REKLAMA

Bombowce nie do zatrzymania. Samoloty, które były napędzane przez reaktor jądrowy

Wyobraź sobie samolot, który może latać bez przerwy przez tygodnie lub nawet miesiące, nie potrzebując tankowania ani lądowania. Brzmi jak fantastyka? A jednak taki samolot był kiedyś marzeniem wielu inżynierów i wojskowych, którzy chcieli stworzyć bombowiec strategiczny o nieograniczonym zasięgu i czasie lotu. Taki samolot miał być napędzany przez reaktor jądrowy, który dostarczałby energię dla silników.

Convair NB-36H
REKLAMA

Lata 50. XX wieku to szalony czas, w którym energię atomową starano się wykorzystać na najróżniejsze sposoby. Jednym z takich pomysłów był projekt SLAM czyli skrót od Supersonic Low Altitude Missile (naddźwiękowy pocisk lecący na niskiej wysokości). Był to dron napędzany reaktorem jądrowym, który miał rozrzucać bomby atomowe na terenie Związku Radzieckiego. Dodatkowo jego radioaktywne spaliny miały zanieczyszczać ogromne połacie terenu.

Na tym jednak nie poprzestano. Konstruktorzy chcieli umieścić reaktory także na pokładzie samolotów. Takie projekty samolotów z reaktorem jądrowym jako napędem istniały zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Związku Radzieckim w latach 50. i 60. ubiegłego wieku. Były to Convair X-6 i Tu-119. Oba były oparte na istniejących bombowcach: amerykańskim Convair B-36 Peacemaker i radzieckim Tupolew Tu-95 Bear. Oba były przeznaczone do przenoszenia broni atomowej i miały być zdolne do atakowania dowolnego celu na świecie.

REKLAMA

Amerykański eksperyment: Convair X-6

Jako pierwsi do prac nad jądrowym samolotem przystąpili Amerykanie. W 1951 roku Komisja Energetyki Atomowej USA (AEC) wraz z amerykańskimi siłami powietrznymi zamówiła w firmie General Electric reaktor atomowy o rozmiarach, które umożliwiłyby jego montaż na pokładzie samolotu. Jednocześnie zlecono koncernom lotniczym przygotowanie odpowiedniej maszyny. Finalnie wybrano zmodyfikowany bombowiec Convair B-36 Peacemaker, któremu nadano nazwę X-6. Wówczas była to największa tego typu maszyna na świecie. Powstały dwa samoloty X-6 i jedno latające laboratorium oznaczone NB-36H.

 class="wp-image-3749549"
Convair NB-36H

Samolot X-6 miał sześć silników tłokowych i cztery turboodrzutowe. Reaktor atomowy nie napędzał bezpośrednio silników, ale służył do ogrzewania powietrza dostarczanego do silników odrzutowych. Na pokładzie znajdowało się pięciu członków załogi: pilot, drugi pilot, nawigator, inżynier pokładowy i operator reaktora.

Reaktor jądrowy o mocy 1 megawata nazwany został Aircraft Shield Test Reactor (ASTR) i był chłodzony wodą. Aby chronić załogę, przednią część samolotu zmodyfikowano montując 12-tonową ołowianą i gumową osłonę. Jednak promieniowanie przechodziło przez nią bez problemu. Nie tylko ludzie na pokładzie byli narażeni na jego niebezpieczne oddziaływanie, ale także elementy konstrukcji samolotu, takie jak opony. Pod wpływem radiacji guma stawała się albo zbyt twarda i łamliwa, krusząc się jak szkło, albo zbyt miękka i rozpuszczająca się.

W 1955 roku samolot rozpoczął loty testowe, których łącznie wykonał 47. Podczas tych lotów reaktor był włączony, ale nie dostarczał energii do silników. Miało to na celu sprawdzenie wpływu promieniowania na ludzi i sprzęt oraz ocenę bezpieczeństwa takiego rozwiązania.

Convair X-6 miał być bombowcem z czterema silnikami turboodrzutowymi GE X40 zasilanymi przez dwa reaktory jądrowe. Silniki miały być umieszczone w gondolach pod skrzydłami, a reaktory w komorze bombowej. Samolot miał mieć rozpiętość skrzydeł 70 metrów, długość 49 metrów i masę startową 163 ton. Prędkość maksymalna miała wynosić 628 km/h, a pułap 12 200 metrów.

Rosjanie też eksperymentowali

Tu-119 był częścią radzieckiego programu nuklearnego, który rozpoczął się w 1955 roku pod kierownictwem biura konstrukcyjnego Tupolewa. Program zakładał wykorzystanie reaktora jądrowego do ogrzewania powietrza dla silników przepływowych lub śmigłowych. W ramach tego programu powstał Tu-95LAL (Latające Atomowe Laboratorium), który był zmodyfikowanym Tu-95 z reaktorem jądrowym w tylnej części kadłuba.

Samolot wykonał 34 loty testowe między 1961 a 1965 rokiem, podczas których reaktor był włączany lub wyłączany. Reaktor ten również nie napędzał samolotu, tylko służył jako źródło ciepła dla dwóch silników turbośmigłowych Kuźniecowa NK-14A, które miały być zainstalowane na prawdziwym Tu-119.

Atomowe problemy

Oba projekty samolotów z reaktorem jądrowym jako napędem napotkały na wiele problemów technicznych i bezpieczeństwa, które uniemożliwiły ich realizację. Największym problemem była masa reaktora i osłon przeciwpromiennych, która znacznie obniżała osiągi samolotu i utrudniała jego sterowanie.

REKLAMA

Innym problemem była silna radiacja, która zagrażała życiu załogi i uszkadzała elementy elektroniczne i gumowe samolotu. Trzecim problemem były trudności z chłodzeniem reaktora i ryzyko przegrzania lub stopienia rdzenia. Czwartą przeszkodą była możliwość katastrofy w razie awarii lub zestrzelenia samolotu, która mogłaby spowodować skażenie promieniotwórcze dużej części terenu.

Dlatego oba projekty zostały porzucone na początku lat 60., gdy okazało się, że są nieopłacalne i niepotrzebne. Rozwój pocisków balistycznych dalekiego zasięgu sprawił, że bombowce strategiczne straciły na znaczeniu i nie musiały mieć tak dużej wytrzymałości. Ponadto wzrosła świadomość ekologiczna i obawy przed skutkami użycia energii jądrowej w lotnictwie.

Convair X-6 i Tu-119 to przykład fascynujących i odważnych eksperymentów technicznych, które jednak okazały się być martwymi torami rozwoju lotnictwa. Były to samoloty, które były napędzane przez reaktor jądrowy, ale nigdy nie wzbiły się na skrzydła.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA