Dałem sobie wmówić, że muzyka z telefonu mi wystarczy. Kupiłem odtwarzacz MP3 i wiem, że się myliłem
Zapowiedź nowego walkmana od Sony nie tylko w naszej redakcji rozpaliła dyskusję, czy przenośny odtwarzacz plików muzycznych w 2023 ma jeszcze sens. Tłumaczyłem, że ma i to duży, ale skupiłem się na teorii. Postanowiłem sprawdzić, czy tak też jest w praktyce. Sięgnąłem po chiński odtwarzacz i jest mi smutno. Smutno, bo daliśmy sobie wmówić, że muzyka z telefonu nam wystarczy.
Szczęśliwie się złożyło, że miałem okazję sprawdzić odtwarzacz w najlepszych warunkach: w podróży. Słuchanie podczas spacerów robiło różnicę, ale to jednak krótkie wypady. A długa droga to prawdziwe wyzwanie dla tego maleństwa.
Kupiłem odtwarzacz xDuoo X2S, bo mimo atrakcyjnej ceny (ok. 300 zł) zbierał przez lata dobre oceny na muzycznych forach (też się dziwię, że zbudowałem takie zdanie w 2023). Nie przez przypadek wcześniej użyłem określenia "maleństwo". Kiedy wyjąłem odtwarzacz byłem w szoku, bo mówimy o urządzeniu dosłownie wielkości pudełka zapałek. To duża zaleta, bo niektórzy mogą nawet zgodzić się, że osobny sprzęt do słuchania muzyki ma sens, ale żeby od razu wypychać kieszenie kolejnym urządzeniem? Tu tego problemu nie ma, bo odtwarzacz jest mały.
Posiadany przeze mnie model nie ma wbudowanej pamięci, więc muzykę zgrywa się na kartę. Sam ten proces jest bardzo ciekawy, bo to faktycznie cofnięcie nas do dawnych czasów. Zaletą streamingu jest przecież to, że mamy niemal całą płytotekę w jednym urządzeniu. Paradoks polega na tym, że zbyt duży wybór mi doskwierał, co szczególnie udowodnił mi testowany odtwarzacz.
Po co ci odtwarzacz MP3 w 2023? Żeby uwolnić się od "wszystkiego"
O ile w domu słucham płyt w całości, a na co dzień jestem gorliwym przeciwnikiem playlist, tak przyznaję: podczas spacerów czy tras zdarza mi się pomijać utwory i dobierać takie, które bardziej pasują do nastroju. Wraz z powrotem do przenośnego odtwarzacza postanowiłem to zmienić i skoncentrować się na doborze albumów. To było bardzo przyjemne i odświeżające doświadczenie. Owszem, bardzo retro i jak za starych czasów, ale wbrew pozorom wcale nie ograniczające. Wręcz przeciwnie, skorzystałem z okazji i z Bandcampa pobierałem albumy, których dawno nie słuchałem albo którym niezasłużenie poświęciłem zbyt mało uwagi.
Zobacz także:
Z jednej strony to fajnie, że w każdej chwili możemy posłuchać tego, na co mamy ochotę. Nie mam zamiaru z tym walczyć czy tego negować. Jednak bardzo przyjemna jest też selekcja. Zastanowienie się, na co mogę mieć w pociągu ochotę, czego mi brakuje. Przeglądanie albumów, nawet jeśli to tylko pliki, jest podobnym doświadczeniem do wybierania fizycznej płyty czy książki. To rytuał, który wymaga od nas zaangażowania. Być może tak samo wybieracie kawałki w streamingu i szczerze wam tego zazdroszczę, ale słuchając z telefonu szedłem na skróty, żeby coś mi przygrywało do spaceru. Najlepiej coś, co już znam, lubię i nie muszę się zastanawiać nad tym, co leci. Odtwarzacz szybko zmienił ten nawyk i choćby z tego powodu już wiem, że to dobry zakup.
Najważniejsza zaleta jest jednak inna: różnica w dźwięku jest kolosalna
Mały, ale głośny wariat – taki jest właśnie xDuoo X2S. Na telefonie słucham muzyki z maksymalną głośnością, tak tutaj nie widzę potrzeby, by dobić do połowy. Nie oznacza to, że przy wyższych wartościach mamy do czynienia z kakofonią czy szumami. Wręcz przeciwnie: słuchanie na maksa jest jak najbardziej wykonalne, ale nie jest konieczne.
Pierwsze zaskoczenie: gra głośno. Drugie: wyciąga dużo z brzmienia. O ile zwykle nie korzystam z wbudowanych korektorów dźwięku – np. przy słuchawkach bezprzewodowych – tak te w xDuoo X2S naprawdę się przydają. Jest duża różnica np. w opcjach "rock" i "jazz", którą słychać przy zmianach gatunku. Ta druga potrafi lepiej oddać piękno instrumentów dętych, podczas gry rock stawia na piedestale gitary i bas. Słuchałem piosenki na tych samych słuchawkach na odtwarzaczu i na telefonie (na Bandcampie i Tidalu), i byłem zaskoczony efektem. Smartfon zdecydowanie wygłusza dźwięki.
Chociaż wydaje się, że utwór jest odtwarzany w dobrej jakości, to jednak po przepięciu słuchawek do odtwarzacza ta sama piosenka zyskuje na szczegółach. Dźwięk nie idzie jedną linią, jak na telefonie, tylko z różnych stron dociera do nas. Tu z lewej strony słychać gitarę, z prawej dochodzą klawisze, a w to wszystko dobrze wkomponowany jest wokal, bas czy perkusja. Wcześniej myślałem, że to wyłącznie kwestia słuchawek, ale okazuje się, że sprzęt, z którego muzyka wychodzi, ma olbrzymie znaczenie. Niby oczywiste, ale jednak wraz z dominacją smartfonów szybko się o tym zapomniało.
Na obecne standardy zwrócił uwagę w swojej nowej recenzji płyt Bartek Chaciński. Na blogu słusznie zauważył, że "mastering płyt powstaje z myślą o laptopach, marnej jakości słuchawkach dousznych i monofonicznych głośniczkach na bluetooth". Na szczęście słuchając plików w formacie flac można z muzyki wyciągnąć dużo więcej.
Dobra jakość dźwięku sprawia, że przymknąć oko można na czysto sprzętowe wady odtwarzacza. Na przykład zastosowany ekran jest w zasadzie lustrem. Latem, w pełnym słońcu, przeglądanie menu może być sporym problemem. Jest też podatny na zabrudzenia. Nie trzeba się jednak tym aż tak przejmować, bo żadnych treści się na nim nie ogląda. Szybko przeklikujemy się przez menu - całkiem czytelne - i na tym funkcje ekranu się kończą.
Pierwsze moje wgranie skończyło się tym, że utwory odtwarzane były w kolejności alfabetycznej, a nie tak jak na płycie. Żeby to zmienić, trzeba po skopiowaniu utworów zaznaczyć w folderze na komputerze sposób wyświetlania plików po dacie. Głupie, ale po odpowiednim odznaczeniu na szczęście przestaje być uciążliwe.
Chiński odtwarzacz sprawił, że mam jeszcze większy apetyt na nowego walkmana od Sony
Przy jego zapowiedzi pisałem, że lepsza jakość dźwięku i fakt, że nie drenuje się baterii telefonu, to wystarczające argumenty, by rozważyć zakup. Po testach chińskiego modelu za 300 zł można usłyszeć, że muzyka potrafi grać dużo lepiej niż z telefonu, a akumulator odtwarzacza sprawia, że nie musimy przejmować się, że bez kontaktu w okolicy będziemy zgubieni. Sam jestem zaskoczony, że idea przenośnego odtwarzacza aż tak do mnie trafiła. Wiedziałem, że będzie dobrze - ale że aż tak?