REKLAMA

Recenzja Star Wars Jedi: Survivor. Gra roku i wybraniec Mocy

Star Wars Jedi: Survivor rozłożyło mnie na łopatki swoją jakością, skalą oraz dbałością o detale. To najlepsza produkcja w historii Respawn Entertainment oraz jedna z najlepszych gier na licencji Gwiezdnych wojen jakie kiedykolwiek powstały.

26.04.2023 15.00
Recenzja Star Wars Jedi: Survivor. Gra roku i wybraniec Mocy
REKLAMA

Poprzednie Star Wars Jedi było zaskakująco udane, wyrastając na najlepszą grę uniwersum Gwiezdnych wojen ostatnich lat (nie to, żeby poprzeczka była wysoko zawieszona). Electronic Arts doceniło sukces studia Respawn, dając mu więcej środków na stworzenie jeszcze lepszej kontynuacji. Mądra decyzja, skutkiem której mamy fenomenalną grę akcji, bez cienia wątpliwości mogącą się ubiegać o tytuł GOTY.

REKLAMA

Star Wars Jedi: Survivor to jedna z najlepszych gier w uniersum Gwiezdnych wojen jaka kiedykolwiek powstała.

Mówimy o absolutnie najwyższej lidze. Debiutancie, który z podniesionym czołem może patrzeć na takie uwielbiane klasyki jak Dark Forces, KOTOR czy Jedi Academy. Sukces Star Wars Jedi: Survivor to gigantyczna zasługa większej skali, większego rozmachu i większych ambicji producentów, odczuwalnych na każdym kroku podczas rozgrywki.

Po 20 godzinach zabawy produkcja wciąż mnie czymś zaskakiwała, wprowadzała nowe mechanizmy do rozgrywki oraz rozwijała się o dodatkowe, opcjonalne moduły. Wliczając w to nawet… ogrodnictwo czy rozbudowę kantyny. Liczba możliwości oferowanych przez Star Wars Jedi: Survivor to absolutny (he-he) kosmos, a gra jest prowadzona niczym najlepszy japoński tytuł akcji, gdzie czysta frajda z rozgrywki zawsze stawiana jest na pierwszym miejscu.

Star Wars Jedi: Survivor zachwyca skalą. Twórcy eksperymentują z otwartym światem i świetnie to wychodzi.

Niemal jak Obi-Wan pilnujący Luke'a
Jak otwarty świat to i wierzchowce

Jeśli poprzedni Star Wars Jedi: Fallen Order był inspirowany Dark Souls, tak inspiracją dla najnowszego Star Wars Jedi: Survivor musi być Elden Ring. Studio Respawn wprowadza do swojej przygody otwarty i nielinearny świat, wierzchowce przyspieszające przemieszczanie oraz swobodną eksplorację w poszukiwaniu opcjonalnych bossów i cennych skarbów.

Nielinearna struktura na modłę Elden Ringa kapitalnie spisuje się w praktyce. Grając w Survivora mogę kontynuować główny wątek fabularny, ale mogę również na długie godziny skupić się na pobocznych wyzwaniach. Te są naprawdę zróżnicowane. Polegają m.in. na tropieniu elitarnych bossów, zdobywaniu umiejętności Jedi, powstrzymywaniu unikalnych łowców nagród czy pozyskiwaniu bohaterów niezależnych do swojej kantyny.

Możliwość jazdy na kosmicznym stworze w promieniach zachodniego słońca, szturmując wysuniętą placówkę Imperium w pogodni za opcjonalnym artefaktem - prawie można poczuć wiatr wolności we włosach. "Mogę, ale nie muszę" to dewiza idealnie pasująca do nowego Star Wars Jedi. Możliwości jest tutaj tyle, że niczym w Skyrim, da się zatracić w eksploracji na własną rękę, pomagając napotkanym postaciom czy wykonując sekwencje zręcznościowe.

Kapitalne w Star Wars Jedi: Survivor jest uczucie progresu. Nie tylko fabularnego. Niezależnie co robisz, to procentuje.

Na początku monstrum było wyzwaniem. Potem siekałem je z zamkniętymi oczami
Jednym z elementów progresu herosa jest jego mobilność

Każdy zniszczony droid, zabity szturmowiec oraz pokonany łowca nagród przekłada się na pasek doświadczenia, generujący punkty umiejętności. Już samo to sprawia, że nie czujemy, aby jakakolwiek konfrontacja była kompletnie zbędna. To szczególnie istotne, bo gra kontynuuje zapożyczony z Dark Souls system wskrzeszania szeregowych przeciwników podczas odpoczynku w punkcie medytacji.

Respawn idzie jednak znacznie dalej. Każdy nowy typ pokonanego wroga można zeskanować, aby później wykorzystać go w formie figurki dla holoszachów. Część uratowanych postaci pobocznych można zaprosić do kantyny, gdzie pełnią dodatkowe funkcje handlarzy, dekoratorów czy nawet muzyków. Znajdując skarby w trudno dostępnych miejscach nie tylko zyskujemy bonusy do paska życia i paska mocy, ale również walutę możliwą do zamiany na przedmioty kosmetyczne. Nareszcie mamy ciekawe stroje do założenia, w przeciwieństwie do okropnych ponczo z poprzedniej odsłony.

Takich opcjonalnych modułów rozwoju jest masa. Możemy zdobywać nowe utwory dla kapeli w kantynie, nowe rybki do barowego akwarium czy nasiona do ogrodu (serio!). Część opcjonalnych aktywności jest ściśle powiązana z rozwojem możliwości bojowych głównego bohatera. Przykładowo, polując na unikalnych łowców nagród, zyskujemy talony do wykorzystania na specjalne umiejętności pozwalające hakować wrogie droidy poszczególnych modeli. Taki dodatek nie niszczy balansu, ale stanowi ciekawą nagrodę.

Składając to wszystko w całość, żadna minuta w Star Wars Jedi: Survivor nie wydaje się stracona. Niezależnie co robimy, zawsze wpływa to na rozwój głównego bohatera lub rozbudowę jego otoczenia. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by te dodatkowe moduły kompletnie ominąć, skupiając się wyłącznie na głównej osi fabularnej.

Respawn Entertainment cudownie czuje się w uniwersum Gwiezdnych wojen i to od razu czuć.

Respawn wie jak stworzyć klimat Gwiezdnych wojen
Ciekawe czy chowa blaster pod stołem

Uciekinier Cal Kestis jest dosyć problematycznym jegomościem z perspektywy spójności uniwersum Star Wars. Oto bowiem mamy Jedi walczącego z Imperium gdzieś między trzecim i czwartym epizodem serii, który nie pojawia się później w żadnym innym medium. Mimo tego scenarzyści gry kapitalnie rozwiązują ten problem, świetnie czerpiąc w całego zbioru mitów Gwiezdnych wojen. Tych dotyczących pierwszej trylogii, drugiej trylogii, a nawet czasów Wysokiej Republiki. Więcej jednak nie zdradzę.

Producenci przywiązali masę uwagi do detali, dzięki którym Star Wars Jedi: Survivor to Gwiezdne wojny pełną gębą. Same dialogi zakurzonych droidów bojowych zasługują na osobne wyróżnienie. Nie da się ich nie lubić, doskonała komedia. Twórcy świetnie bawią się formą, zaskakują gracza, ale jednocześnie pozostają tak wierni kanonowi, jak to możliwe. Dzięki temu Survivor odnajduje się w uniwersum Star Wars znacznie lepiej niż najnowsza trylogia z Rey ekhem Skywalker.

Do tego sama fabuła Star Wars Jedi: Survivor jest całkiem niezła. Filmy przerywnikowe zostały świetnie wyreżyserowane, mimika postaci jest bogata w detale i naturalna, a scenariusz obfituje w pełen wachlarz filmowych środków. Mamy tutaj wszystko: miłość, zdradę, lojalność, odkupienie, humor, smutek. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony tym, jak bogaty dialogowo oraz narracyjnie otrzymaliśmy tytuł.

Do tego ta oprawa. Star Wars Jedi: Survivor jest przepiękny, ale niestety, konsola potwornie się przy nim dusi.

Panoramy w Star Wars Jedi: Survivor są śliczne
Spójrzcie na tę masę detali

Grając w trybie wydajności, produkcja na PlayStation 5 dostawała czkawki podczas eksploracji otwartych obszarów (tutaj wymagania na PC). Spadek płynności oraz szarpnięcia były bardzo odczuwalne. Na tyle, że skutecznie obniżało to przyjemność z rozgrywki. Warto jednak zaznaczyć, że otrzymałem grę na dwa tygodnie przed premierą, a łatka day-one może, chociaż nie musi rozwiązywać ten problem. Wersja przedpremierowa działa poniżej akceptowalnego stanu, a optymalizacja to jedna z największych wad gry.

Za to sama oprawa - po prostu palce lizać. Zamknięte pomieszczenia wypchano detalami. Otwarte struktury zapierają dech w piersiach swoimi panoramami. Modele postaci są niezwykle szczegółowe. To jedna z najładniejszych gier ostatnich lat i jestem przekonany, że tak jak ja będziecie wykonywać zrzut ekranu na co drugim kroku. Czy to gęste od wieżowców Coruscant czy pustynne połacie Jedhy.

Ulepszenia doczekała się także walka, chociaż nie oczekujcie tutaj rewolucji. Są za to bardzo ciekawe dodatki.

Bandyci to paradoksalnie jedni z najtrudniejszych wrogów
Blok i kontra podstawą sukcesu

Nie będę zdradzał wam niespodzianek, dlatego napiszę, że Cal uczy się zupełnie nowych stylów walki. Zapewne od razu pomyślicie o podwójnych mieczach, na modłę Jedi Academy. Sam bym tak zrobił. Dlatego uśmiecham się tylko pod nosem i mówię: producenci z Respawn okazali się znacznie, znacznie bardziej kreatywni. Świetnie to wyszło w praktyce i gracz ma masę ciekawych możliwości, dopasowując arsenał do swojego stylu gry.

Co do samej walki, ta wciąż potrafi być bezwzględna. Kilka ciosów przeciwnika wystarczy by załatwić głównego bohatera, dla którego parowanie oraz unik wciąż są najlepszymi przyjaciółmi. Będąc przy przyjaciołach, teraz Calowi bardzo często towarzyszy jakiś sojusznik. Już sam w sobie jest dosyć skuteczny w walce, ale można mu dodatkowo wydawać proste polecenia. Świetny dodatek różnicujący starcia.

Cieszy również, że twórcy posłuchali fanów narzekających na zbyt mało "przecinający" efekt mieczy świetlnych w poprzedniej odsłonie. W Star Wars Jedi: Survivor nareszcie możemy odciąć kończynę szturmowcowi oraz przeciąć dziką bestię w pół. Czuć, że producenci nie chcą epatować odrąbanymi rękoma - zapewne z powodu kategorii wiekowej - ale broń Jedi nareszcie zachowuje się tak jak powinna. Niby detal, lecz z perspektywy fana Gwiezdnych wojen ma ogromne znaczenie.

Na koniec poruszę kwestię walk z bossami. Te są… po prostu znośne. Biorąc pod uwagę, jak przyjemnie odbija się laserowe pociski szturmowców i ile satysfakcji daje odrzucanie granatów droidów, starcia z unikalnymi przeciwnikami wydają się sztuczniejsze oraz nienaturalne. Znika gdzieś ten przyjemny flow, zamieniany na szarpaninę bloków oraz kontr. Za to starcia z grupami przeciwników - najlepiej wspartymi jakimś AT-ST - to już czysta przyjemność i frajda największego stopnia. Chce się walczyć.

Star Wars Jedi: Survivor jest lepsze, większe, piękniejsze i ciekawsze niż zakładałem w pozytywnym scenariuszu.

Jedna z dziesiątek skrzyń z kosmetycznymi przedmiotami
Nie ma Gwiezdnych wojen bez straconej rękI!

Powtórzę się, ale chcę to podkreślić z pełną mocą: to jedna z najlepszych gier na licencji Gwiezdnych wojen jaka kiedykolwiek powstała. Nie tylko w przeciągu ostatnich lat, ale również biorąc pod uwagę cudowne klasyki złotego okresu sprzed dwóch dekad. Fani Star Wars lata temu byli rozpieszczani świetnymi grami na licencji, a Survivor powraca do tej tradycji. Jestem zachwycony tym, jak bardzo udał się Respawnowi nowy tytuł. Studio już wcześniej zdobyło moje uznanie, ale nowe Star Wars Jedi to ich najlepsze dzieło.

Star Wars Jedi: Survivor to razem z Resident Evil 4 Remake dwa pewniaki, jeśli chodzi o tytuł gry 2023 roku. Chociaż początkowo animacja bohatera wydaje się trochę sztywna, a interaktywność z otoczeniem nieco zawodzi, tytuł cudownie się rozwija. Po kilkunastu godzinach zapragniecie tylko więcej. Szkoła czy praca, nie będziecie mogli się doczekać się powrotu do domu i wskoczenia w buty renegata Jedi. Czy to dla historii, dla walki, dla progresu, czy nawet rozwoju kantyny.

Największe zalety:

  • Jedna z najlepszych gier Star Wars jakie powstały
  • Romans. Zdrada. Odkupienie. Dobra opowieść, jest tu wszystko
  • Wielka przygoda na solidne 20+ godzin
  • Masa opcjonalnych wyzwań, misji, mini-gier i postaci
  • Grafika wgniata w ziemię. Od detali po piękne panoramy
  • Ciągłe poczucie progresu na wielu płaszczyznach
  • Nowe style walki i nowe narzędzia zniszczenia
  • Rozgrywka ciągle czymś zaskakuje, nawet na chwilę przed napisami
  • Miecz świetlny nareszcie działa jak miecz świetlny
  • Świetne wykorzystanie uniwersum SW z rozmaitych er
  • Nareszcie ciekawa kosmetyka dla głównego bohatera

Największe wady:

  • Fatalna optymalizacja wersji przedpremierowej (PS5)
  • Nie obraziłbym się na ciekawsze moce bohatera
  • Nijaki "ten zły"
  • Eksploracyjne nielogiczności: drzwi blokadą dla Jedi

Star Wars Jedi: Survivor to absolutny hit, który wystarczy na wiele dziesiątków godzin rozgrywki. Eksperyment z otwartym światem okazał się udany, ale w pogodni za wielką przestrzenią producenci nie zapomnieli o małych detalach, po których da się poznać świetną grę.

REKLAMA

Fani Gwiezdnych wojen mają święto. 9/10.

Zrzuty ekranu podchodzą z gry Star Wars Jedi: Survivor uruchomionej na PS5 w trybie performance

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA