REKLAMA

Okazało się, że żyję w mieście przyszłości. Nie wiem, czy to dobrze

Mam aplikację – dojeżdżam do domu taniej. Ktoś nie ma telefonu z dostępem do internetu – jest ofiarą podwyżek. Wcale nie uważam, żeby to było sprawiedliwe rozwiązanie.

Łódź
REKLAMA

W wyludniającym się mieście Łodzi niedawno doszło do kolejnej podwyżki cen biletów komunikacji miejskiej. Obecnie 40 minut w tramwaju czy autobusie (i to tylko dlatego, że przez remonty bilet 20-minutowy został wydłużony) kosztuje 4,40 zł. Czyli 40 groszy więcej niż ostatnio. Niby nie jest to ogromny wzrost, ale przy kilkudziesięciu przejazdach w miesiącu różnicę można odczuć.

REKLAMA

Czekając na tramwaj zobaczyłem ostatnio, że zamawiając taksówkę w aplikacji za przejazd ok. 5 km zapłaciłbym 8 zł. W przypadku dwóch osób zamówienie samochodu jest więc tańsze niż wybranie komunikacji miejskiej. Nie był to pierwszy raz, kiedy aplikacja oferowała nie tylko wygodniejszą (w końcu dojeżdżam pod blok, a nie na przystanek), ale i tańszą alternatywę.

Czy to nie wspaniały dowód na to, że Łódź tak naprawdę jest miastem przyszłości?

Masz aplikację, żyjesz taniej. Nie poszedłeś z duchem czasu, nie interesują cię instalowane na smartfonie bajery? Sam jesteś sobie winien i płacisz za to cenę.

Mam wrażenie, że coś zostało postawione na głowie. Na krótką metę korzystam, dzięki czemu jadę do domu taniej. Zresztą pewnie nie tylko ja. Długofalowo oznacza to, że coraz więcej osób skuszonych niskimi cenami w aplikacji przesiądzie się na taksówki. To oznacza większy ruch na ulicach, czyli korki i zanieczyszczenia, a przy tym mniejszą frekwencję w pojazdach komunikacji miejskiej. Rządzący miastem dostaną sygnał, że autobusy i tramwaje są znowu nierentowne, więc jeżeli kolejna podwyżka cen biletów nic nie da, to nie ma wyjścia: kasujemy linie.

Jak widać, wiążemy sobie pętle na szyi.   

Zdaję sobie sprawę, że cały proces jest dużo bardziej skomplikowany. Przewoźnicy miejscy w całym kraju muszą podnosić ceny, bo zmuszają ich do tego rosnące koszty energii i paliwa. Wielkie i bogate korporacje mogą pozwolić sobie na niższe ceny, bo je stać. Możemy się tylko zastanawiać, czy gdy już wykończą publicznych przewoźników, będą tak samo chętni do oferowania niskich cen.

Pójdźmy krok dalej. Mieszkam w dużym mieście, w którym działa kilku operatorów taksówkarskich. Jednak w Pabianicach, Zgierzu czy Sieradzu takiego wyboru nie ma. Komunikacja miejska będzie więc drożeć, a mieszkańcy nie mają alternatywy jak ja. Tam, gdzie postęp i aplikacje taksówkarskie nie docierają, będzie drożej. Robi się przepaść pomiędzy małym i nierozwiniętym miasteczkiem a dużą smart-metropolią. Kolejna przepaść.

Na tym nie koniec problemów. Niedawno odbył się Kongres Transportu Publicznego. W debacie samorządowcy zwracali uwagę, że nowe technologie są dla samorządowców szansą na oszczędności.

Niższe ceny możliwe będą dzięki biletom elektronicznym

– Bilet elektroniczny, kupiony za pomocą aplikacji, jest najtańszym dla wszystkich rozwiązaniem. Dla operatora jest tańszy niż sprzedawany w kasie czy kiosku, jest tańszy niż z automatu biletowego. Całkowicie odpada drogie zagadnienie jego dystrybucji. Za pomocą aplikacji możemy też parkować, co również jest tańsze niż stawianie parkomatów i ich obsługa

– mówił podczas debaty Jarosław Mazek, prezes Skycash, cytowany przez portal transport-publiczny.pl.

Taka funkcja jest potrzebna, bo będzie odpowiedzią na ruchy choćby przewoźników taksówkarskich. Rzuca się w oczy fakt, że pewna część społeczeństwa będzie jednak poszkodowana - ta kupująca standardowo.

Możemy powiedzieć, że sami są sobie winni, bo w 2022 roku telefon z dostępem do aplikacji powinien być normą. Rozejrzyjmy się dookoła i zastanówmy się jednak, czy nawet wśród naszych bliskich regułą jest kupowanie biletów przez smartfon. Obawiam się, że bardziej prawdopodobny jest scenariusz, o którym pisał niedawno Łukasz: sporą część starszych osób przerażają nawet kasy samoobsługowe.

Rozwijając myśl Łukasza: na starość nie tylko będziemy wykluczeni, ale też będziemy płacić więcej. Bo okaże się, że bez nowinek technologicznych nie mamy dostępu do niższych cen.

Postęp i stawianie na nowoczesne rozwiązania jest potrzebny, ale powinien być wdrażany z głową, bez pomijania żadnych grup społecznych

Kryzys energetyczny jest dobrym pretekstem, by wszystko zrobić szybko, tu i teraz, bo przecież Polacy chcą oszczędzać. Ale czy każdy będzie mógł poradzić sobie z zakupem e-biletów? Czy postęp uda się wprowadzić bez ofiar w ludziach: tych, którzy pozostaną wykluczeni i będzie można im podwyższać ceny w nieskończoność, bo nie znajdą w telefonie aplikacji oferującej zniżki?

REKLAMA

Niedawno ZUS informował, że wyśle do emerytów listowną informację o zmianie. W redakcji mieliśmy burzliwą dyskusję na temat tego, czy nie dałoby się załatwić sprawy mailowo. W końcu w kolejnej dekadzie XXI wieku internetowa skrzynka pocztowa powinna być standardem. Sam byłem tego zdania. Spór uzmysłowił mi jednak, że mogę żyć w bańce, a cyfryzacja wcale nie przebiega tak naturalnie, jak mógłbym tego oczekiwać. Nie można więc mieć pretensji, że ludzie nie są gotowi na zmiany, bo nikt ich do tego nie przygotował.

Czy to jest powód, przez który powinni płacić więcej? Nie sądzę.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA