończyć, po wszystkim ma oddać swoją koszulkę pracownika sklepu Biedronka na aukcję WOŚP.
To co robi Petru, jest szkodliwe i nic nie udowadnia
Oto milioner z rocznym dochodem na poziomie 3 mln zł, a także właściciel dwóch mieszkań i domu oraz udziałowiec w kilku firmach, jest w stanie popracować kilka godzin na kasie. W niczym nie zmienia to sytuacji polskich pracowników, za to poprawia wizerunek Ryszarda Petru.
W wielu polskich domach przy stole wigilijnym będzie rozmawiać się o tym, że dał radę, że nie wymiękł i nie rzuca słów na wiatr. Polityk pobawi się przez jeden dzień w sklep, później wróci do swoich zajęć.
Co ma udowodnić ta akcja? Że praca na kasie nie jest ciężka? Że nawet poseł potrafi ją wykonywać? Na to przyjdzie czas później, ale pochylmy się nad inną kwestią.
Wszyscy jesteśmy pracownikami Biedronki
Dzisiaj przed pracą pojechałem do Biedronki, rozpakowałem sobie paletę, bo nie niej znajdowały się ręczniki papierowe, które chciałem kupić, wziąłem pieczywo, nabiłem je na kasie samoobsługowej, zapłaciłem, odstawiłem koszyk i wyszedłem. Wczoraj robiłem przedświąteczne zakupy i również musiałem zdejmować rzeczy z palet, bo pracowników etatowych jest tak mało, że nie mają czasu ich rozpakować.
Dlatego ten obowiązek spada na klientów. Pracujemy na czarno, bez żadnej umowy, dla największych hipermarketów: Lidla, Biedronki, Auchan itd. Wyjmujemy napoje ze zgrzewek, a gdy na kasie się pomylimy, to przychodzi do nas pracownik sklepu, żeby nam wskazać, gdzie popełniliśmy błąd. Wiecie jak się to nazywa? Szkolenia nowego pracownika. Dokładnie takie dzisiaj przeszedł Ryszard Petru, a przecież każdy z nas już wie, co musi wybrać na kasie, żeby skasować bułkę.
Znam na pamięć większość pieczywa w sklepach i wiem, gdzie są ich ikony na ekranie kasy samoobsługowej. Ba! Ostatnio nawet przy zwykłej kasie pokazałem kasjerce, jaką bułkę musi kliknąć, bo sama nie mogła jej znaleźć. Wtedy zrozumiałem, że awansowałem w tej niepisanej hierarchii. Już nie jestem szarym pracownikiem, mam kompetencje prawie jak zastępca kierownika sklepu. To była chwila mojego awansu. Niestety ludzie nie gratulowali, nie bili braw. Po prostu patrzyli z niecierpliwieniem jak instruuję kasjerkę, że to mini bułeczki z jabłkiem, a nie jagodzianki. Swoją drogą polecam - pyszne są.
A może znacie uczucie presji, gdy skanujecie zbyt wolno towary, a za wami stoi cała kolejka zniecierpliwionych klientów? Bo ja wtedy zaczynam działać szybciej. Rozumiecie to? Przyszedłem do sklepu na zakupy, a kończę jako pracownik, który odczuwa presję w pracy. I nikt mi za to nie zapłacił, a Ryszard Petru dostanie dzisiaj 203 zł, bo w przypływie szczerości postanowił zdradzić ile zarobi za kasą.
Dzięki pracy mojej i waszej sklepy mogą notować miliardowe zyski, wydawać olbrzymie kwoty na reklamy porównawcze, które sprowadzają się do mierzenia, kto ma taniej. A my, zwykli ludzie, wykonujemy nieodpłatną pracę na rzecz firm.
Nie jest taniej, nie jest szybciej, ale za to księgowy Biedronki, Lidla czy Auchana jest szczęśliwy, bo w kolumnie zysków widzi większe kwoty, bo przy okazji zwolnił trochę pracowników ze swoich sklepów. W końcu, po co ich zatrudniać jak wszystko zrobią klienci?
To nie tylko moje obserwacje. W 2018 r dr Christopher Andrews wydał książkę po tytułem „The Overworked Consumer: Self-Checkouts, Supermarkets and the Do-It-Yourself Economy”. W książce pochylił się nad kwestią kas samoobsługowych i doszedł do druzgoczących wniosków - nie ma takich kas w sklepach z towarami luksusowymi, bo tam klient ma być obsłużony od początku do końca. A kasy samoobsługowe są dla klientów gorszej kategorii. Dla nas.
My jako biedniejsi musimy wykonywać darmową pracę, żeby zrobić zakupy. Oczywiście ktoś powie, że nikt nas do tego nie zmusza. To nieprawda, nie robi tego bezczelnie, tylko subtelnie - kusi się nas oszczędnością czasu, wygodą, a tymczasem i tak stoimy w kolejce, zakupy wcale nie trwają szybciej, ale wydaje nam się, że jesteśmy lepsi od tych, którzy stoją w tradycyjnych kasach, Tymczasem rzeczywistość wygląda inaczej - to właśnie ci klienci są obsługiwani tak jak należy. Stoją wyżej w łańcuchu.
Otwarte pozostaje inne pytanie: ile zdjęć do końca zmiany wrzuci Ryszard Petru i czy będzie to liczba dwucyfrowa? Nie wiem, choć się domyślam.
Więcej o kasach samoobsługowych przeczytacie w: