REKLAMA

Star Wars Outlaws ograny - 7 zaskoczeń po zwiedzeniu nowej planety

Dzięki uprzejmości Ubisoftu mogłem przedpremierowo ograć Star Wars Outlaws - nadchodzącą grę akcji w uniwersum Gwiezdnych wojen, łączącą dolę najemnika z otwartym światem oraz piękną grafiką.

Star Wars Outlaws ograny: 7 zaskoczeń po zwiedzeniu planety
REKLAMA

Polski oddział Ubisoftu zaoferował mi przedpremierowe ogranie Star Wars Outlaws w wersji PC. Z grą akcji uprzedziłem cały wieczór, na kilka godzin wskakując w buty kosmicznej najemniczki o kiepskiej reputacji. Zwiedziłem otwarty świat, wykonałem kilka misji, podjąłem fabularne decyzje, a także zmierzyłem się z ich konsekwencjami. Do tego posłałem do piachu garnizon szturmowców oraz latałem statkiem kosmicznym. To ostatnie to ciekawa sprawa.

REKLAMA

W trakcie mojej przygody wiele razy zostałem zaskoczony. Nie zawsze pozytywnie, ale przyznam, że po ograniu Star Wars Outlaws jestem znacznie bardziej zainteresowany grą niż jeszcze kilkadziesiąt godzin wcześniej. Chociaż nie idealna, kosmiczna przygoda Ubisoftu zdecydowanie jest JAKAŚ, co postaram się opisać poniższymi spostrzeżeniami po dniu w blasterem w rękach:

1. Otwarty świat jest żywy i piękny. Wiele tu zwierząt, mieszkańców i pojazdów

 class="wp-image-4808849"

Ubisoft jest znany z otwartych środowisk w swoich grach, lecz widok stepowej panoramy pełnej humanoidów na ścigaczach, stad zwierząt oraz małych okrągłych domków i tak robi wrażenie. Zapewne dlatego, że to pierwszy raz, kiedy otwarte środowisko jest osadzone w uniwersum Gwiezdnych wojen. Co prawda wcześniej otwarte lokacje serwował nam Star Wars Jedi: Survivor, ale nie na taką skalę i nie z taką złożonością.

Złapało mnie za serce, gdy pogłaskałem uroczego futrzaka, a po chwili całe stadko jego pobratymców zaczęło kręcić się między moimi nogami. Zwierzęta chodziły za mną, głodne pieszczot (albo jedzenia), a cała sytuacja miała w sobie więcej magii Lucasa niż wszystkie epizody serialu The Acolyte razem wzięte.

Otwarty świat potrafi być także niebezpieczny. Pędząc na powietrznym ścigaczu, gracz łapie czasem ogon, w postaci piratów strzelających z blasterów. Innym razem podpadniemy patrolowi szturmowców, którzy są jak na szpilkach. Nic dziwnego zresztą, akcja Star Wars Outlaws rozgrywa się zaraz po wydarzeniach z Imperium Kontratakuje. Rebelianci - chociaż częściowo rozbici - chwieją autorytarną machiną w posadach, co wykorzystują szmuglerzy i piraci.

2. Mieszkańcy otwartego świata są głupi jak but. Ubisoft musi popracować nad modelami zachowań

 class="wp-image-4808852"

Ubisoft ma w stajni serię Watch Dogs, zgrabnie odtwarzającą życie współczesnej aglomeracji, z jej transportem i pieszymi. Tymczasem w Star Wars Outlaws, przy mniejszym zagęszczeniu populacji oraz skromniejszym ruchu na drogach, codzienne życie wydaje się przerastać wielu NPC. Zadania takie jak jazda z punktu A do punktu B bywa dla nich wyzwaniem nie do pokonania. Jeśli kod może się cofać w rozwoju, tutaj mamy tego dowód.

Przykładowo, gdy postawiłem swój ścigacz w poprzek drogi, humanoidy na swoich speederach dosłownie zgłupieli. Nie byli w stanie ominąć nowej przeszkody, a zamiast tego obijali się o nią jak zabawkowe samochody na baterie, uderzające raz za razem w ścianę. Obijanie z kolei boli - ale gracza, wizualnie - bo system kolizji w Star Wars Outlaws niemal nie istnieje.

Przekonałem się o tym, prując z pełną prędkością ścigaczem przez bagna, aż przypadkiem uderzyłem w masywne zwierzę. Te nawet nie drgnęło. Do tego nie przejęło się kolizją. Stało tam gdzie się w nie wbiłem, dalej przeżuwając coś wielką paszczą. To doświadczenie potężnie kontrastowało z wcześniejszymi interakcjami z lokalną fauną. Ubisoft ma sporo detali do doszlifowania. Niech zasięgnie rady od ekipy odpowiedzialnej za Avatara. Tam wiedzą jak projektować przekonujące zachowania kopytnych.

3. Latanie statkiem kosmicznym w Star Wars Outlaws jest bardziej złożone niż ci się wydaje

 class="wp-image-4808855"

Podoba mi się, że przestrzeń kosmiczna w produkcji Ubisoftu działa jak powinna - bez jasnego podziału na górę i dół, jak w wielu innych grach. Outlaws serwuje nieco bardziej złożone podejście, dzięki czemu możemy obracać statek dookoła własnej osi, ze swobodą dryfu w dowolnym kierunku. Jest z kolei po co dryfować, bo przestrzeń kosmiczna usiana jest surowcami do zebrania. Potem z ich pomocą ulepszamy sprzęt oraz gadżety.

Te galaktyczne grzybobranie przerywają ataki kosmicznych piratów. Z użyciem rakiet i laserów, rozprawiamy się z nimi z dosyć łatwy sposób, manipulując też przyspieszeniem silnika. Podczas mojej rozgrywki nie uświadczyłem bardziej zaawansowanych mechanizmów kosmicznych starć, jak przekierowywanie mocy z osłon na działa etc, ale i tak jest nieźle. Ot, sensowny model arcade z lepszym podejściem do przestrzeni niż rynkowa średnia.

W przestrzeni kosmicznej realizujemy także zadania. Podczas rozgrywki natrafiłem na duży, bezbronny frachtowiec otoczony rojem atakujących statków. Mogłem go obronić, eliminując agresorów w odpowiednim czasie. Niestety, nie udało mi się, przez co wielki statek eksplodował. Kilka walk było całkiem przyjemnych, jak lawirowanie między asteroidami, łapiąc na muszkę zwrotnych przeciwników. W ogólnym rozrachunku kosmiczne walki to jednak bardziej dodatek do rozgrywki niż jakość sama w sobie, jak w Elite Dangerous.

4. Walcz albo się skradaj - zawsze jest wybór, dzięki Nixowi częściej byłem jak Sam Fisher

 class="wp-image-4808858"

Każdą misję fabularną, którą pokonałem podczas kilkugodzinnego maratonu, mogłem rozegrać na dwa sposoby - po cichu albo na Rambo. Oczywiście doskonale rozumiem, że większość chce chwycić za blastery, aby udowodnić, że ma jeszcze lepszy refleks niż Han Solo. Istnieje jednak jeden dobry powód dla którego pozostać w cieniu. Nazywa się Nix.

Nix to stworek który zawsze towarzyszy głównej bohaterce. Do tego jest piekielnie przydatny. Potrafi aktywować włączniki, uziemiać kamery, odwracać uwagę, chwilowo oślepiać przeciwników, a także aportować wskazywane przedmioty. Dzięki Nixowi cicha rozgrywka jest szybka i efektywna. Gdy brakuje nam pomysłu na ominięcie przeciwnika, po prostu szczujemy go Nixem, a gdy wróg szamocze się z małym drapieżnikiem na głowie, obalamy go po cichu.

Zdarza się jednak, że coś pójdzie nie tak, a piratom uda się włączyć alarm w swojej dziupli. Dobra wiadomość: nie oznacza to konieczności rozpoczynania całej sekwencji od nowa. Dając się zabić, wracamy od punktu kontrolnego, które są dosyć sensownie rozstawione. Osoby grające po cichu nie muszą więc przechodzić w tryb Rambo po wykryciu, nie chcąc rozpoczynać całej misji od nowa. Zazwyczaj traci się jedynie kawalątek.

5. Jak na grę Star Wars w otwartym świecie, bolą mnie dwa podstawowe ograniczenia. Pierwsze to laserowe bronie

 class="wp-image-4808861"

Gracz co prawda może podnieść kultowy karabin szturmowca, ale taka broń ma ograniczoną liczbę pocisków, co jest nietypowe, biorąc pod uwagę laserową konstrukcje. W większości gier na licencji Gwiezdnych wojen karabiny się nagrzewają, ale po chwili chłodzenia znowu można z nich strzelać. Star Wars Outlaws jest bardziej restrykcyjne. Po kilku(nastu) seriach z broni szturmowca ta staje się bezużyteczna. To samo tyczy się karabinów snajperskich. Nieskończoną amunicję ma wyłącznie pistoletowy blaster głównej bohaterki.

Oczywiście rozumiem celowość zabiegu. Producenci nie chcą, by ich produkcja zamieniła się w klona Battlefronta. Zależy im na nieco zmniejszej skali starć, w bardziej westernowym stylu. Mając natomiast karabin wyborowy, można wybić cały garnizon Imperium z daleka, nim szturmowcy zorientują się co się właściwie dzieje. Skoro jednak można podnosić broń poległych wrogów, szkoda, że twórcy nie pozwalają bardziej zaszaleć. Może później luzują zasady?

Warto dodać, że do Star Wars Outlaws zaimplementowano coś na kształt systemu policji. Im większy chaos siejemy w otwartym świecie, tym więcej uwagi Imperium na siebie ściągamy. Co, będąc najemnikiem wyjętym spod prawa, nie jest niczym dobrym. Jako rosnące zagrożenie, Imperium wysyła przeciwko nam kolejne fale wrogów. Głównie piesze oddziały, ale zdarzają się także szturmowcy na ścigaczach oraz cięższe jednostki z miotaczami.

6. Drugie bolące mnie ograniczenie to pojazdy. Jest ich wiele, ale korzystać możemy wyłącznie z jednego

 class="wp-image-4808864"

Poza ścigaczami, w grze widziałem także większe maszyny, jak powietrzne pojazdy oraz lewitujące platformy transportowe. Niestety, gracz nie może z nich korzystać. To frustruje o tyle, że NPC regularnie je prowadzą. Dziwna sprawa, to trochę tak, jakby w Watch Dogs można było kraść wyłącznie jeden rodzaj samochodów. Z kolei czasem aż prosi się, żeby podwędzić poduszkowiec stojący przy kantynie. Takiej możliwości boleśnie brakuje.

Gracz może korzystać wyłącznie z prywatnego ścigacza, przywoływanego niczym rumak z Asssassin’s Creed. Pędząc przez otwarty świat, z jakiegoś powodu nie mogłem jednak strzelać z blastera podczas jazdy. Frustrujące o tyle, że piraci nie mają takiego problemu. Z fotela kierowcy możemy wyłącznie używać specjalnej umiejętności, podczas której bohaterka spowalnia czas i eliminuje zaznaczonych przeciwników precyzyjnymi automatycznymi strzałami. Jednak swobodne celowanie blasterem - dopiero po zejściu. Nie widzę w tym sensu.

7. Star Wars Outlaws jest pełne zawartości. Wchodzisz do miasta i nie wiesz w co włożyć ręce.

 class="wp-image-4808867"

Pozytywnie zaskoczyło mnie to z iloma NPC można porozmawiać, ile mini-gier znajduje się w tej produkcji oraz ile dodatkowych zleceń można przyjąć. Gwiezdne wojny Ubisoftu są pod tym względem podobne do Assassin’s Creed. Masz wolne pół godzinki? Nurkujesz w otarty świat i wykonujesz drobne wyzwanie albo odkrywasz nowe miejsce.

Podobało mi się, że widząc malutki posterunek Imperium w oddali, mogłem podkraść się do niego pod osłoną wzniesienia, a następnie nie tylko załatwić po cichu szturmowców, ale także odebrać z ich terminala wszystkie kredyty które wcześniej mi zabrali. Z drobną nawiązką. Innym razem znalazłem sekretny schowek w pozornie opuszczonym budynku, z bardzo dobrym przedmiotem do założenia. Jeśli uwielbiacie eksplorację, możecie zatonąć w Outlaws po same uszy.

Trzeba tylko mieć na uwadze, że z tego samego powodu Outlaws może wydać się przytłaczające dla tych fanów Gwiezdnych wojen, którzy mają ochotę na bardziej linearną i filmową przygodę. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by realizować wyłącznie główny wątek fabularny - przynajmniej w ogrywanym przeze mnie fragmencie - ale to jak z głównymi wątkami w Far Cry czy Watch Dogs. Wciąż silnie czerpią z mechanik i zależności otwartego świata.

8. Konsekwencje w STAR WARS Outlaws naprawdę istnieją. Poczułem je na własnej skórze.

 class="wp-image-4808870"

W nadchodzącej grze bardzo istotny jest wątek frakcyjny. Mamy trzy ugrupowania kosmicznych piratów, każdy z oddzielnym paskiem relacji. Pomagając jednym, szkodzimy drugim. Nie da się żyć w każdym w zgodzie, dlatego sojusze powinny być zmienne i chwilowe, dopasowane do sytuacji. To od nich bowiem zależy jak szybko i jak łatwo przejdziemy dane misje.

Przykładowo, mając zdobyć cenny przedmiot z siedziby Huttów, możemy przekraść się do niej wentylacją, a potem cichutko zgarnąć fant. Ewentualnie wyrąbać sobie drogę. Jeśli jednak dobrze żyjemy z Huttami, ci nie tylko wpuszczą nas na swój teren, ale także zapewnią dostęp do unikalnych sprzedawców. Wzięcie przedmiotu misji jest wtedy banalnie proste. Stosunki z kartelami wpływają na to jaka forma przejścia danej misji jest optymalna, do tego NPC inaczej się wobec nas zachowują. Ubisoft zadbał, by było to bardzo wyczuwalne.

Podsumowując: jestem znacznie lepiej nastawiony do gry, ale obawiam się o finalne szlify Star Wars Outlaws.

 class="wp-image-4808873"

Dopóki nie zagrałem w Star Wars Outlaws, nie czułem wielkiej chemii do tego projektu. Ot, Assassin’s Creed w piżamie z logo Gwiezdnych wojen. Dopiero po kilku godzinach z tytułem zdałem sobie sprawę, jak bardzo chcę grać dalej. Po prostu wsiąść na ścigacz i pruć przez planetę, żyjąc pod radarami Imperium. Eksplorować ile się da, od czasu do czasu wykonując większe zadanie. Czegoś takiego nie czułem podczas przedpremierowego ogrywania AC: Valhalla oraz AC: Mirage.

REKLAMA

Z drugiej strony zderzyłem się z wieloma irytującymi ograniczeniami, jak wspomniane blastery czy pojazdy. Można odnieść wrażenie, że Ubisoft nie wykorzystuje w pełni tego, z czego jest najlepiej znany: możliwości otwartego świata, pozwalającego grać na wiele różnych sposobów. Nie oczekuję okazji do porwania AT-AT z imperialnego hangaru (chociaż byłoby to super), ale chociaż te poduszkowce…

Podsumowując, jestem ostrożnie na tak. W bezpośrednim kontakcie gra robi znacznie lepsze wrażenie niż na materiałach reklamowych. Wcześniej nie odliczałem dni do premiery, teraz zacieram ręce. Jednak nawet biorąc to pod uwagę, a także moją naiwną miłość do Gwiezdnych wojen, czuję że Ubisoft gra zbyt bezpiecznie, samo-ograniczając się w tym, w czym jest najlepszy: możliwościach otwartego świata.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA