REKLAMA

Masz psa? „To trujesz planetę tak samo, jak miliarderzy w prywatnych odrzutowcach”

Tak przynajmniej uważa ten, kto na lotach bogaczy zarabia. Trzeba przyznać, że metoda obrony swojego biznesu jest odważna. Sęk w tym, że nieprawdziwa – choć faktycznie zwierzęta domowe to niemały koszt dla planety.

29.05.2023 05.30
psy
REKLAMA

Patrick Hansen, CEO firmy Luxaviation, w rozmowie z Financial Times przyznał, że krytyka prywatnych lotów jest przesadzona. Jak wyliczył, jeden z jego klientów odpowiadał za 2,1 tony emisji CO2. To raptem tyle, co roczna emisja... trzech psów. A skoro tak, to o co całe to zamieszanie?

REKLAMA

Dane na temat emisji czworonogów pochodzą z bardzo ciekawej książki "Sorry, taki mamy ślad węglowy", której autor podaje, jak nasze codzienne wybory, zakupy czy przedmioty, z których korzystamy, obciążają (bądź nie) planetę.

Kiedy jej autor, Mike Berners-Lee, dowiedział się o zacytowaniu jego wyliczeń przez szefa firmy lotniczej, nie był z tego zadowolony. Jego zdaniem liczby przytoczone przez Hansena dotyczące prywatnych lotów były zaskakująco niskie i raczej nie odpowiadają faktycznej wylatywanej średniej. Zresztą wystarczy zobaczyć na statystyki emisji generowanych przez miliarderów i ich prywatne odrzutowce – średnie liczby są zawrotne. Z danych Transport & Environment wynika, że tylko godzina lotu prywatnym samolotem to 2 tys. ton emisji CO2. Być może ktoś latał tak krótko, i jeszcze bardzo małą maszyną, ale to raczej wyjątek niż reguła.

- Prawda jest taka – dodał Berners-Lee - że emisje luksusowych prywatnych odrzutowców są wielokrotnie wyższe niż w przypadku standardowych lotów komercyjnych.

Powoływanie się szefa prywatnej firmy lotniczej na książkę "Sorry, taki mamy ślad węglowy" wymagało pewnej odwagi, by nie powiedzieć: brawury. W końcu Berners-Lee zaliczył loty samolotem do najbardziej emisyjnych aktywności. Napisał nawet:

Wysokoemisyjne są zwłaszcza podróże pierwszą klasą i klasą biznes, z tego oczywistego powodu, że fotel zajmuje większą powierzchnię samolotu, a także dlatego, że płacąc za tę podróż więcej, dostarczamy większego bodźca komercyjnego dla takich lotów. (…) Niech nasze loty będą ważne – wylatujmy na dłużej, ale rzadziej – fragment książki "Sorry, taki mamy ślad węglowy".

Jak widać, jego poglądy zupełnie różnią się od interesu prywatnych firm, które oferują loty luksusowymi odrzutowcami zabierającymi na pokład garstkę osób, by te mogły spędzić kilka godzin na plaży czy na zakupach w drogich sklepach. Najbardziej bezczelni celebryci potrafili spędzać w powietrzu raptem kilka minut, choć trasa autem byłaby naprawdę niewiele dłuższa.

A jak to jest z tymi zwierzętami i emisją CO2?

Faktycznie w książce "Sorry, taki mamy klimat" Berners-Lee odnotowuje, że pies średniej wielkości odpowiada za 770 kg emisji CO2 rocznie. Jeszcze więcej – 2500 kg CO2 – duży dog niemiecki. Wpływ ma na to przede wszystkim dieta zwierząt, bo zarówno koty, jak i psy karmione są przeważnie mięsem, stąd tak wysoki ślad węglowy. To w niedalekiej przyszłości może się wprawdzie zmienić, bo naukowcy coraz częściej przyznają, że niektóre wegańskie diety mogą być zdrowe dla zwierząt.

REKLAMA

Inny powód emisji to odchody. A konkretnie to, że trzeba je sprzątać przy użyciu plastikowych woreczków. Do tego dochodzą wizyty u weterynarza. Czy to oznacza, że nie powinniśmy mieć zwierząt domowych, jeżeli zależy nam na dobru planety? Aż tak daleko idących wniosków autor nie wysnuwa. W jego książce chodzi o pokazanie, że nawet drobne aktywności mogą mieć znaczenie, bo coś się za nimi kryje. I właśnie dzięki temu możemy być bardziej świadomi, np. pamiętając o gaszeniu światła.

Ale Berners-Lee wymienia ważny – z perspektywy środowiska – plus posiadania zwierząt. Jak zauważa, mając psa czy kota inaczej planuje się wakacje, ograniczając wyjazdy. Naprawdę wskazanie tej książki przez szefa firmy lotniczej to strzał do własnej bramki, czyż nie?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA