REKLAMA

Natura jest sprytniejsza niż myśleliśmy. Tak radzą sobie zwierzęta w miejskim piekle

Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że jesteśmy świadkami fascynującego eksperymentu. Żyjąc w mieście i widząc przelatującego ptaka lub czytając o dziku, który grzecznie przechodził przez ulicę, obserwujemy wielką zmianę w świecie przyrody. Rodzi się tylko pytanie, do czego nas zaprowadzi.

10.01.2023 09.21
natura
REKLAMA

Naukowcy z New York University wykazali, że u jaszczurek z trzech miast w Puerto Rico zaszły zmiany pozwalające dostosować się do życia w mieście. Te miejskie mają dłuższe kończyny i bardziej lepkie opuszki od swoich odpowiedników żyjących w dzikich terenach. Bardzo łatwo to wytłumaczyć. W mieście nie ma zbyt wielu krzaków, gdzie można się szybko schować, więc ucieczka jest priorytetem. Osobniki z krótkimi kończynami mają mniejsze szanse na umknięcie kołom samochodu czy roweru. Wspinanie się po budynkach, pojemnikach czy innych gładkich powierzchniach też różni się od biegania po drzewach, stąd potrzebna lepsza przyczepność.

REKLAMA

Jaszczurki potrafią szybko zaadaptować się do zmian. Na przykład te z Florydy w ciągu zaledwie 15 lat zareagowały na pojawienie się w ich okolicy gatunku z Kuby, który był dla nich realną konkurencją i zagrożeniem. Wystarczyło raptem kilka pokoleń, aby amerykańskim gadom zmienił się kształt "stóp". Tak ewolucja zaczęła chronić gatunek, premiując osobniki zdolne do wspinaczki na wyższe partie drzew. Logiczne: małe nie dały się zjadać, przetrwał więc sprytniejszy, zdolny do rozmnażania. Naukowców zaskoczyło jednak, że stało się to tak szybko.

Przykład z Puerto Rico jest mimo wszystko trochę inny. O ile gatunki zawsze rywalizowały ze sobą o przetrwanie i nie jest to nic dziwnego, tak zmieniło się środowisko, na co wpływ ma człowiek. Efekty widzimy jak na dłoni, a przecież ewolucja przyzwyczaiła nas raczej do długich i powolnych zmian. Adaptacja to nie takie hop siup, czego przykładem jesteśmy właśnie my i nasza długa, skomplikowana historia. Do dziś wielu badaczy nasze niektóre zachowania tłumaczy czasami przodków, gdy uciekaliśmy przed drapieżnikami. A tu proszę: kilka lat i zmiana gotowa.

Zwierzęta przystosowują się, żeby odnaleźć się w betonowych dżunglach

Bardzo widoczne jest to wśród ptaków. Na przykład leśne kosy mają bardziej złożone piosenki niż osobniki żyjące w miastach. Te drugie po prostu mniej podróżują i nie mają się od kogo uczyć. Tracą więc jedną ze swoich unikatowych zdolności, bo zwykle kosy to rozśpiewane ptaki.

Takich różnic jest znacznie więcej i wśród ornitologów coraz bardziej popularny bywa pogląd, by wyraźnie odróżniać ptaki żyjące w mieście od tych w lasach czy na wsiach. Ich zdaniem to już zupełnie inne gatunki, żyjące w odmienny sposób. Te w mieście np. wcześniej wstają, bo budzi je sztuczne światło. Mają inny cykl rozrodczy. Ich śpiew jest inny: mniej zróżnicowany, ale i głośniejszy, bo trzeba przekrzykiwać samochody, pociągi, tramwaje czy w końcu samych ludzi.

W mieście inne jest też pożywienie, co zresztą pokazało badanie jaszczurek z Puerto Rico. Naukowcy zauważyli mutacje w genach odpowiedzialnych za metabolizm i funkcje odpornościowe. I znowu wydaje się to całkiem logiczne, biorąc pod uwagę fakt, że dzikie zwierzęta w miastach sięgają głównie po resztki ludzkiego pożywienia.

Możemy więc gdybać, że podobne zmiany zajdą w organizmach dzików, lisów, niedźwiedzi, łosi czy innych typowo dzikich gatunków, które odwiedzają coraz częściej polskie i zagraniczne miasta, pałaszując to, co znajdą na śmietnikach. To zresztą już się dzieje. Badane miejskie lisy miały krótsze, za to szersze pyski, co naukowcy tłumaczyli efektem zmiany diety. W końcu potrzebują nieco innych zdolności, żeby przegryźć kości wyrzucane przez ludzi do restauracyjnych śmietników.

Nie silniejszy, a przyjaźniejszy wygrywa

Gdy powszechniejszy staje się widok dzikich zwierząt w miastach, wielu dziwi się, że te są przeważnie spokojne. Wręcz nie przejmują się ludźmi, a nawet gotowe są żyć obok, respektując przepisy drogowe (zaskakujące, że dzik przyswaja je szybciej niż niejeden kierowca...). Można więc wysnuć wniosek, że łagodność to cecha również premiowana przez ewolucję, pozwalająca przetrwać w trudnych miejskich warunkach. Szalejący dzik od razu zostanie wyłapany lub co gorsza odstrzelony. Ten spokojny jakoś się "zachomikuje" przy parkingu, stając się osiedlową atrakcją.

W książce "Homo Sapiens: Ludzie są lepsi niż myślisz" Rutger Bregman zastanawiał się, czy natura faktycznie chce, abyśmy byli dzicy, egoistyczni i stawiali swoje dobro ponad wszystko inne. W swych rozważaniach przywołał badanie radzieckich naukowców z drugiej połowy XX wieku. Badacze selekcjonowali lisy, ale tylko takie, które wydawały im się sympatyczne i przyjaźnie nastawione do człowieka. Wydzielenie ich doprowadziło do tego, że w krótkim czasie lisy stały się udomowione i reagowały na ludzi jak psy – merdały ogonami na ich widok, podchodziły, dały się głaskać. Co więcej, zmienił się ich wygląd, który uwypuklił przyjazne nastawienie: miały mniejsze pyski i bardziej miękkie uszy. Ta zmiana pojawiła się sama.

Dzikość szybko może wrócić

W przypadku dostosowania się do miejskich warunków, intrygujące jest to, że zmiany zachodzą w bardzo krótkim czasie. Przecież nawet niektóre nasze duże miasta jeszcze 200 czy nawet 100 lat temu były zaledwie wsiami. Tymczasem zwierzęta już wiedzą, jak w nich żyć. Ale to nie znaczy, że tak musi być zawsze.

Krępak nabrzozak jeszcze przed rewolucją przemysłową był w przeważającej większości motylem białym. Jedynie 2 proc. populacji miało czarny kolor. Dzięki temu owad mógł wtapiać się w brzozę. Kiedy jednak w miastach zaczęły wyrastać kominy, wypluwające z siebie trujące spaliny, drzewa stały się brudne. Biały motyl nie pozostawał więcej w ukryciu, wręcz przeciwnie, był łatwym łupem. To pozwoliło rozkwitnąć czarnemu motylowi, który nagle przestał być narażony na zagrożenie. Idylla nie trwała długo. Kiedy w miastach wprowadzono rygorystyczne przepisy dotyczące jakości powietrza, drzewa się oczyściły, a ptaki ponownie miały ułatwione zadanie przy polowaniach na czarne motyle.

Przywołane przykłady wydają się mimo wszystko sympatyczne, bo pokazują, że co by się nie działo, natura jakoś da radę. Byłoby to jednak mylne podejście, skoro zmiany dzieją się tak szybko i w zasadzie nie wiadomo, do czego nas doprowadzą. A negatywnych konsekwencji już jest więcej. Na blogu "Świat wody" przytoczono badania na temat wpływu soli drogowej na lęg jaj salamandry. Okazuje się, że "wiosenne deszcze, które nie rozcieńczą wystarczająco dużych zimowych ładunków soli na terenach podmokłych, zmniejszają przeżywalność i zwiększają ryzyko wad rozwojowych" właśnie u tych stworzeń.

REKLAMA

Ewolucja trwa i jest procesem rozłożonym w bardzo długim czasie, a zmiany wokół nas dzieją się szybko i przy naszym ewidentnym udziale.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA