Producent majonezu chciał założyć panele i wyciąć drzewa. Wystarczyła banalna zmiana
Dyskusja na temat ulubionego majonezu rozgrzewa Polaków, a ten producent mógł sobie nagrabić. Na szczęście przyszło opamiętanie i znalazło się inne rozwiązanie problemu niż planowana wycinka drzew. To pokazuje, że przyrodę da się ochronić – wystarczy tylko chcieć.
Wytwórcza Spółdzielnia Pracy „Społem”, producent Majonezu Kieleckiego, plany wycinki drzew zaczęła kreślić już w ubiegłym roku. Problematyczne okazały się klony, jesiony i lipy przy ul. Grunwaldzkiej w Kielcach. Okazałe rośliny miały zacieniać panele fotowoltaiczne, więc zdaniem twórców majonezu utrudniałyby produkowanie prądu. Przyznacie, że jest to specyficzne podejście – wycinka drzew potrzebna miałaby być potrzebna do tego, aby przejść na zieloną energię. Niestety takich podobnych pomysłów nie brakuje.
Miasto zbadało drzewa i zadeklarowało, że o żadnej wycince mowy być nie może. Dyrektorka wydziału gospodarki komunalnej Urzędu Miasta Aneta Boroń w rozmowie z echodnia.eu wskazywała, że producent majonezu dysponuje ogromną działką i może np. zadaszyć parking samochodowy, kładąc na nim panele. Tyle że spółdzielnia o innej lokalizacji nie chciała słyszeć. Proponowała za to, że w zamian za wycięcie drzew posadzi nowe – ale gdzieś indziej, we wskazanej przez miasto lokalizacji.
Nie dziwię się, że miasto nie przystało na ofertę. Nowe drzewa rzecz jasna są potrzebne, ale trzeba pamiętać o starych, które po prostu są bezcenne.
Na szczęście producent Majonezu Kieleckiego dał się przekonać
Jak donosi Radio Kielce znaleziono inne rozwiązanie. I okazało się być banalnie proste. Wystarczyło… przesunąć położenie paneli. „Przyczyna techniczna”, która jeszcze w maju groziła wycinką 12 potężnych drzew, nie wymagała zbyt wielu poświęceń.
I to tylko dlatego, że jak mówi sam prezes firmy, pomysł ewentualnej wycinki „spowodował społeczny sprzeciw”. Dopiero wtedy nastąpiła weryfikacja. Dobrze, że jest szczęśliwe zakończenie, ale zastanawiam się, w jak wielu przypadkach idzie się na skróty i dokonuje brutalnej wycinki. „Skoro się nie da, to nie da, tniemy” – mówią i rąbią.
Podobny problem jest teraz w Lublinie, gdzie gazownia planuje wyciąć mnóstwo drzew w mieście, bo ich zdaniem korzenie zagrażają instalacji. Pozostaje mieć nadzieję, że opór mieszkańców doprowadzi do tego, że uda znaleźć się rozwiązanie. Nie zdziwię się, jeśli koniec końców będzie tak banalne, jak w Kielcach.
Spółdzielnia odpowiedzialna za produkcję majonezu zaznacza jednak, że opcja z dachem nie wchodziła w grę.
- Dostosowanie budynków pod montaż paneli fotowoltaicznych wymagałoby gruntownego remontu. Nasze obiekty są z lat 60-tych. Nie możemy sobie pozwolić na to, że w razie zapalenia się paneli na dachu, zagrożona byłaby na przykład octownia – ważną część przedsiębiorstwa związana z produkcją majonezu – mówi w rozmowie z Radiem Kielce Adam Jamróz, prezes firmy.
Nie tylko w Kielcach udało się uratować drzewo. Czyli można
Miasto Jest Nasze poinformowało, że kasztanowiec z ul. Stalowej zaczął latać. Za sprawą dźwigu, dzięki któremu drzewo nie zostało wycięte, a jedynie przesadzone. Mieszkańcy protestowali przeciwko wycince, a ich działania doprowadziły do tego, że kasztanowiec pod czujnym okiem arborystów zmienił miejsce zamieszkania na koszt dewelopera.
Zapytacie jaki to koszt? W przypadku tak potężnego drzewa (ważyło 60 ton!) ok. 150 tysięcy złotych, czyli jakieś 7 metrów kwadratowych mieszkania w inwestycji, która tu powstanie
– relacjonuje Miasto Jest Nasze.
Szkoda tylko, że ciągle trzeba pilnować, przymuszać, patrzeć na ręce, by nastąpiła weryfikacja planów. I dopiero wtedy okazuje się, że jednak można.
Więcej o tym jak nauka walczy z globalnym ociepleniem przeczytasz na Spider's Web: