Dlaczego Wiedźmin w stylu Pokemon GO nie wypalił: wspominki nad trumną
CD Projekt oficjalnie wygasza grę Witcher Monster Slayer - geolokalizacyjny tytuł na telefony, który latem 2021 roku wzbudzał bardzo duże zainteresowanie. Przypuszczaliśmy, że właśnie tak może się stać, na skutek unikalnych założeń projektowych.
To już oficjalne i nieodwracalne. Mobilny Witcher Monster Slayer zostanie wygaszony. W styczniu 2023 roku gra zniknie z Google Play oraz App Store, natomiast w czerwcu tego samego roku wyłączone zostaną serwery, uniemożliwiając dalszą rozgrywkę. Szkoda, aczkolwiek frazes wiedziałem, że tak będzie sam ciśnie się pod klawiaturę. Gdy gra debiutowała w 2021 roku, już wtedy wskazywałem na decyzje projektowe, które mogą ubić ten tytuł w dłuższej perspektywie.
Najciekawszy element gry Witcher Monster Slayer był jednocześnie jej piętą Achillesa.
W przeciwieństwie do Pokemon GO czy Ingress, mobilny Wiedźmin silnie stawiał na kampanię dla jednego gracza. Tytuł utrzymał rozbudowany scenariusz oraz zestaw unikalnych misji, adaptujących się do prawdziwego otoczenia wokół gracza. Na papierze to rewelacyjny pomysły. Monster Slayer oferował fabularny wyróżnik, nadający produkcji własne DNA, odróżniające aplikację na tle Pokemonów i innych gier geolokalizacyjnych.
Silnie narracyjna, linearna struktura była jednocześnie największym zagrożeniem dla powodzenia gry Spokko. Już na premierę w 2021 roku alarmowałem: takie założenie projektowe wymaga, aby Witcher Monster Slayer otrzymywał duże aktualizacje fabularne regularnie, z wysoką częstotliwością. Nie tylko wydarzenia sezonowe, ale kolejne misje, kolejnych bohaterów oraz kolejne opowieści.
Po dwóch tygodniach z Monster Slayerem większość moich znajomych czuła, że już nie ma w tej grze co robić. Tymczasem kolejny rozdział fabularnej zawartości się nie pojawiał. Mijały długie miesiące, w trakcie których Witcher otrzymywał głównie wydarzenia sezonowe, poprawki oraz zmiany balansu trudności. Spokko zdecydowało się na model, który wymagał od producentów stałego zaangażowania. Tytanicznej pracy nad nową zawartością, która musi pojawiać się jak z taśmociągu. Taśmociąg jednak stanął.
Dziwiło mnie, dlaczego Spokko nie chce pójść drogą Diablo, recyklingując kampanię dla jednego gracza.
Stworzenie zupełnie nowych misji, postaci oraz opowieści wymaga czasu. Doskonale to rozumiem. Dlatego dziwiło mnie, że w 2021 roku Witcher Monster Slayer nie oferował swoistego New Game+, polegającego na ponownym przechodzeniu głównego wątku fabularnego, ale na wyższym poziomie trudności i z lepszymi nagrodami. Potem jeszcze raz i jeszcze jeden. Dokładnie tak jak ma to miejsce w Diablo 3 z jego poziomami udręki. To proste, ale skuteczne narzędzie do ponownego wykorzystania stworzonej zawartości fabularnej.
Do takich poziomów udręki dodajmy listę rankingową, podział na sezony w stylu Diablo, unikalne nagrody i mamy swojego rodzaju end-game, którego tak bardzo brakowało Monster Slayerowi na początku jego istnienia. Rozwiązanie nie naprawiałoby wszystkich problemów mobilnego Wiedźmina, ale pozwoliłoby kupić Spokko czas, tak potrzebny na stworzenie zupełnie nowych przygód.
Do teraz nie rozumiem też, dlaczego twórcy nie wykorzystali potencjału drzemiącego w rywalizacji wiedźmińskich domów.
Wyobraźcie to sobie: trzy różne wiedźmińskie cechy walczą o wpływy na danym obszarze. Niech to będzie cała aglomeracja, dzielnica bądź mała strefa w obrębie jakiegoś punktu interakcji. Im więcej kontraktów wypełni dany dom, im więcej upoluje bestii i im więcej wykona zadań, tym lepsze benefity dla wszystkich jego członków. Same nagrody mają drugorzędne znaczenie i mogłyby nie być w żaden sposób istotne. Chodzi wyłącznie o niekończącą się rywalizację.
Rywalizacja między graczami jest bowiem tym, co pozwala grze zachować żywotność mimo braku nowych rozdziałów przygody fabularnej. Doskonale widać to na przykładzie Pokemon GO. Trzy frakcje dzień w dzień walczą o plac zabaw przy moim budynku mieszkalnym, mimo tylu lat od premiery gry. Walka o dominację w terenie napędza graczy. Sprawia, że ci nie zapominają o tytule. Gdyby Witcher Monster Slayer pozwalał rywalizować graczom o gospody i warownie w regionie, liczba aktywnych użytkowników mogłaby wyglądać kompletnie inaczej.
Trzeba jednak oddać Spokko, że próbowali zrobić coś innego. Coś nowego.
Sam fakt przesunięcia ciężaru w kierunku kampanii dla jednego gracza w tytule geolokalizacyjnym to coś wyjątkowego. Ciekawy pomysł. Niestety, z perspektywy biznesowo-strategicznej, decyzja od początku wydawała mi się niezwykle ryzykowna. Biorąc pod uwagę, że Witcher Monster Slayer jest zwijany w dwa lata od premiery, coś w tych moich obawach faktycznie było na rzeczy.
Spokko zyskało jednak masę doświadczenia i bardzo bym się zdziwił, gdyby CD Projekt nie chciał go wykorzystać w kolejnych latach. Sektor gier mobilnych - chociaż trudny, bo wysoce konkurencyjny - jest jednocześnie niezwykle dochodowy. Polska spółka nie może z niego rezygnować po kilku potknięciach. Dlatego chociaż Monster Slayer właśnie się kończy, Spokko wciąż mogą czekać lata świetności.