Polska jest cyfrową kolonią. Nasz rząd klęka przed big techami, zamiast się postawić
Potrzeby Polaków, a nie firm technologicznych, będą priorytetem – zadeklarował Krzysztof Gawkowski podczas swojej pierwszej konferencji jako minister cyfryzacji. Ile zostało z tych słów? Słodka foto-relacja z odwiedzin siedzib technologicznych kolosów.
Szef resortu cyfryzacji również w wywiadach powtarzał, że regulacje w cyfrowym świecie mają iść w kierunku wsparcia obywatela, a co za tym idzie – ograniczenia korporacji. W rozmowie ze Spider’s Web+ podsumowującej pierwsze sto dni prac swojego ministerstwa zapewnił, że wolałby wspierać polskie start-upy, a nie big techy. Mogło się wydawać, że obrano słuszny kierunek, wszak w tę stronę idzie również sama Unia Europejska.
Wszystkie te ładne słowa mają dziś cierpki smak
Kilka dni temu rząd odrzucił poprawki do prawa autorskiego, które zapewniłyby wydawcom lepszą pozycję negocjacyjną w rozmowach z big techami. O tym, dlaczego sytuacja jest trudna, pisaliśmy więcej na naszych łamach:
Polecam też wątek Sylwii Czubkowskiej na Twitterze, która zwróciła uwagę, że wg badaczy z Initiative for Policy Dialogue Google jest winien amerykańskim wydawcom 50 proc. wartości stworzonej przez wiadomości (czyli od 10 do 12 mld dol. rocznie), natomiast Facebook - 1,9 mld dolarów.
Komentujący nie mają wątpliwości – rząd poszedł na rękę wielkim korporacjom z branży technologicznej. Daria Gosek-Popiołek, autorka poprawek, napisała na Twitterze, że rządząca koalicja „przyjęła stronę bigtechów” zamiast dać mediom narzędzia do negocjacji z korporacjami, które „bezpłatnie wykorzystują publikacje prasowe”.
Właśnie dlatego sesja zdjęciowa, którą na Twitterze pochwalił się Krzysztof Gawkowski, musi budzić złość
Minister cyfryzacji udał się do Stanów Zjednoczonych i w San Francisco spotkał się z przedstawicielami firm technologicznych, w tym Google i Meta.
Teoretycznie w zdjęciowym udokumentowaniu spotkań nie powinno być niczego złego. Tyle że zdjęcia bardziej przypominają raczej relację miłośnika technologii, który mógł zwiedzić siedziby ukochanych firm i jest im wdzięczny za uchylenie kulis, a nie polityka, którego zadaniem powinno być utemperowanie ich zapędów.
Jasne, to tylko zdjęcia. Być może za zamkniętymi drzwiami wicepremier Gawkowski był jak Tommy Lee Jones w "Ściganym". Można uśmiechać się do zdjęć i podawać sobie ręce – pewnie nawet dyplomacja tego wymaga – a później walczyć jak lew o istotne sprawy.
Jednak widzimy to co widzimy. Na dodatek sama relacja też wiele mówi o tym, o czym dyskutowano. Wicepremier w siedzibie Google rozmawiał m.in. „o potrzebie intensyfikacji działań w zakresie zwalczania dezinformacji oraz nadużyć i oszustw finansowych”, a z Metą o walce z dezinformacją oraz bezpieczeństwem dzieci w sieci.
- Chciałbym żeby Polska skorzystała z doświadczeń w zakresie bezpieczeństwa, jakie z sukcesem VISA rozwija w wielu krajach na świecie – stwierdził po spotkaniu z finansowym przedsiębiorstwem.
Nic więc dziwnego, że dziennikarze dopytują – a co z płaceniem za treści dziennikarskie? Pula ważnych tematów nie została wyczerpana, a w odpowiedzi jest tylko nienaganny uśmiech polityka i jego rozmówców z branży technologicznej. Relacja sugeruje, że rozmawiano o wygodnych dla silniejszej strony kwestiach, aby ta nie poczuła się urażona. W końcu konsekwencje rozgniewania molocha mogą być poważne.
Gawkowski zadeklarował:
Polska ma gotowość do wsparcia inwestycji technologicznych i szukania partnerstw w obszarach takich jak AI, rozwoju centrów danych czy R&D
– powiedział Gawkowski.
Niedawno Sylwia Czubkowska na łamach „Gazety Wyborczej” opisała, z jakich strategii korzystają big techy, aby owijać sobie rządy wokół palca. Jedną z nich jest metoda na „wujka z Ameryki”. Wielkie firmy co jakiś czas obiecują, że realizowane będą u nas gigantyczne inwestycje, z czego mamy być dumni, bo polską ziemię zaleją dolary. Dziwnym trafem te piękne gwarancje padają wówczas, gdy w Polsce są planowane bądź głośno dyskutowane przepisy mające wprowadzić regulacje.
Resort cyfryzacji przyjmuje rolę petenta, który prosi o łaskę i szansę na to, by wielkie amerykańskie firmy spojrzały na Polskę przychylnym okiem planując swoje inwestycje
Świat się jednak zmienił. Big techy nie są już zbawcami przybywającymi na białym koniu. Obowiązkiem polityków powinno być ich kontrolowanie, wymaganie i egzekwowanie, bo w innym przypadku będziemy wyłącznie maszynką do wypluwania pieniędzy. Kimś, kogo się wykorzystuje do własnych celów. I niestety ten czarny scenariusz może spełnić już przy braku wsparcia dla polskich wydawców w starciu z technologicznymi korporacjami.
To oczywiste, że współpraca jest ważna. Najpierw jednak trzeba zadbać o swoje prawa i interesy.