Bycie pieszym w Polsce to kara. Oni chcą to zmienić i domagają się lepszych chodników
Można odnieść wrażenie, że kostka brukowa to jedna z tych dziwnych miłości Polaków. O ile teoretycznie nic nam do tego, co kto stawia sobie pod domem, tak zamiłowanie do niej w miastach i miasteczkach wpływa na życie każdego z mieszkańców, o ile poruszają się po chodniku. Są w Polsce osoby, które chcą zmienić to, jak buduje się w Polsce ścieżki. I mają solidne argumenty.
Głównym problemem jest kostka fazowana. To taka, która ma zaokrągloną, ściętą albo po prostu nieregularną krawędź. Wystarczy krótki spacer, by zobaczyć, że nie brakuje jej w polskich miastach. Powstała petycja, która domaga się zmiany w podejściu do budowy ścieżek, po których chodzą piesi.
Po 30 latach od przemian demokratycznych przyszedł w końcu czas, by ucywilizować rozwiązania prawne i standardy techniczne dotyczące infrastruktury pieszej. Traktujemy jako coś oczywistego fakt, że nawierzchnię infrastruktury dla samochodów, autobusów i rowerów projektujemy bez zbędnych nierówności - najczęściej z równo ułożonego asfaltu. Nie ma zatem najmniejszego powodu, by celowo "dziurkować" czyli fazować chodniki, celowo wprowadzając niepotrzebne i uciążliwe nierówności w postaci kostki fazowanej lub innej nierównej nawierzchni - piszą autorzy petycji.
Nierówne chodniki to chęć odcięcia się od PRL-u
Pomysłodawcy zauważają, że duże płyty chodnikowe były budowane w czasach PRL-u. W jego schyłkowym okresie, kiedy brakowało pieniędzy na wszystko, nikt nie myślał o remontach zniszczonych chodników.
- W efekcie w latach 90-tych chodniki z asfaltu i płyt były w fatalnym stanie, kojarzyły się nam wszystkim ze złym dziedzictwem PRL z okresu jego upadku, od którego chcieliśmy się odciąć - również w aspekcie wizualnym i symbolicznym - czytamy w petycji.
Alternatywą miała być ładna kostka brukowa. Nowoczesna, modna, pokazująca, że okres PRL-u mamy za sobą. O ile kostka fazowa spełniała dla niektórych warunek estetyczny, to szybko okazała się niewygodna dla jej użytkowników. Każda taka droga jest przecież nierówna, więc pokonanie trasy z wózkiem, w szpilkach, na rolkach czy nawet zwykłych adidasach stanowi kłopot, bo łatwo się potknąć.
Można odnieść wrażenie, że kostka brukowa jest idealnym symbolem transformacji ustrojowej z jeszcze jednego powodu. W końcu niefazowaną można ułożyć byle jak, byle szybko, po kosztach, a i tak robota będzie skończona. Zaraz po 89' zaczęło obowiązywać myślenie, że to co wspólne i dla każdego to złe (przecież to literalnie komunizm!), rząd nie ma własnych pieniędzy, więc nie może ich wydawać na głupoty jak chodnik. Zresztą po co komu chodnik, teraz w końcu wszyscy możemy jeździć własnymi samochodami.
To podejście odbijało się na architekturze, stosunku do zieleni miejskiej, naturze, więc nie mogło też ominąć chodników.
Dodajmy, że kilkanaście lat temu ustawowy standard w postaci równych asfaltowych dróg rowerowych wywalczyli sobie rowerzyści. Wcześniej również drogi rowerowe były budowane z fazowanej kostki, a urzędnicy nierzadko wymyślali wątpliwej jakości argumenty, dlaczego "nie da się" inaczej. Trochę to trwało, ale dziś praktycznie wszystkie nowe drogi rowerowe buduje się w Polsce z asfaltu i chyba nikt nie ma z tym problemu. Teraz czas na chodniki i pozostałą infrastrukturę pieszą (alejki parkowe, place, bulwary, promenady) - niekoniecznie muszą one być z asfaltu, mogą to być jak najbardziej niefazowane płyty czy niefazowana kostka, ważne by nawierzchnia była jednolita, pozbawiona faz i nierówności.
Nadal ze ścieżkami rowerowymi bywają problemy, ale faktycznie presja rowerzystów ma sens
Tymczasem piesi pozostawieni są sami sobie. Drogi dla nich są fatalnie projektowane, na chodnikach stoją nie tylko samochody, ale też kosze na śmieci czy znaki, utrudniając chodzenie nie tylko osobom z niepełnosprawnościami, ale choćby rodzicom ciągnącym wózek. Bycie pieszym w Polsce to kara.
Podejście do używania kostki w wielu miastach się zmienia. Na przykład Kraków, Gdynia czy Gdańsk zrezygnowały z fazowanej kostki. To nie wymagało wielkiej rewolucji, bo producenci i tak mają je w swojej ofercie. Ale w mniejszych miejscowościach, gdzie budżety są dużo mniejsze, a i potrzeby inne, trudno pewnie przekonać władze do zmiany poglądów. Stąd potrzeba ogólnopolskich wzorów i zmiany w przepisach.
Dobrym przykładem może być ścieżka rowerowa, na którą niedawno się natknąłem, a która stała się inspiracją dla Piotra Baryckiego, by wyrazić głębokie niezadowolenie związane z budową dróg dla rowerzystów. Spójrzcie, jaka fuszerka:
O tym, dlaczego to fatalnie wykonana robota, napisał więcej Piotrek. Trzeba jednak też zrozumieć mieszkańców, którzy krytykę wygłaszaną z perspektywy kolarza szosowego mogą uznać za zbędną fanaberię. W końcu wcześniej ścieżki w ogóle nie było, trzeba było iść nierównym poboczem albo starym chodnikiem, a teraz proszę, elegancja-Francja. A że kilka razy rowerzysta musi zejść z roweru? Korona mu z głowy nie spadnie.
Zgadzam się z autorami petycji: "mamy XXI wiek, potrafimy latać w kosmos i budować koleje dużych prędkości, w tej sytuacji to trochę żenujące, że musimy dyskutować o tym, czy da się czy też nie da budować równych chodników bez szpar". Coś, co powinno być oczywiste, może być traktowane jako czepialstwo albo zbędny luksus. Bo z pozycji kierowcy nie widać, z czym muszą zmagać się piesi.
Drogowcy i urzędnicy jednak sami z siebie takiego rozwiązania nie przyjmą, gdyż kierują się zasadą inercji w stylu: "od trzydziestu lat stosujemy kostkę fazowaną, nie będziemy tego zmieniać". Gdy będą mieli czarno na białym zapisany zakaz kostki fazowanej i nakaz stosowania równej nawierzchni, po prostu się do tego dostosują, bez zbędnych dyskusji. Problem kostki fazowanej zniknie tak samo, jak znikł problem kostki na drogach rowerowych – ta kwestia również została uregulowana na poziomie ministerialnym, ogólnopolskim.
Przyłączamy się do apelu, licząc na to, że usłyszą o petycji politycy, którzy zainteresują się sprawą.