REKLAMA

Naukowcy pospieszyli się z analizą danych z teleskopu Jamesa Webba. Kalibracja wciąż trwa

Długie lata oczekiwania na start największego i najbardziej zaawansowanego obserwatorium kosmicznego w historii, ekscytacja wywołana startem i uruchomieniem teleskopu i w końcu upragnione, pierwsze dane obserwacyjnego. Nic dziwnego, że naukowcom udzieliła się ta ekscytacja i niezwłocznie zabrali się za analizę danych i odkrywanie nowych tajemnic wszechświata. Teraz okazuje się, że można było jednak trochę poczekać.

jwst-test
REKLAMA

Niemal natychmiast po opublikowaniu pierwszych zdjęć i danych obserwacyjnych zebranych przez Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba, w renomowanych periodykach naukowych pojawiły się artykuły z ich szczegółową analizą. Nie ma w tym oczywiście nic dziwnego, przez lata budowy i opóźnień w wystrzeleniu teleskopu w kosmos kolejka astronomów chętnych do obserwacji urosła do gigantycznych rozmiarów. Problem jednak w tym, że co nagle to po diable.

REKLAMA

Jak w najnowszym wydaniu Nature donoszą badacze, gdy pierwsze dane obserwacyjne z teleskopu trafiły do naukowców, sam teleskop, jak i jego instrumenty nie były jeszcze do końca skalibrowane. Skoro instrumenty nie były skalibrowane, to i generowane przez nie dane, a tym samym bazujące na nich wnioski mogły być całkowicie nieprawidłowe. Inżynierowie odpowiedzialni za teleskop zwracali co prawda naukowcom uwagę na to, że kalibracja instrumentów wciąż trwa, jednak wielu badaczy nie przywiązywało do tego przesadnej wagi.

Proces kalibracji jest prosty, ale żmudny

Kiedy nowy teleskop trafia w przestrzeń kosmiczną musi zostać skalibrowany. W tym celu zwierciadło teleskopu kieruje się najczęściej na już wcześniej bardzo dobrze zbadany obiekt kosmiczny, np. gwiazdę taką jak Wega w gwiazdozbiorze Lutni, a następnie można porównując do wcześniej ustalonych wartości skalibrować każdy instrument zainstalowany na pokładzie teleskopu. Problem jednak w tym, że proces ten jest dość długotrwały, a zapotrzebowanie na dane z JWST było duże. Z tego też powodu naukowcy skierowali oko Jamesa Webba na zaledwie dwie gwiazdy kalibracyjne i skalibrowali jeden z dziesięciu detektorów znajdujących się na pokładzie kamery NIRCam (obserwującej niebo w podczerwieni). Wyniki tych obserwacji pozwoliły badaczom na oszacowanie danych kalibracyjnych dla pozostałych dziewięciu detektorów. Naukowcy otrzymali ostrzeżenie, że wszystkie obserwacje będą wciąż niedokładne i jedynie szacunkowe, ale najwyraźniej część z nich postanowiła to zignorować.

Czytaj dalej:

Momentalnie w periodykach naukowych pojawiły się artykuły opisujący chociażby najodleglejsze obiekty we wszechświecie dostrzeżone w tzw. Głębokim Polu Jamesa Webba. W międzyczasie trwała kalibracja pozostałych detektorów. Kiedy operator JWST opublikował nowe dane kalibracyjne wszystkich detektorów, okazało się, że pomiary różnią się od tych, na podstawie których stworzono już pierwsze artykuły naukowe.

REKLAMA

Teraz autorzy tych artykułów bazujących na pierwszych danych z Jamesa Webba przyznają, że proces ponownej analizy danych przyprawia ich o ból głowy, bo nie jest ani prosty, ani oczywisty.

Wszystkie te problemy powinny w najbliższym czasie zniknąć. Instrumenty z czasem będą coraz precyzyjniej skalibrowane, inżynierowie poznają lepiej wszystkie możliwości i ograniczenia teleskopu, a naukowcy nauczą się z czasem wykorzystywać go w pełni do odkrywania tajemnic wszechświata. Proces ten może jeszcze trochę potrwać, bowiem Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba to zupełnie nowa jakość i aby z niego skorzystać, trzeba udoskonalić obecną wiedze, dopracować modele, aby bazując na nich prawidłowo analizować dane o obiektach, których nigdy jeszcze nie obserwowaliśmy, ale także i te dane, które wywracają dotychczas obowiązujące teorie do góry nogami.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA