Too Good To Go pomaga ratować jedzenie i jeszcze zaoszczędzić
Statystyki załamują, ale jest sposób, żeby temu przeciwdziałać. Aplikacja do ratowania żywności Too Good To Go działa już na naszym rynku pięć lat, a my z tej okazji porozmawialiśmy z szefową polskiego oddziału Anną Podkowińską-Tretyn.
Too Good To Go pokazuje, że technologia może prowadzić do zmiany. Brzmi to górnolotnie, ba, pewnie dla wielu nawet dość naiwnie, ale za sprawą aplikacji paczki z żywnością, które musiałby trafić do kosza, znajdują chętnych. A tych nie brakuje, bo każda taka torba-niespodzianka z jedzeniem kosztuje taniej, niż gdyby kupowałoby się produkty w momencie pełnej świeżości. Zasady są proste: program pokazuje w okolicy miejsca, które chcą się pozbyć niesprzedanych smakołyków, a użytkownicy mogą je wtedy odkupić w niższej cenie.
Fakt, że niesprzedane warzywa, owoce, ciasta, dania, pieczywo i mnóstwo innych rzeczy, które w Too Good To Go mogą znaleźć nabywców, z jednej strony cieszy, ale z drugiej pokazuje też skalę problemu. Nie można przejść obojętnie wobec faktu, że dzień w dzień sklepy, restauracje, hotele, stacje benzynowe czy kawiarnie tworzą za dużo żywności. Piąte urodziny Too Good To Go w Polsce są dobrą okazją, by porozmawiać o problemie i jak podejście do marnowania żywności zmieniło się na przestrzeni lat.
Adam Bednarek, Spider's Web: Too Good To Go globalnie ratuje 4 posiłki na sekundę, ale jednocześnie w tym samym czasie aż 80 tys. ląduje w koszu. Czy ta świadomość nie jest depresyjna? Z jednej strony udaje się dużo uratować, ale to kropla w morzu potrzeb.
Anna Podkowińska-Tretyn, szefowa Too Good To Go w Polsce: To słodko-gorzka sytuacja. Temat marnowania żywności coraz bardziej się przebija – nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Jeszcze przed dołączeniem do Too Good To Go widziałam, że świadomość rośnie, problem jest dyskutowany w mediach czy z luźnych rozmowach ze znajomymi. Nawet duże korporacje zaczęły się pochylać nad tym tematem. To ta lepsza część. Jest jednak też druga. Widzimy, jak wiele pozostało do zrobienia – nie tylko przez Too Good To Go, ale też przez społeczeństwo, firmy czy polityków.
Korzystając z aplikacji widzę, że dzień w dzień często te same miejsca powtarzają w ofercie produkty, których nie zdążyły sprzedać. Przodują w tym hotele i stacje benzynowe. Z perspektywy użytkownika wygląda to trochę tak, jakby Too Good To Go i inne tego typu programy były dla nich dobrym wytłumaczeniem: najwyżej sprzeda się w aplikacji. Nie ma zmiany nastawienia i refleksji, że jedzenia produkuje się zwyczajnie za dużo.
Dopóki w hotelach będą bufety śniadaniowe, zarządzający nimi będą skazani na szukanie sposobów na to, aby radzić sobie z nadmiarem niesprzedanego jedzenia. Natomiast w przypadku innych partnerów – stacji benzynowych, sieci handlowych, ale i mniejszych podmiotów – jesteśmy już na etapie wdrażania tych metod. Zwłaszcza duże sieci, które są coraz bardziej zdigitalizowane, wprowadzają rozwiązania, które pozwalają lepiej zarządzać produktami zbliżającymi się do przekroczenia terminu przydatności. Wykorzystują wiele kanałów do tego, aby radzić sobie z problemem. To np. własne przeceny, współpraca z Bankami Żywności czy z nami.
Duzi gracze coraz więcej robią w zakresie ograniczenia strat. To istotny problem w ich działalności, który jak obserwujemy, stoi wysoko w skali ich priorytetów. Too Good To Go jest tu ważnym partnerem, ale nie jedynym rozwiązaniem, który stosują w swojej działalności. Oczywiście z perspektywy użytkownika nie widać całej „kuchni”, ale jest duża różnica w podejściu i nastawieniu nie tylko dużych firm, ale i mniejszych biznesów. Managerowie i właściciele biznesów spożywczych są coraz wrażliwsi na kwestie klimatyczne w tym problem marnowania żywności.
A jak wygląda pozyskiwanie nowych partnerów? Wciąż znajdziemy wiele znanych firm, które z wami jednak nie współpracują.
W tej chwili rozmawiamy pewnie ze wszystkimi dużymi firmami na polskim rynku. Już teraz współpracujemy z Biedronką, Carrefourem, Auchan, Green Caffe Nero, Costa Coffee, Starbucks. Z Kauflandem działamy razem przy kampanii edukacyjnej “Często Dobre Dłużej: Popatrz, Powąchaj, Posmakuj” .To grono stale się poszerza – ostatnio Circle K, wcześniej w tym roku Shell. Rozmawiamy ze wszystkimi i w następnych miesiącach będziemy ogłaszać kolejne współprace. Trzeba pamiętać, że w przypadku dużych organizacji podejmowanie decyzji jest czasochłonne, więc dlatego ten proces nie przebiega tak szybko jakbyśmy tego chcieli. W tym wszystkim nie zapominamy o mniejszych biznesach, których problem nadwyżek również dotyczy. Tu rozmowy przebiegają sprawniej, ponieważ ścieżka decyzyjna jest znacznie krótsza niż w przypadku korporacji.
Wspomniała pani o akcji Często Dobre Dłużej. Uważam się raczej za świadomego kupującego, ale swego czasu ten znaczek sam jakoś przeoczyłem. A to naprawdę prosta zasada - 3xP (popatrz, powąchaj, posmakuj) – może pozwolić uratować produkt przed trafieniem do kosza.
Tylko w 2023 roku nasze etykiety pojawiły się na około 6 miliardach produktów w 13 krajach Europy. W Polsce współpracujemy z 25 producentami, m.in. z Danone, Pan Pomidor, Frosta, Herbapol, Winiary, Bezmięsny. Celem oznaczeń jest zachęcenie do korzystania ze swoich zmysłów, by ocenić czy produkt jest dalej dobry do spożycia jeśli termin “najlepiej spożyć przed” minął. Z badań wynika, że aż 64 proc. dorosłych nie rozróżnia oznaczeń “należy spożyć do” oraz “najlepiej spożyć przed. Jednym z naszych głównych celów jest edukowanie na temat wpływu marnowanego jedzenia na środowisko. Globalnie marnujemy 40 proc. jedzenia. Ale ten problem nie dotyczy wyłącznie sieci handlowych. Sprzedaż odpowiada za 7 proc. strat – 60 proc. to gospodarstwa domowe.
A ta metoda informowania działa? Coś się zmieniło, ludzie faktycznie częściej oglądają i wąchają produkty?
Badanie Epinion dla Too Good To Go pokazało, że 74 proc. Polaków, których widziało etykietę “Często Dobre Dłużej: Popatrz, Powąchaj, Posmakuj" czuje się zainspirowana do korzystania ze zmysłów, by ocenić czy produkt nadal jest dobry do spożycia. Zgłasza się do nas coraz więcej producentów, bo takie oznaczenie chcą zamieścić na swoich produktach.
Zacząłem korzystać z Too Good To Go mieszkając na osiedlu znajdującym się dalej od centrum – teraz mieszkam bliżej śródmieścia i widzę ogromną różnicę w dostępie do ofert. Wyobrażam sobie, że w mniejszych miejscowościach jest zdecydowanie gorzej, a to wydaje się kluczowe w zwalczaniu problemu marnowania żywności. Łatwo uznać, że odkupowanie produktów po niższej cenie, ratując je w ten sposób przed wyrzuceniem, jest nie tyle co wielkomiejską fanaberią, ale niedostępnym dla innych przywilejem.
Świadomie stawiamy na rozwój nie tylko w wielkich miastach. Widzimy, że partnerzy dołączający w mniejszych miejscowościach także znajdują chętnych użytkowników. Niewątpliwie to nasz priorytet. W Too Good To Go to partner bezpośrednio współpracuje z użytkownikiem. Sprzedający wystawia paczki w aplikacji, a klient je odbiera we własnym zakresie. Tu nie ma logistyki, która zazwyczaj jest dużym wyzwaniem, a często blokadą w przypadku rozwoju wielu firm. U nas ten problem nie występuje, tym samym nie ma żadnej bariery utrudniającej rozwijanie się poza dużymi ośrodkami. Każdy może dołączyć do Too Good To Go.
Swego czasu odbierałem paczkę z jednej z piekarni. Odbiór ustawiony był na konkretną godzinę. Okazało się, że tak rozdawane są wszystkie produkty, więc przed lokalem zaczęła ustawiać się spora kolejka. Wrócę do odpowiedzialności sklepów i firm: czy to nie był sygnał, że może coś nie tak jest z cenami produktów? Może bardziej opłacałoby się obniżyć ceny niż ryzykować, że chleby i ciasta się nie sprzedadzą i trzeba będzie ratować się aplikacją?
Większym firmom dużo łatwiej jest planować. Mają narzędzia technologiczne, zbierają dane, mogą porównywać i analizować cały proces. W przypadku mniejszych sklepów czy miejsc czasami dużą rolę odgrywają takie czynniki jak pogoda, długi weekend albo cokolwiek innego, co wpływa na zainteresowanie.
Z drugiej strony wiemy, bo rozmawiamy z użytkownikami, że jednym z powodów ratowania Paczek Niespodzianek jest nie tylko chęć zmniejszenia skali marnowanego jedzenia, ale też ekonomia. Zwłaszcza w Polsce – po covidzie, inflacji czy wojnie za naszą granicą – czynnik ekonomiczny ma znaczenie. Jest grupa użytkowników, która wprost przyznaje, że ratuje posiłki, bo może dzięki temu oszczędzić.
Ale czy jednak fakt, że w Polsce 60 proc. gospodarstw marnuje żywność, nie jest paradoksalnie dowodem na to, że jedzenie jest zbyt tanie?
Aż tak daleko z takimi wnioskami bym nie poszła. Wydaje mi się, że mamy potrzebę posiadania pełnej lodówki. W przypadku większych rodzin zapełniamy ją, bo w końcu każda z osób ma własne preferencje, chce mieć to, co lubi pod ręką. Wielu z nas nie potrafi dobrze jednak zarządzać tym, co się w lodówkach znajduje. Ciągle uczymy się procesu wykorzystywania produktów. To jest główne źródło problemu. Niewątpliwie mamy też „słowiańską” potrzebę karmienia innych. To symbol naszej gościnności.
O ile zgodziłabym się z tezą, że jakiś czas temu ceny żywności były relatywnie niskie w Polsce – zwłaszcza jeśli porównamy je do naszych dochodów – tak inflacja i wszelkie zmiany zachodzące w ostatnich latach doprowadziły do tego, że zaczęliśmy odczuwać wydatki na żywność, a dzięki Too Good To Go można kupić ulubione jedzenie nawet za ⅓ ceny wyjściowej i jeszcze zrobić dobry uczynek dla planety.
To pytanie nasunęło mi się, ponieważ ostatnio rozmawiałem z wokalistą grupy Muzyka Końca Lata, która nagrała proekologiczny album o katastrofie klimatycznej. Przypomniał zdarzenie ze swojej młodości, kiedy będąc u dziadków pobierał wodę ze studni i zanosił ją do domu. Trzeba było o nią dbać, świadomie z niej korzystać, by nic się nie zmarnowało. Dzisiaj nikt się już tym nie przejmuje, bo woda jest łatwo dostępna - jeszcze. Może z jedzeniem też tak jest i stąd ten problem.
W ostatnich latach pojawia się bardzo dużo edukacji związanej z tym, jakie kupować jedzenie, kiedy, od kogo i jaki to ma wpływ na planetę. W Too Good To Go mówimy o tym nieustannie. Rośnie świadomość i idziemy w kierunku tego, by zakupy robić odpowiedzialne. Przygotowywać listy potrzebnych produktów, nie podejmować decyzji pod wpływem impulsu. Dużo się zmienia.
Zmiana jest trudna, bo faktycznie łatwo dojść do wniosku, że pewne zwyczaje mamy głęboko zakorzenione. Kiedy przypominam sobie jak moje babcie przygotowywały się do rodzinnych uroczystości, zawsze przygotowywały więcej niż trzeba. Spędzały dużo czasu w kuchni, a potem martwiły się, kto to wszystko zje.
Dlatego w Too Good To Go często mówimy o sałatce jarzynowej, którą wyrzucamy najczęściej ze wszystkich potraw świątecznych czy innych tradycyjnych daniach przygotowywanych na święta w nadmiarze. Właśnie wtedy przygotowuje się 2-3 więcej jedzenia niż w innym czasie, które później ląduje w koszu. Obawa przed tym, że nie będzie można pójść do sklepu przez trzy dni i czegoś zabraknie paraliżuje. Dlatego „generujemy” za dużo żywności. Nie umiemy się przestawić – to mentalna, bardzo ważna bariera.
Nie wierzymy, że mniej może znaczyć lepiej.
Właśnie z tego powodu z okazji naszych piątych urodzin zorganizowaliśmy kolejną akcję edukacyjną. Przekazujemy w części Paczek Niespodzianek plakaty wydrukowane na papierze z resztek jedzenia. Tam opisujemy, jak można przedłużyć życie wielu produktów, np. poprzez odpowiednie zapakowanie czy skropienie wodą.
Jest w tym pewien paradoks – bo z jednej strony mamy zakorzenione podejście w stylu „zastaw, a postaw się”, to z drugiej wiele pozytywnych praktyk nt. jak dawać żywności drugie życie i nie marnować jej nie jest niczym nowym. Wspomniane babcie właśnie tak sobie radziły.
Myślę, że jak z wieloma zmianami, tak i tutaj przechodzimy przez pewne cykle. Jeszcze kilka lat temu temat niemarnowania żywności kojarzył się z aktywistami, którzy mieli na ten temat obsesję.
Można by przywołać zjawisko freeganizmu, szeroko komentowane swego czasu w mediach – raczej z dystansem i niedowierzaniem. Problemem było nie to, że jedzenie lądowało w koszu, a to, że ktoś produkty wciąż nadające się do spożycia z niego wyciągał.
Powoli to się zmienia. Wstydem nie jest już kupowanie produktów, które są przecenione, bo zbliża się termin przydatności do spożycia. Stało się to pozytywną zmianą. To samo jest w naszych w domach. Kilka lat temu wielu z nas – rzecz jasna nie wszyscy – wyrzuciłoby np. zwiędnięte rzodkiewki. Dziś szukamy sposobu na to, co z nimi zrobić. Przeciwdziałanie marnowaniu żywności nie kojarzy się ze skąpstwem, jest naturalnym elementem naszego życia.
Niedawno wprowadziliście opcję pozwalającą odebrać paczki za nas – może to zrobić znajomy, nie musimy osobiście udawać się do miejsca. Jakich podobnych zmian możemy spodziewać się w najbliższym czasie?
Opcja „zapytaj znajomego” spotkała się z bardzo ciepłym odbiorem. Teraz zaczęliśmy wprowadzać przewodniki po miastach. Jesteśmy w sezonie wakacyjnym, więc będziemy dużo podróżować. Przygotowaliśmy mapy miast, w których obecne jest Too Good To Go, np. Paryż, Rzym, Kopenhaga, Barcelona, Warszawa i wskazaliśmy miejsca, w których można ratować Paczki Niespodzianki. Przemieszczając się głównymi szlakami turystycznymi możemy przy okazji przyczynić się do niemarnowania żywności, a dodatkowo na tym zaoszczędzić.
W tym roku wdrożyliśmy też platformę, która wprawdzie nie jest dostępna dla użytkowników, ale ma pomóc lepiej zarządzać produktami w sklepach. Mogą z niej korzystać nasi więksi partnerzy. Pilotaż w Polsce przeprowadzany jest we współpracy z Carrefourem. Rozmawiamy jeszcze z dwoma innymi partnerami.
Jako osoba niejedząca mięsa czasami mam problem z wybraniem paczki, bo muszę liczyć się z tym, że w niektórych mogą znaleźć się wędliny czy mięsne dania. Czy w przyszłości mogę spodziewać się selekcjonowania miejsc odpowiednich dla wegetarian?
W aplikacji mamy dostępną opcję filtrowania przez miejsca, które udostępniają paczki wegańskie i wegetariańskie. Ich ilość zawsze będzie zależeć od oferty partnerów. Im więcej miejsc oferujących tego typu posiłki będzie dołączać do Too Good To Go, tym większa będzie oferta dla naszych użytkowników.
Czego możemy spodziewać się w kolejnych latach – Polacy chcą ratować jedzenie i nie marnować żywności, czy tych powodów do optymizmu wciąż jest mało?
Pod wieloma aspektami Too Good To Go rozpoczęło społeczną rewolucję w tym zakresie i mentalną zmianę. Biorąc pod uwagę fakt, że pierwszy milion uratowanych posiłków osiągnęliśmy po 2 latach działalności, a dziś, przy 5 urodzinach, licznik wynosi 11 mln, widać powody do optymizmu. Temat niemarnowania żywności na stałe wpisał się z naszą codzienność, a świadomość stale rośnie. Porozmawiajmy za rok i sprawdźmy ponownie nasze wspólne osiągnięcia. Ja patrzę w przyszłość optymistycznie.