Czy VAR niszczy piłkę nożną?
Jest to na swój sposób zabawne, że dyscyplina, której miłośnicy często i chętnie odwołują się do tradycji i raczej nie przepadają za zmianami, nie tylko zaadaptowała nowinki, ale pokazuje, ile mogą dać radości. Euro 2024 jest tego dowodem.
Mój ulubiony moment tych mistrzostw? Wydawało się, że w końcówce spotkania padł gol dla Belgów w meczu ze Słowacją, który dałby im remis. Belgowie już się cieszyli, ale okazało się, że doszło do przewinienia i jeden z zawodników zagrał futbolówkę ręką. Właściwie jedynie ją musnął, drasnął – trzeba szukać takich precyzyjnych określeń, bo kontakt był ledwo zauważalny, wręcz niedostrzegalny ludzkim okiem. Sędzia mógłby oglądać tysiące powtórek, a gdyby w końcu podjął decyzję i tak nie miałby pewności, że postąpił właściwie.
Od dylematów uratowały go czujniki znajdujące się w piłce
Pisaliśmy przed turniejem, że ta naszpikowana jest technologią, ale łatwo było podejść do tego sceptycznie. Potraktować jako ciekawostkę. Drwić, że na kolejnym turnieju będzie można sobie z nią pogadać, co zresztą jeden z polskich komentatorów uczynił – humorystycznie, ale szpileczka została wbita.
Tymczasem bardzo szybko okazało się, że technologia jest niezwykle przydatna. Podczas oceny sytuacji przez sędziego na powtórkach zobaczyliśmy ekranik przedstawiający coś, co przypomina linię życia. Wykres drgnął w momencie kontaktu Belga z piłką. Mieliśmy jasność, że do spotkania ręki z piłką doszło, sygnał nigdy nie był czytelniejszy.
Od zdarzenia minęło już kilka dni, a mimo to zdarza mi się do niego w głowie wracać. Zastanawiam się, co pokazałby wykres w momencie kiedy Luis Suarez wybijał ręką piłkę z linii bramkowej w meczu z Ghaną na mundialu w 2014 r. Wtedy przewinienie było ewidentne, ale ciekawi mnie, jak dużo siły użył i jak wówczas zareagowałyby czujniki. Nagle się okazało, że chciałbym patrzeć na piłkę nożną i z tej perspektywy, wzbogacić ją jeszcze takimi ciekawostkami.
Oczywiście gdyby technologia była w użyciu od dawna, nie mielibyśmy m.in. – przede wszystkim! - „ręki boga”, historia futbolu stałaby się biedniejsza o emocje krążące wokół zagrania Maradony. Zagrania, które tak pasowało do jego osobowości: człowieka wielkiego na boisku, ale niekoniecznie poza nim. Z drugiej strony – możemy dziś tylko gdybać – futbol pozbawiony zostałby wielkiej niesprawiedliwości. I chociaż Maradona pięknie ukradł, to bardziej chce się stać po stronie poszkodowanych.
Wiedząc, że dziś czujniki nie dopuściłyby do podobnej sytuacji czuję coś w rodzaju ulgi, a nawet wdzięczności
Kiedy Piotr Zieliński strzelał, a obrońca austriacki powstrzymał uderzenie ręką, a potem gdy atakujący Austriaków zahaczył nogą o głowę Wojciecha Szczęsnego, przed ekranem domagałem się VAR-u. Byłem wściekły na sędziego, że choć ma takie możliwości to z nich nie korzysta. Pewnie gdyby nawet po analizie powtórek podjęto te same decyzje – brak karnego dla Polski i karny dla Austrii – dalej korzystałbym z kibicowskiego prawa narzekania, że zostaliśmy oszukani, ale byłbym nieco spokojniejszy. Wiedziałbym, że zrobiono wszystko, aby dojść do sprawiedliwszych wniosków.
Tym jest właśnie dla mnie VAR – fakt, że sędzia może skorzystać z powtórek, różnych ujęć, w zwolnionym tempie, to szansa na racjonalny werdykt. Technologia jest ostatnią instancją, pomaga wydać ostateczny wyrok, po którym przynajmniej w teorii wszystko powinno być jasne. W prawdziwym świecie - po ten turniej jest piłkarskim wynaturzeniem, jest zbyt piękny, żeby był prawdziwy - oblewa nas pot na wieść o tym, że mają oceniać nas technologia i algorytmy. Od razu, niestety słusznie, pojawiają się obawy, że będzie niesprawiedliwa i bezwzględna.
Zupełnie inaczej jest na boisku, czego jeszcze jednym przykładem jest mecz (znowu!) Belgii z Rumunią i właściwe wykorzystanie VAR przez polskiego arbitra Szymona Marciniaka.
To jest sytuacja, która nie jest do wychwycenia gołym okiem. Tylko technologia może to złapać. Śmiem twierdzić, że większe pretensje byłyby do sędziego, gdyby podniósł chorągiewkę i okazałoby się, że spalonego nie było. Sędzia puścił akcję, jak należy. Po to też jest VAR, by korygować. Jak widzieliśmy w powtórce, wystawała być może jedynie część rzepki. Pretensji do sędziego asystenta nie mam. Takie sytuacje się puszcza. VAR skorygował i o to chodzi
- mówił w rozmowie Przeglądem Sportowym Onet ekspert sędziowski Canal+ Sport Adam Lyczmański.
Nawet przeciwnicy VAR-u mówią, że problemem nie jest technologia. Kłopot polega na tym, że ostatnie zdanie i tak należy do człowieka, a ten jest omylny. To sędzia jest piętą achillesową całego systemu.
I w tym podejściu też widać piękno VAR-u
Nadal liczy się ludzki aspekt, miejsce na popełnienie błędu, wątpliwości. Ciągle można być jednak pełnym wiary w to, że jesteśmy bliżej niż dalej do rozwiązania problemu. Już jesteśmy w lepszej sytuacji niż te kilka lat temu. Technologia pomoże nam się ulepszać – więcej ujęć, bardziej precyzyjne stop-klatki, jeszcze więcej czujników – aż w końcu dojdziemy do ideału. Wymieńcie choć jedną dziedzinę życia, w której takie nadzieje są racjonalne. Nie da rady.
Euro 2024 to rzadka sytuacja kiedy można poczuć się technooptymistą. Patrzę na wykorzystanie technologii i cieszę się, że możemy z niej korzystać. Zastanawiam się, do jakich danych dostęp będziemy mieli na mundialu w 2026, z prawdziwą ekscytacją myślę o kolejnym Euro w 2028 r.
Powrót do codzienności będzie więc jeszcze bardziej bolesny. Wrócimy do świata, gdzie nawet zwykłe kasy samoobsługowe czynią ludzi bardziej agresywnymi niż są, gdzie postęp kojarzy się z utrudnieniami albo mydleniem oczu. Dochodzi się do smutnej konstatacji: moment, w którym technologia działa i budzi entuzjazm, trwa krótko i pojawia się raz na jakiś czas.
Przynajmniej jest, więc warto się go chwytać i trzymać na pamiątkę, że może być lepiej niż jest. Skoro w piłce się udało, to czemu w innych dziedzinach miałoby się nie udać?