Mozilla ostrzega: większość aplikacji do śledzenia cyklu menstruacyjnego może współpracować z organami ścigania
Kobiety żyjące w krajach o represyjnej wobec nich polityce powinny zrezygnować z aplikacji pomagających w monitorowaniu miesiączek - lub dokładnie przestudiować ich politykę bezpieczeństwa. Raport Mozilli jest druzgocący dla większości tego rodzaju usług. A dla kobiet w takich krajach, jak Polska czy Stany Zjednoczone - potencjalnie niebezpieczny.
Gwałtowne zaostrzenie prawa definiującego (nie)legalność zabiegu aborcji w Polsce i w Stanach Zjednoczonych były prawdopodobnie inspiracją dla Mozilli - firmy odpowiedzialnej między innymi za otwartoźródłową przeglądarkę Firefox - do przyjrzenia się mobilnym i webowym aplikacjom, które zostały zaprojektowane, by pomagać kobietom w dbaniu o ich ciało i cykl menstruacyjny. Okazuje się, że polityka bezpieczeństwa większości jest godna skrajnej krytyki. Co więcej, niemal wszystkie przechowują dane w taki sposób, że w razie otrzymania nakazu lokalnych władz o ich udostępnienie - są zmuszone to zrobić.
Czytaj też:
Tak marny poziom bezpieczeństwa tych aplikacji i usług powinien niepokoić kobiety na całym świecie. Polskę i Stany Zjednoczone wyróżniono tu tylko z uwagi na fakt, że relatywnie niedawno wprowadziły one nowe prawa, znacząco ograniczające prawa kobiet do decydowania o własnym ciele - takich państw jest jednak więcej. Jakby tego było mało, nawet te regiony postrzegane jako nowoczesne wprowadzają dodatkowe, represyjne prawa. Dla przykładu, władze stanu Teksas oferują 10 tys. dol. nagrody za każdy donos na kobietę zamierzającą dokonać aborcji lub kogokolwiek, kto jej w tym pomaga.
Dane z aplikacji do śledzenia cyklu miesiączkowego, jeżeli nie są zabezpieczone, muszą być udostępnione organom ścigania, jeżeli te przedstawią stosowne dokumenty z sądu bądź innego stosownego w kraju urzędu. Te z kolei mogą posłużyć jako dowód, że oskarżona kobieta szukała informacji o zabiegu aborcyjnym lub się do niego szykowała.
Mozilla: 18 z 25 najpopularniejszych aplikacji do śledzenia cyklu miesiączkowego nie zabezpiecza odpowiednio danych swoich użytkowniczek
Raport, dostępny w ilustrowanej i uproszczonej formie pod tym adresem. Osiem usług - Period Tracker, Clue, Flo, My Calendar Period Tracker, Glow Eve by Glow, Maya, Ovia Fertility i Period Calendar Period Tracker - otrzymało plakietkę Privacy Not Included, czyli prywatności nie ma w zestsawie. Krytyce nie poddano tylko dwóch usług tego typu: Natural Cycles i Euki. Ta druga zyskała dodatkowo rekomendację Mozilli.
Euki, jak argumentuje Mozilla, nie zbiera żadnych informacji o użytkowniczkach. Nie synchronizuje się też z chmurą, wszystkie dane są przechowywane na urządzeniu i szyfrowane. Ma też dodatkową, ciekawą funkcję dla kobiet w sytuacji zagrożenia: jeżeli partner lub policjant wymusi na kobiecie otwarcie tej aplikacji, wpisanie wcześniej skonfigurowanego fałszywego PIN-u do aplikacji spowoduje wyświetlenie błędnych danych, które w żaden sposób nie są związane z użytkowniczką.
Mozilla zbadała też oprogramowanie towarzyszące niektórym popularnym zegarkom i opaskom. Test niestety nie był wykonany przekrojowo i zdecydowanie nie dotyczy wszystkich sprzętów, nawet tych popularnych. Jednak po zbadaniu urządzeń firm Garmin, Fitbit, Apple Watch, Oura Ring i Whoop, nie znaleziono żadnych problemów.
Jakie dane zbierają niektóre aplikacje do śledzenia cyklu menstruacyjnego? Znacznie więcej niż tylko te o ciele
Ktoś mógłby pomyśleć, że dane, jakie potencjalnie przeglądać będą organy ścigania, to tylko długość cyklu menstruacyjnego, data jego rozpoczęcia, aktywność seksualna czy ciąża i jej przebieg. Jednak jak wynika z badań Mozilli, tych danych jest znacznie więcej. Krytykowane aplikacje magazynują też na serwerach usługodawcy adres mailowy, adres pocztowy, płeć, unikalny identyfikator urządzenia użytkowniczki i używane przez nią adresy IP. To więcej niż wystarczający zestaw informacji, by jednoznacznie wskazać kobietę przygotowującą się do nielegalnego zabiegu.
Na dziś polskie organy ścigania zdają się jeszcze nie być świadome wynalazków XXI wieku, takich jak wspomniane aplikacje. Mając jednak na uwadze wyraźnie silną motywację bieżącej władzy do prawnego normowania życia intymnego Polaków, to prawdopodobnie tylko kwestia czasu.