Microsoft podniósł ciśnienie konkurencji. I zachwiał balansem świata gier
Szef Sony Interactive Entertainment publicznie odniósł się do przejęcia Activision Blizzard przez głównego rynkowego rywala. Jim Ryan atakuje Microsoft, nazywając ich ofertę dla Call of Duty na konsolach PlayStation niestosowną na wielu poziomach. Jednocześnie Ryan realizuje niezły plan B, ale musi sobie kupić więcej czasu.
Przejęcie Activision Blizzard przez Microsoft to największa transakcja w historii gier wideo. Jednym zakupem Xbox zdobył takie marki jak Warcraft, Tony Hawk, Diablo, Crash Bandicoot, StarCraft, Skylanders, Candy Crush, Spyro, Guitar Hero czy Overwatch. Największą zdobyczą Xboksa jest jednak doskonale znana seria Call of Duty i to właśnie CoD spędza teraz sen z powiek kierownictwa Sony Interactive Entertainment. Słusznie zresztą.
FIFA. Call of Duty. Grand Theft Auto. To święta trójca gier AAA decydująca o być albo nie być.
FIFA. CoD. GTA. Te trzy serie samodzielnie trzęsą branżą stacjonarnych gier AAA. Sony jak i Microsoft posiada świetne tytuły na wyłączność, ale trzy multiplatformowe marki stanowią sprzedażowe koło zamachowe konsol. Nowa FIFA oraz nowe Call of Duty co roku wysysają pieniądze z portfeli osób, które czasem trudno nazwać graczami. Wydawcom tych serii udało się zrytualizować zakupy, niezależnie od jakości gier. Na Wielkanoc myjesz okna, na Boże Narodzenie ubierasz choinkę, w październiku kupujesz CoD-a. Tak to działa w przypadku dziesiątków milionów klientów na całym świecie.
Każdy przedstawiciel świętej trójcy to tytuł multiplatformowy, obecny na PlayStation oraz Xboksie. W ten sposób ukształtował się pewien balans, którego nie jest w stanie zakłócić nawet premiera nowego Halo czy The Last of Us. Teraz, wraz z przejęciem Activision Blizzard, balans został zachwiany.
Sony ma pełne prawo do wielkich obaw. Gdyby chodziło o Diablo, Crasha czy Tony'ego Hawka, pal licho. Niech sobie Microsoft rzuca workami z pieniędzmi. Kiedy jednak mowa o Call of Duty, mamy do czynienia z tak potężną serią, że może zadecydować o sukcesie bądź upadku całej platformy. Dlatego nie dziwi mnie, gdy nawet prezes PlayStation zabrał głos w tej kwestii. Zdumiewająco ostro, jak na pełnione stanowisko.
Szef PlayStation atakuje Xboksa: oferta Microsoftu na Call of Duty jest niestosowna na wielu poziomach.
Prezes Sony Interactive Entertainment Jim Ryan odniósł się do przejęcie Activision Blizzard przez Microsoft oraz przyszłości serii Call of Duty. Ryan powołał się na wymianę korespondencji z szefem Xboksa Philem Spencerem, według której ten zaproponował obecność serii Call of Duty na konsolach PlayStation 5 przez trzy kolejne lata, nie licząc 2022 roku. Co zupełnie naturalne z perspektywy interesów takiej korporacji jak Sony, oferta Spencera jest nie do przyjęcia (tłumaczenie redakcyjne):
Dlaczego taki profesjonalista jak Jim Ryan publicznie konfrontuje się z szefem Xboksa? Prezes PlayStation realizuje niezły plan.
Brytyjczyk Jim Ryan zdaje sobie sprawę, że przejęcie Activision Blizzard przez Microsoft w jakimś stopniu zostanie domknięte, mimo obaw o monopolistyczną pozycję Xboksa. Nie oznacza to jednak, że Sony musi pozostać z niczym. Brytyjska legislatura stanowi aktualnie główny ośrodek wątpliwości co do przejęcia, spowalniając zamknięcie procesu. W tym samym czasie oddziały PlayStation przedstawiają urzędom antymonopolowym na całym świecie argumentację za tym, że seria Call of Duty to punkt zwrotny. Jej wycofanie z PS5 będzie działaniem monopolistycznym.
Przenosząc debatę na płaszczyznę publiczną, Sony odnosi się przede wszystkim do serii Call of Duty. Można mieć wrażenie, że firma nie będzie kłaść kłód pod nogi Microsoftowi, byle tylko CoD pozostał tytułem multiplatformowym. Okej, niech już przejmują Activision Blizzard. Okej, niech sobie biorą Diablo i Spyro. Byle Call of Duty pozostało na PlayStation przynajmniej dekadę. Z perspektywy obserwatora wygląda to tak, jakby Sony zależało wyłącznie na kupieniu sobie dodatkowych lat. Jim Ryan potrzebuje bowiem czasu. Dłuższego niż te trzy lata rzucone mu na biurko przez Spencera.
Jim Ryan faktycznie gra na czas. Potrzebuje go, bo wydaje miliardy na "własne Call of Duty".
Zwróćcie uwagę na to, co zrobiło Sony zaraz po kupnie Activision Blizzard. Japończycy nabyli jedno, konkretne, wyspecjalizowane w określonym gatunku gier studio: Bungie. Amerykańskie Bungie składa się z weteranów gier FPS, którzy najpierw stworzyli Halo, a teraz nieustannie ulepszają kosmiczne Destiny. W mojej ocenie Destiny to seria z najlepszym konsolowym modelem ostrzału jaki kiedykolwiek powstał. Ci ludzie doskonale wiedzą jak robić wyborne strzelaniny. Jeśli ktokolwiek ma stworzyć lepsze Call of Duty niż Infinity Ward, to właśnie oni.
Tyle tylko, że Bungie jest aktywnie zaangażowane w rozwój Destiny 2, które ma się lepiej niż kiedykolwiek. Już jako własność Sony, Bungie zadeklarowało dalszą obecność D2 na Xboksie, co ma być kolejnym przykładem na monopolistyczne działanie Microsoftu: patrzcie, my nie wycofujemy Destiny z Xboksa. Oni chcą wycofać CoD-a z PlayStation.
O ile jednak Destiny 2 pozostaje na Xboksie, tak osobny zespół w Bungie pracuje nad nowym, niezapowiedzianym jeszcze projektem. Ten w oczywisty sposób będzie musiał stanowić odpowiedź na Call of Duty, gdy to stanie się już dostępne wyłącznie na konkurencyjnych Xboksach. Bungie to jednak deweloper, który potrzebuje czasu, do perfekcji szlifując swoje modele rozgrywki. Pierwsze Destiny powstawało siedem lat. Zapewne tyle będzie tworzony tytuł mający rywalizować z CoD-em.
Jim Ryan potrzebuje zatem około 6 - 8 lat trwałej, nieustającej obecności Call of Duty na PlayStation. Phil Spencer, doskonale świadom działań Sony, oferuje maksymalnie połowę tego czasu. Dlatego prezes PlayStation będzie robił co w jego mocy, aby wydłużyć czas potrzebny dla Bungie, nie wahając się używać do tego urzedów antymonopolowych czy publicznej debaty. Na jego miejscu robiłbym dokładnie to samo. Utrata którejkolwiek marki ze świętej trójki Call of Duty - FIFA - Grand Theft Auto jest bowiem zbyt dużą stratą, by nie urosnąć do rangi kluczowego wyzwania dla całej korporacji. Z jej prezesem na czele.