A co jeżeli powiem, że PiS przegrał wybory przez mObywatela?
Pomału opada wyborczy kurz, mamy już oficjalne rozstrzygnięcie niedzielnego głosowania. Jedni się cieszą, inni analizują własną porażkę. Wśród przyczyn jest jedna zaskakująca - to cyfryzacja, którą rząd chwalił się na każdym kroku.
Prawo i Sprawiedliwość wygrało trzecie wybory z rzędu, ale matematyka sejmowa pokazuje, że nie będzie w stanie rządzić samodzielnie, a potencjał koalicyjny tej partii jest delikatnie mówiąc słaby. Zwycięstwo można określić pyrrusowym, więc trudno się dziwić, że rozpoczęło się szukanie winnych tej porażki.
Mówiono o wysokiej frekwencji, niedokładnych sondażach, kiepskiej kampanii, przyjęciu złej taktyki itd. Zapewne zastanawiacie się, co to wszystko ma wspólnego ze stroną poświęconą technologiom. Okazuje się, że bardzo dużo, bo jako jedną z przyczyn porażki wskazywany jest doskonale działający mObywatel.
Co?
Według portalu gazeta.pl, w siedzibie Prawa i Sprawiedliwości doszło do narady, w której zarzucono, że jedną z przyczyn porażki jest mObywatel, który umożliwiał prostą i wygodną zmianę okręgu wyborczego.
Więcej o aplikacji mObywatel pisaliśmy w:
Można krytykować rząd za różne rzeczy, ale jedno mu zdecydowanie wyszło - cyfryzacja państwowych usług. Dzięki różnym usprawnieniom i nowym funkcjom aplikacja mObywatel stała się aplikacją, bez której zwykli ludzie nie wyobrażają sobie funkcjonowania.
Mamy w niej dowód, recepty, podgląd punktów karnych, historię pojazdu, za jej pomocą możemy się legitymować, sprawdzać przydatne informacje oraz załatwiać sprawy urzędowe. Z roku na rok aplikacja staje się prawdziwym kombajnem do kontaktów z administracją.
Jedną z nowości wprowadzonych niedługo przed wyborami było powiązanie aplikacji z Centralnym Rejestrem Wyborców. Dzięki temu użytkownicy mogli sprawdzić gdzie mogą głosować oraz zdalnie zmienić miejsce głosowania. I teraz zaczyna się robić ciekawie.
Kilka lat temu, żeby zmienić okręg wyborczy lub głosować w dowolnym miejscu trzeba było udać się do urzędu gminy po zaświadczenie, z którym mogliśmy głosować lub złożyć wniosek o dopisanie do rejestru wyborców.
Rozwiązanie to wymagało od głosującego trochę zachodu. Żeby to poprawić wprowadzono możliwość składania takich wniosków online. Natomiast w ostatnim czasie mObywatel uzyskał dostęp do Centralnego Rejestru Wyborców, dzięki czemu można z jego poziomu podejrzeć gdzie jesteśmy zapisani do głosowania oraz złożyć wniosek o zmianę miejsca głosowania - aplikacja kieruję wtedy na dobrze znaną rządową stronę, która działa od kilku lat.
mObywatel przyczyną porażki PiS?
Sprytni ludzie szybko odkryli jak działa metoda D'Hondta, która używana jest do podziału mandatów w wyborach. Jeżeli się w nią wczytamy, to dowiemy się, że głosy wyborców wbrew pozorom nie mają takiej samej wartości. Jeden głos w Warszawie ma zupełnie inną wagę niż jeden głos wiejskiej komisji.
Były okręgi, gdzie do uzyskania jednego mandatu potrzebne było 50 tysięcy głosów, a były takie, że wystarczyło 30 tysięcy głosów oddanych na listę. Jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać strony internetowe, na których wystarczyło wskazać partię, na której kandydata chcemy głosować i dostawaliśmy podpowiedź, gdzie należy pojechać, żeby ułatwić wybranej przez nas opcji uzyskanie mandatu.
Dla przykładu - mieszkańcy Warszawy mogli pojechać do Sulejówka, żeby tam głosować w okręgu nr 18, gdzie ich głos miał dwukrotnie większą siłę niż w Warszawie. Jeżeli 60-70 tysięcy osób z Warszawy zagłosowałoby w okręgu nr 18, to ich partia straciłaby jeden mandat w stolicy, ale zyskałaby dwa w okręgu nr 18. Jak widac - gra warta świeczki, zwłaszcza że sytuacja powtarzała się w każdym z większym miast. Wystarczyło podjechać do tzw. obwarzanka i głos miał dwa razy większa wartość. Wyborcy z tego korzystali.
Nie znamy dokładnych danych o tym, ile osób zdecydowało się na turystykę wyborczą, ale w stwierdzeniu, że sprawna cyfryzacja mogła przyczynić się do porażki PiS-u może tkwić dużo prawdy. Podjechanie do granic miasta to znikomy koszt, a skoro całą sprawę można załatwić przez internet, to przecież aż grzech nie skorzystać z takiej okazji.
Tylko brakuje tu mObywatela
Zmiana miejsca głosowania online była dostępna od kilku lat, a metody na "hackowanie" D'Hondta są powszechnie znane, nawet politycy z nich korzystają - w tym roku Jarosław Kaczyński, lider Prawa i Sprawiedliwości nie startował z Warszawy, tylko z Kielc, bo partia liczyła na to, że dzięki temu zdobędą tam co najmniej dodatkowy mandat. Oczywiście nie zawsze taka manipulacja się udaje, bo w Kielcach PiS pomimo swojego manewru stracił dwa mandaty. Takie są uroki demokracji.
To nie przez mObywatela Prawo i Sprawiedliwość przegrało trzecią kadencję. Zawiniła wyjątkowa mobilizacja ludzi, co przełożyło się na imponującą frekwencję, polaryzacja przekazu, skierowana na twardy elektorat, a także olbrzymia niechęć społeczeństwa do dalszych rządów. Tylko i aż tyle.
Skąd się więc wziął mObywatel jako przyczyna?
Zapewne to wynik dobrze znanego powiedzenia - kowal zawinił, cygana powiesili. Wystarczy wczuć się w osobę, która bierze udział w naradzie po pyrrusowym zwycięstwie. Taka osoba woli nie brać na siebie ciężaru porażki, tylko woli wskazać innego winnego.
Cyfryzacja brzmi tak tajemniczo, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę średni wiek kierownictwa partii. Na cyfryzację można zwalić dużo, bo przecież wszyscy wiedzą, że młodzi ludzie to teraz cały czas siedzą w smartfonach, a jak tam siedzą, to na pewno robią coś złego.
Tym samym wskazuję się prawdziwy sukces tego rządu - przenoszenie usług do internetu, jako coś niedobrego, coś co pozwoliło się zmobilizować innym. Łatwiej jest zrzucić winę na cyfryzację, niż pochylić się nad własnymi błędami. Jeżeli ktoś obarcza winą mObywatela, to znaczy że z niego nie korzysta i wydaje mu się, że to magiczna aplikacja. Nie wiem czy tacy ludzie nie powinni przejść na zasłużoną emeryturę. A ja czekam na możliwość wprowadzania głosowania online. Wtedy dopiero się zacznie.
Zdjęcie główne: Lukasz Michalczyk/shutterstock.com