REKLAMA

A ja chciałbym igrzysk olimpijskich w Polsce. To coś więcej niż tylko wielkie sportowe święto

Trudno zapomnieć o wyliczeniach i przestrogach, czy organizowanie takiego wydarzenia na pewno się opłaca. Tyle że igrzyska olimpijskie to coś więcej niż sport i pieniądze. Jakoś nie mogę odmówić sobie marzenia o tym, że będziemy tego częścią.

A ja chciałbym igrzysk olimpijskich w Polsce. To coś więcej niż tylko wielkie sportowe święto
REKLAMA

Pomysł organizowania igrzysk olimpijskich w Polsce wywołał sporo emocji. Ci, którzy jeszcze do niedawna byli „za” teraz są przeciw, a ci, którym propozycja się nie podobała, obecnie zastanawiają się, gdzie wybudować stadion lekkoatletyczny.

REKLAMA

Posłanka Paulina Matysiak oszacowała, że zamiast przeznaczać na imprezę 65 mld zł – choć nie do końca wiadomo, dlaczego akurat tyle, skoro Paryż wydał niecałe 40 mld zł – lepiej spożytkujemy je dokładając do elektrowni jądrowej, kolei dużych prędkości czy budując „infrastrukturę obrony cywilnej i wykształcić kadry odpowiedzialne za zarządzanie kryzysowe na poziomie gmin i powiatów”.

Bardzo nie lubię takich wyliczeń, bo przedstawiają zero-jedynkowy świat. Wcale nie jest powiedziane, że bez igrzysk olimpijskich te projekty zostaną zrealizowane. Organizacja sportowej imprezy nie oznacza z kolei, że z innych przedsięwzięć trzeba zrezygnować. Na dodatek w miejsce igrzysk możemy wstawić dowolną inwestycję. Zawsze znajdzie się coś, co będzie ważniejsze od proponowanych działań. Przecież właśnie tego argumentu używają ci, którzy chcieli torpedować CPK.

To dyskusja bez końca, czego przykładem jest Euro 2012. Niektórzy powiedzą, że piłkarskie mistrzostwa przyspieszyły w Polsce budowę stadionów, autostrad czy dworców. Inni z kolei stwierdzą, że tego typu obiekty i tak by powstały. Sęk w tym, że nigdy się tego nie dowiemy.

Czy organizacja igrzysk jest w takim razie opłacalna? Zależy, kogo o to zapytać. Grecy z pewnością odpowiedzą, że nie. Brytyjczycy prawdopodobnie z satysfakcją stwierdzą, że tak (…) Gdyby nie sportowa impreza, odnowienie wielu obszarów miasta mogłoby nigdy nie nastąpić. Ten przykład dobrze znany jest także w Polsce, gdzie organizacja Euro 2012 dała ogromny impuls inwestycyjny i napędziła modernizację państwa, której tempo w przeciwnym wypadku byłoby zapewne wolniejsze. Grecy swoją szansę zmarnowali. Skłania to do refleksji, że wszystko zależy od miasta i szerzej… narodu, który podejmuje się organizacji olimpiady

– możemy przeczytać tekście na Spider’s Web +.

Być może – to rzecz jasna wróżenie z fusów – za kilkanaście lat organizacja igrzysk nie będzie już aż tak kosztowna. Już teraz Paryż wydał mniej niż organizatorzy z poprzednich lat.

Dyskusja o pieniądzach w tym przypadku i tak nikogo nie przekona. Dla jednych koszt będzie nieważny, dla innych zawsze za wysoki. To po co w takim razie organizować igrzyska?

Mój argument jest całkowicie egoistyczny

Ciągle mam w pamięci wyścig kolarski. Tłumy wiwatujące na ulicach. Fantastyczny finisz pod wieżą Eiffla. Oglądając zawody w telewizji chciało być się częścią wielkiego święta. Jasne, można pojechać do innych państw, ale to nie to samo. Kiedy francuskie trybuny oklaskiwały swoich zawodników, którzy akurat wybiegali na stadion czy pojawiali się na bieżni, nie kryłem zazdrości. Na co dzień nie interesuję wspinaczką czy rzutem młotem, ale kiedy polski zawodnik startował serce biło mocniej. A gdyby startował „u siebie”, a ja byłbym na trybunach? Piękne marzenie.

Zgadam się, jeśli ktoś powie, że to prymitywne emocje. Być może tak jest, ale… chciałbym je poczuć. Mieć światowe sportowe święto u siebie. Byłem za młody, aby Euro 2012 chłonąć na ulicach. Gdy oglądałem obrazki z tegorocznych mistrzostw organizowanych w Niemczech z zazdrością myślałem, że z chęcią zobaczyłbym podobne sceny w polskich miastach. Cieszących, śpiewających się kibiców, radujących się, że mogą być w miłym miejscu na świetnej imprezie. Bycie gospodarzem ma i takie zalety. Niepoliczalne, pewnie dla wielu niezrozumiałe, ale właśnie to święte prawo gospodarza.

Igrzyska mogą być też świętem technologii

Japończykom to wprawdzie nie wyszło tak bardzo, jak tego chcieli. Ale już w Paryżu zobaczyliśmy imponujące możliwości 5G, gdzie testowano nawet prywatną sieć. I bez niej efekty były godne pochwały.

Na trybunach zadaszonej hali iPhone pokazał dwie kreski zasięgu. Wszystkie apki działały, a Speedtest dawał wyniki ok. 100 Mb/s przy downloadzie. W trakcie meczu, gdy oczy widzów były skupione na boisku, ta wartość się podwoiła. Upload też był okay i z powodzeniem nadawałem wideo na żywo w social media. Dopiero po zakończeniu spotkania sieć się przytkała i na upload ostatnich zdjęć czekałem parę minut, ale i one w końcu wyszły, więc jak na warunki nie ma co narzekać.

- zachwalał Piotr Grabiec.

Rafał Pikuła na łamach Spider’s Web+ przestrzegał przed coraz większym „zagarnianiem” sportu przez technologię. - „Sport staje się zakładnikiem technologii” – pisał, zwracając uwagę, że na igrzyskach analizowane były niemal każde aspekty sportu, tor płynięcia zawodników w basenach, ruchy dwóch kółek na szosach i piłek przy siatkach. Owszem, ryzyko jest spore, ale nie da się przy tym ukryć, że efekty są niesamowite. Patrzymy na wydarzenia zupełnie inaczej niż jeszcze kilka lat temu. Jako fan VAR-u nawet nie umiem wyobrazić sobie, jak dzięki technologii może zmienić się piłka przez kolejnycj 20-30 lat.

To „nie umiem sobie wyobrazić” jest zresztą moim najważniejszym argumentem przemawiającym za organizacją igrzysk

Podczas minionych igrzysk każda żaglówka miała zamontowany smartfon Samsung Galaxy S24 Ultra. Z kolei podczas zawodów z kitesurfingu i windsurfingu każdy sportowiec miał taki smartfon przytwierdzony do ramienia. Gdyby tego było mało, telefony umieszczono także na bojach. Transmisja realizowana na żywo została wzbogacona o masę dodatkowych kamer dostępnych w smartfonach Samsunga. Stosunkowo niskim kosztem transmisja zyskała masę nowych punktów widzenia.

Teoretycznie te bajery przeznaczone są dla telewizyjnego widza. Wciąż nie zmienia to jednak faktu, że nowinki testowane były na igrzyskach. Wyobrażam sobie, że móc sprawdzać je na miejscu, mieć je pod ręką, to zupełnie coś innego, niż o nich czytać czy korzystać z daleka.

A co będzie w 2040 r. czy 2044 r.? Do jakich narzędzi będziemy mieli dostęp?

Może do tego czasu okulary AR wyglądające jak prawdziwe staną się normą i będąc na żywo na stadionie wygodnie będziemy śledzić relacje z innych obiektów wyświetlane przed okiem? Może będziemy oglądać bieg z perspektywy biegacza? A na zawody do innego miasta dojedziemy super-szybkim, nowoczesnym pociągiem? Albo innym środkiem transportu, którego jeszcze nie ma?

I tu, owszem, znowu pojawia się ryzyko. Wielkie masowe imprezy są poligonem doświadczalnym dla wielu potencjalnie niebezpiecznych technologii. Wraz z wygodą może wystąpić zagrożenie związane z inwigilacją, rejestrowaniem ruchów i tak dalej. Jakub Biłuński w swojej relacji z paryskich igrzysk na łamach Krytyki Politycznej cytował jednego z aktywistów, który zwracał uwagę, że „każdemu, kto próbuje się przeciwstawić igrzyskom, nadawana jest etykieta”:

Najczęściej słychać o „ekoterroryzmie”, ruchy klimatyczne są delegalizowane i rozbijane. Profilowanie działaczy przy pomocy zaawansowanych algorytmów staje się powszechną praktyką, a prezydent Macron wykorzystuje igrzyska do przedłużania powyborczego pata. Przepisy nagina się do tego stopnia, że można mówić o politycznym polowaniu.

Tak jak trudno wyobrazić mi sobie, co oferować będzie technologia za 20 lat, tak nie mam bladego pojęcia, jak będzie wyglądał świat niszczony przez katastrofę klimatyczną

Czy lato nadawać się będzie do uprawiania jakiegokolwiek sportu w innym miejscu niż klimatyzowana hala? Czy gwałtowne ulewy nie zaleją ulic, przez co dotarcie na trybuny będzie prawdziwym wyzwaniem?

REKLAMA

Znowu możemy wrócić do gdybania: być może fakt, że będziemy gospodarzem, zmusi do budowy innych stadionów, innego myślenia o ulicach i samych miastach. Mamy z tym dzisiaj problem, a igrzyska będą pretekstem, by w końcu się nim zająć. Choć akurat wolałbym nie czekać na igrzyska, by ktoś podjął działania w sprawie zanieczyszczanej Odry czy Wisły. Lepiej by było, żeby już teraz Polacy poszli śladem Francuzów, którzy zabrali się za "naprawę" Sekwany.

Koniec końców wszystko sprowadza się i tak do tego, że z czysto egoistycznych pobudek chciałbym przeżyć taką imprezę u siebie. Nie w stylu „zastaw, a postaw się”, nie po to, żeby Niemcy, Francuzi czy Amerykanie klepali nas po plecach i mówili, że jesteśmy nawet fajniejsi niż dotychczas sądzili. Chodzi wyłącznie o to, abyśmy mieli radochę i uciechę: ze sportowych zmagań, z testowanych technologii, z nowych obiektów. To zapewne argument najgorszy z możliwych, ale czy to nie takie myślenie też prowadzi do tego, że jednak realizowane są potrzebne i ważne projekty oraz inwestycje?

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA