REKLAMA

Sprawdziliśmy, jak sklepy informują o najniższych cenach. Bo teraz mają taki obowiązek. Koniec ściemniania

Napisy "wielka wyprzedaż" na bilbordach i cyfrowych banerach, a w praktyce kiepski interes dla klienta, bo cena przed promocją została podwyższona. Między innymi z tym kończy dyrektywa Omnibus. Niektóre sklepy wdrożyły ją jeszcze przed nowym rokiem, ale wszystkich obowiązuje od 1 stycznia 2023 roku. Wyjaśniamy, co się zmieniło i sprawdzamy, jak sklepy poradziły sobie ze zmianą.

Sprawdziliśmy, jak sklepy informują o najniższych cenach. Bo teraz mają taki obowiązek. Koniec ściemniania
REKLAMA

Według sklepu: genialna oferta. W końcu obniżka 50. proc. Tak naprawdę podniesiono cenę przed promocją, więc zniżka wcale nie jest tak wielka, jak głosi banner reklamowy. Do takich procederów dochodziło przy okazji wielkich wyprzedaży, szczególnie w okresie "Black Friday". Konsumenci mogli się bronić korzystając z porównywarek cenowych, które pokazywały, jak zmieniały się ceny. Teraz to sklepy muszą pokazywać najniższą cenę z ostatnich 30 dni.

REKLAMA

Dyrektywa Omnibus chroni przed sztuczkami sprzedawców

UOKiK zaznacza jednak, że nie ma takiego obowiązku, jeśli przedsiębiorca zwyczajnie obniża cenę regularną, bez ogłaszania promocji lub wyprzedaży. Dyrektywa ma chronić konsumentów właśnie przy okazji wielkich świątecznych, noworocznych, wiosennych i tym podobnych okazji. Był to duży problem. Z raportów i analiz wynikało, że promocje z okazji Black Friday potrafiły wynosić realnie zaledwie ok. 3 proc. Klienci rzecz jasna informowani byli o znacznie większych obniżkach.

W przypadku produktów szybko psujących się, z krótką datą przydatności do spożycia – sprzedawca ma uwidaczniać aktualną cenę i tę sprzed pierwszego zastosowania obniżki, natomiast w przypadku produktów będących w ofercie przedsiębiorcy krócej niż 30 dni – najniższą cenę od rozpoczęcia sprzedaży do wprowadzenia obniżki – dodaje UOKiK

Jeszcze przed nowym rokiem sklepy dostosowały się do nadchodzących przepisów i informowały o najniższej cenie w ostatnich 30 dniach. Dziś każdy ma taki obowiązek i krótka wizyta na stronach internetowych sklepów pokazuje, że dyrektywa działa. Informacje o niższej cenie są widoczne i znajdują się pod promocyjną kwotą.

Jak sklepy informują o najniższych cenach?

Przyczepić się można, że niektórzy sprzedawcy zadowalają się samym komunikatem "najniższa cena z 30 dni". OK, widzimy, że płacimy najmniej, ale co, jeśli poprzednia była większa tylko o 50 zł? Wtedy byśmy wiedzieli, że nie jest to nieprawdopodobna okazja. Tym sklep się jednak nie dzieli. Dość specyficznie prezentuje się to także wtedy, gdy obecna promocyjna cena wynosi tyle samo, co najniższa z 30 dni.

Nowe prawo nie powstało po to, byśmy wiedzieli, czy promocja jest atrakcyjna!

Trzeba zrozumieć, że wchodząca w życie dyrektywa nie ma dostarczyć nam informacji o tym, czy promocja jest atrakcyjna, czy nie. W przepisach chodzi o to, aby sklepy nie stosowały sztuczek, które wcześniej były regularnie wykorzystywane. Mowa tu o zawyżaniu cen na kilka dni przed promocją, by można było z pompą ogłosić np. – 50 proc. A że ostateczna kwota jest niewiele niższa od regularnej? Magia wyprzedaży. Z tym jednak kończy Omnibus.

Dyrektywa ma jednak swoje luki. Wspominał o tym w rozmowie ze Spider's Web Łukasz Mamiński, radca prawny Allegro.

Rzeczywiście w tej kwestii jest wiele odcieni szarości. Kluczowe będzie rozróżnienie, czy te programy  są oferowane ograniczonemu gronu osób czy wszystkim kupującym. Dla przykładu, jeżeli mamy zniżkę na 20 proc., która jest oferowana wszystkim kupującym, to sprzedawca musi zastosować się do dyrektywy. Natomiast jeśli zniżka jest oferowana określonej grupie, np. użytkownikom programu lojalnościowego, to wtedy cena oferowana tej wąskiej grupie konsumentów nie liczy się do późniejszych kalkulacji ceny z ostatnich 30 dni.

Omnibus nie bierze też uwagę wielopaków, czyli promocji w stylu 1+1 czy 3+1

REKLAMA

Sprzedawcy będą mogli więc wykazywać się kreatywnością I już to robią. Jeden ze sklepów wprowadził promocję, która uaktywnia się po wpisaniu kodu rabatowego. Przez to niższa cena jest widoczna na stronie z listą obniżonych produktów. Kiedy jednak przejdziemy na kartę danego urządzenia, widzimy już regularną, nieobniżoną. Widocznie to wariacja na temat zniżki dla "określonej grupy" - tej, która widzi baner reklamowy...

Nie zmienia to jednak faktu, że pod względem pokazywania cen mamy krok w dobrą stronę. Część niecnych praktyk powinna odejść.Omnibus zwalczyć ma również plagę fałszywych recenzji i komentarzy. Teraz sprzedawca będzie musiał umieć udowodnić, czy pochlebna opinia faktycznie pochodzi od zadowolonego użytkownika. Dotychczas niektórzy sprzedający chętnie korzystali z usług firm, które "załatwiały" pozytywne wrażenia wypisywane na forach.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA