REKLAMA

Czy czeka nas wojna w kosmosie? Te kraje już się do niej przygotowują

Pierwszy lot w kosmos odbył się w 1957 roku, kiedy ZSRR umieścił na orbicie pierwszego sztucznego satelitę. Cztery lata później w kosmos poleciał pierwszy człowiek - Jurij Gagarin. A już w 1963 r. podpisano pierwszy traktat, który obejmował tematykę zbrojeń i przestrzeni kosmicznej: Układ o zakazie prób broni nuklearnej w atmosferze, w przestrzeni kosmicznej i pod wodą.

10.06.2023 04.44
Sztuczna inteligencja przejęła kontrolę nad chińskim satelitą
REKLAMA

Choć dotyczył on prób broni atomowej a nie jej rozmieszczania i kosmos traktował jedynie jako jedną z domen, które miały być objęte zakazem prób, był dobrym przykładem woli mocarstw nuklearnych, by przestrzeń kosmiczna była wolna od zbrojeń. W 1967 roku doszło do podpisania kolejnego, tym razem o wiele bardziej konkretnego dokumentu. Traktat o przestrzeni kosmicznej, bo o nim mowa, został podpisany przez ZSRR, USA i Wielką Brytanię i stwierdzał, że jego sygnatariusze nie będą umieszczać broni nuklearnej ani jakiejkolwiek innej broni masowego rażenia na orbicie okołoziemskiej, a także na Księżycu ani gdziekolwiek indziej w przestrzeni kosmicznej.

REKLAMA

Traktaty i dobra wola w samym środku Zimnej Wojny

Ta inicjatywa była wynikiem szczerych chęci uniknięcia eskalacji wyścigu zbrojeń we wciąż nowym środowisku, jakim był dla ludzi kosmos. Warto pamiętać, że w 1967 roku stosunki pomiędzy zachodem a obozem komunistycznym dalekie były od przyjaznych. Zaledwie pięć lat wcześniej miał miejsce kryzys kubański (ZSRR umieścił rakiety z głowicami nuklearnymi na Kubie, u samych wybrzeży USA), który nieomal nie skończył się wojną pomiędzy dwoma mocarstwami atomowymi. Wyścig na Księżyc wchodził w decydującą fazę – Amerykanie wylądowali na Srebrnym Globie dwa lata później.

Mimo wszystko, w atmosferze zaciętej rywalizacji i otwartej wrogości przywódcy mocarstw zdawali sobie sprawę z tego, że pewne rzeczy muszą zostać omówione i być utrzymywane pod kontrolą. Stawką, bez cienia przesady, było istnienie całej ludzkości. Niemal sześć dekad później wydaje się, że dobra wola i traktaty dotyczące zbrojeń w kosmosie są miłym wspomnieniem. Co prawda podpisane dokumenty nadal obowiązują, ale nie ma się co oszukiwać – jeśli możliwość umieszczenia jakiejkolwiek broni w kosmosie, a tym samym zdobycia kluczowej przewagi istnieje – prędzej, czy później będziemy żyć w świecie, w którym kosmos jest jedną z aren zbrojnej rywalizacji.

Traktaty traktatami, jednak świadomość, że wróg, który w niedalekiej przyszłości może rozpętać wojnę, choćby tylko potencjalnie dysponuje rewolucyjną bronią lub możliwością jej rozmieszczenia, sprawia, że nikt nie będzie siedzieć bezczynnie ufając w dobrą wolę drugiej strony. Logika jest tutaj bardzo prosta i bezlitosna – jeśli można coś zrobić, to w tym wypadku na pewno zostanie to uczynione. Lepiej zabezpieczyć się zawczasu niż później żałować. Stany Zjednoczone, w obliczu agresywnych działań Chin, choćby w kwestii Tajwanu, już zapowiedziały, że w razie czego są gotowe do prowadzenia wojny w kosmosie.

Nie ma się co uszukiwać - żyjemy w epoce kosmicznego wyścigu zbrojeń

Dziś, nie ma żadnych wątpliwości, że orbita okołoziemska jest pełna pojazdów o przeznaczeniu militarnym. Póki co, nie ma żadnych potwierdzonych informacji o tym, że nad naszymi głowami krąży broń ofensywna. Kosmos jest jak na razie areną działań szpiegowskich. Satelity są wykorzystywane do szpiegowania, fotografowania, przechwytywania komunikacji i innych działań (np. wrogich akcji, których celem są inne satelity). Trzeba mieć jednak świadomość, że w sytuacji narastających napięć pomiędzy dwiema największymi potęgami, USA i Chinami, przy udziale Rosji, która z pewnością nie odda pola walkowerem, zbrojenia w kosmosie będą jedynie przybierać na sile.

To, ile i jakich satelitów i innych pojazdów dany kraj posiada na orbicie i co jest w stanie dzięki nim zrobić. W każdym konflikcie jedną z najważniejszych rzeczy jest element zaskoczenia i ewentualna wiedza o planowanych ruchach przeciwnika. W dzisiejszym świecie nie ma chyba równie użytecznego narzędzia do tego, by zdobyć przewagę nad wrogiem zanim dojdzie do bezpośredniej wymiany ognia, jak satelity.

Nic nie jest się w stanie przed nimi ukryć na powierzchni Ziemi. Nawet okresowe zachmurzenie nie jest w stanie na dłużej zasłonić przed krążącymi na orbicie obiektywami satelitów. Dzięki tym pojazdom kosmicznym można przeprowadzić wstępne rozpoznanie, śledzić ruchy wojsk, postępy w tworzeniu militarnej infrastruktury, wykrywać starty rakiet itd., itd.

Jedynymi z zasługujących na uwagę urządzeń, które przebywają w kosmosie rzez dłuższy czas, a nie są satelitami są specjalne samoloty kosmiczne, które są w istocie bezzałogowymi mini wahadłowcami. USA dysponują maszyną znaną jako X-37B. Chiny również posiadają taki pojazd, określany jako Chongfu Shiyong Shiyan Hangtian Qi (CSSHQ).

O ile o amerykańskim pojeździe wiadomo dość sporo, o tyle ten pochodzący z azjatyckiego mocarstwa jest o wiele bardziej tajemniczy. Wiadomo, że w kosmos poleciał pierwszy raz w 2020 roku, waży 8,5 tony i jego lot trwał jedynie 2 dni. Jego amerykański odpowiednik jest w stanie odbywać loty kosmiczne, które trwają całe lata.

Drugi lot chińskiego pojazdu trwał już jednak dłużej: od 4 września 2022 r. do 8 maja 2023 r. O jego locie wiemy tyle, że w jego trakcie wypuścił on na orbitę małego satelitę. U.S. Space Force, czyli Siły Kosmiczne USA ujawniły, że mały satelita pozostawał cały czas w bardzo bliskiej odległości od samolotu kosmicznego.

China Aerospace Science and Industry Corporation (CASIC), czyli w wolnym tłumaczeniu Chińskie Przedsiębiorstwo Przestrzeni Kosmicznej, Nauki i Przemysłu pracuje obecnie nas nowym samolotem kosmicznym wielokrotnego użytku. Znany jest on pod o wiele prostszą niż jego poprzednik nazwą „Tengyun” czyli „Podniebny Jeździec”. Pojazd ten ma być częścią dwustopniowego systemu startowego, który przypomina rozwiązanie zastosowane przez firmę Virgin Galactic i opiera się na pojeździe startującym z powietrza, podwieszonym pod samolot o dużym udźwigu.

Chiński samolot kosmiczny Tengyun na pokazach lotniczych China Airshow 2021

Jak zniszczyć satelitę i zrazić do siebie inne kraje?

Drugim aspektem zbrojeń w kosmosie jest, po biernej obserwacji, zdolność do ataku. Jak na razie nie wiemy o istnieniu technologii mogących służyć do ataku powierzchni Ziemi z kosmosu. Jeśli więc chodzi o działania ofensywne, do dyspozycji mocarstw pozostaje jedynie przeprowadzenie ataku na pojazdy kosmiczne innych państw.

Jednym z przykładów, jak mogą wyglądać takie uderzenia jest wydarzenie z 15 listopada 2021 r. Wtedy to Rosja bez zapowiedzi i ostrzeżenia innych użytkowników okołoziemskiej orbity wystrzeliła rakietę, która zniszczyła jeden z jej własnych, wyłączonych już wtedy z użytku, satelitów. Skutkiem tego, pojazd został dosłownie rozbity na tysiące kawałków, z których ponad tysiąc było na tyle dużych, że mogły być śledzone. Chmura odłamków sprawiła, że ówczesna załoga Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) musiała przygotować się do ewentualnej ewakuacji.

Zestrzelenie rosyjskiego satelity w 2021 roku
REKLAMA

Pomimo tego, że na szczęście ISS nic się nie stało, po upływie kilku miesięcy pozostające wciąż na orbicie odłamki minęły w bardzo bliskiej odległości jednego z chińskich satelitów. Takich zdarzeń było jeszcze kilka a ich autorami były USA, Chiny i Indie. Wszystkie przebiegały generalnie według tego samego scenariusza. Z Ziemi, z powietrza lub z okrętu (USA) wystrzelona została rakieta zdolna osiągnąć pułap na jakim znajdują się niektóre satelity, która trafiała w wybrany cel doprowadzając do jego zniszczenia. Skutkiem było powstanie niezliczonej ilości odłamków, który stanowiły zagrożenie dla wszystkich innych obiektów na pobliskich orbitach. Później następowała wymiana not dyplomatycznych, wyrażanie sprzeciwu, gróźb itd.

Miesiąc po rosyjskim akcie z listopada 2012 roku 163 kraje Zgromadzenia Ogólnego ONZ zagłosowały za utworzeniem grupy roboczej, która miałaby zajmować się powstrzymaniem kosmicznego wyścigu zbrojeń. Owa grupa robocza obraduje raz na jakiś czas w Genewie, jednak trudno oczekiwać, że jej działania będą miały jakikolwiek realny skutek. Niestety trudno się temu dziwić, zwłaszcza, gdy przypomnimy sobie wspomnianą, bezlitosną prawidłowość: jeśli istnieje możliwość zdobycia przewagi militarnej, lepiej nie siedzieć bezczynnie ufając, że druga strona nie podejmie działań. Nikt nie chce przecież zostać z pustymi rękoma w przypadku konfliktu.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA