Test: Resident Evil 4 na MacBooku bez aktywnego chłodzenia zdumiewa
Remake Resident Evil 4 jest dostępny na iOS oraz MacOS. Sprawdziłem, jak najlepszy horror ostatnich lat spisuje się na laptopie Apple bez aktywnego chłodzenia, instalując grę na najtańszym MacBooku Air M2.
Po dekadach zaniechań Apple chce się przeprosić z graczami na Makach. Firmie Tima Cooka mają w tym pomóc układy z serii M, pozwalające uruchamiać najnowsze gry takie jak Death Standing, Total War: Warhammer 3 czy Lies of P. Jedną z kluczowych produkcji mających odczarować obraz Maka jako sprzętu wyłącznie do pracy jest Resident Evil 4, które doczekało się portu dla iOS oraz MacOS.
Sam fakt, że Resident Evil 4 - ta sama gra co na PC i konsoli, nie zupełnie inna wersja - działa na moim iPhone 15 Pro, to coś niesamowitego. Jednak z powodu fatalnego dotykowego sterowania oraz małego ekranu, rozgrywka nie jest aż tak przyjemna, jak mogłaby być. Co innego RE4 na MacBooku - tu jestem pod wrażeniem nie tylko dobrze zoptymalizowanego portu, ale również przyjemności płynącej z rozgrywki.
Niesamowite, że Resident Evil 4 działa na cieniutkim laptopie Apple bez aktywnego chłodzenia.
Horror Capcomu zainstalowałem na najtańszym MacBooku Air z układem M2. Jednostka ma zaledwie 8 GB pamięci operacyjnej i wyłącznie 256 GB pojemności. Warto zaznaczyć, że mówimy o urządzeniu bez systemu aktywnego chłodzenia, to jest bez wentylatorów zamontowanych wewnątrz urządzenia. Dzięki temu laptop jest bezgłośny, ale przy tym znacznie bardziej podatny na throttling.
MacBook Air M2 o masie 1,2 kg, bez wentylatorów i bez dedykowanej grafiki wypada na tle gamingowych laptopów niezwykle blado. Sam fakt, że na urządzeniu tego typu działa tak duża, tak ładna i tak nowa gra jak Resident Evil 4, jest całkiem imponujący. No, nie licząc problemu z instalacją oraz App Store, któremu poświęciłem osobny tekst, bo tyczy się on szerszej kwestii grania na najtańszych Makach.
Mimo przeciwności, Resident Evil 4 na MacBooku Air działa zaskakująco dobrze. Port został świetnie wykonany.
Grając z dala od zasilacza, w rozdzielczości 1080p i ze skalowaniem MetalFX w trybie jakości obrazu, w zamkniętych pomieszczeniach niemal zawsze osiągałem 60 klatek na sekundę. Na większych, otwartych przestrzeniach wypełnionych przeciwnikami liczba klatek spadała do 45 - 51, co wciąż uważam za gigantyczne osiągnięcie.
Przesuwając wskaźnik skalowania MetalFX z trybu jakości na tryb wydajności, liczba fps na otwartych obszarach wzrastała do 55 - 63. W zamkniętych pomieszczeniach pożądana 60-tka była z kolei pewna, solidna i nie do ruszenia. Odpowiednik AMD FSR i DLSS autorstwa Apple robi więc niezłą robotę, pozwalając się cieszyć bardzo płynną rozgrywką w najnowszych grach.
Jak laptop Apple radzi sobie po wyłączeniu MetalFX? Grać wciąż się da.
MetalFX, podobnie jak inne upscalery, nie jest rozwiązaniem idealnym. Zwiększa płynność rozgrywki, ale kosztem jakości obrazu. Dlatego sprawdziłem, jak RE4 działa na MacBooku Air M2 bez tej techniki. Okazało się, że mój laptop pozwala grać w horror Capcomu nawet bez MetalFX.
Decydując się na minimalne natywne ustawienia graficzne bez upscalera, otrzymałem 30 - 39 klatek na sekundę na otwartych terenach. Zwiększając ustawienia wizualne do poziomu średnich, liczba klatek spadła do 30 - 36. Wciąż nieźle. Dopiero z wysokimi ustawieniami MacBook spadł poniżej 30 fps, oferując płynność na poziomie 23 - 28 klatek na sekundę.
Resident Evil 4, wioska, główny plac:
- 1080p, średnie ustawienia, MetalFX jakość: 45 - 51 fps
- 1080p, średnie ustawienia, MetalFX wydajność: 55 - 63 fps
- 1080p, niskie ustawienia: 31 - 39 fps
- 1080p, średnie ustawienia: 30 - 36 fps
- 1080p, wysokie ustawienia: 23 - 28 fps
Pozostaje kwestia throttlingu. W laptopie bez aktywnego chłodzenia to kluczowa kwestia.
Odczuwalne obniżenie taktowania na skutek wysokich temperatur podzespołów zostało ode mnie odnotowane po około godzinie rozgrywki. Po dwóch spadek wydajności - w porównaniu do liczby klatek na sekundę rejestrowanych na starcie - określiłbym jako 20 proc. Także od powyższych wyników możecie odjąć jedną piątą fps-ów i otrzymacie płynność po 2-godzinnej sesji z horrorem.
Co ciekawe, po tym czasie nie odnotowałem dalszego obniżenia wydajności w Resident Evil 4. Oznacza to, że produkcja Capcomu jest jak najbardziej grywalna rownież w dłuższym okresie czasu. Mój MacBook Air wytrzymał z dala od kontaktu prawie 3 godziny.
Chociaż Resident Evil 4 to świetny port, przed Apple jeszcze wiele pracy.
Firma ma już niezłe podzespoły, ale mam wrażenie, że nie nadąża za nimi oprogramowanie. Brakuje uniwersalnej nakładki dla graczy podobnej do tej z Xboksa. Systemowe wykonywanie zrzutów ekranu to droga przez mękę, a interfejsowi pomiaru wydajności brakuje dodatkowych funkcji. Problematyczne jest także samo App Store, o czym pisałem w osobnym tekście.
Z drugiej strony, kiedy minęło kilkanaście pierwszych minut i na dobre wsiąknąłem w survival horror, zapomniałem, że gram na Maku. Doświadczenie było na tyle płynne i zadowalające, że powalało całkowicie zanurzyć się w wirtualny świat. Oznacza to, że grać na Maku jak najbardziej się da, a dzięki układom M powoli przestaje to być jedynie forma dziwacznego okultyzmu.
Urządzenie MacBook Air M2 dostarczył do testów sklep TechLord