Łódź i Nowy Jork mają coś wspólnego. Mieszkańcy policzą drzewa i zostaną pozytywnymi wariatami
Mapa Drzew Łodzi to wyjątkowa inicjatywa, która pomoże mieszkańcom policzyć i zbadać drzewa znajdujące się w mieście. Za pomocą smartfona będzie można opisać okaz i sprawdzić, w jakiej jest formie. Wprowadzone dane dostępne będą na mapie, dzięki czemu wszyscy chętni będą mogli zobaczyć, jakie drzewa rosną w ich okolicy. Pomysł z Nowego Jorku przeniesiono na polski grunt - z imponującym skutkiem.
Miałem okazję zobaczyć Mapę Drzew Łodzi i przygotowywaną aplikację w trakcie spotkania z Szymonem Iwanowskim, wiceprezesem zarządu stowarzyszenia Społecznie Zaangażowani i pomysłodawcą Mapy Drzew Łodzi. Oficjalny start zaplanowano na 13 kwietnia.
Mapa Drzew Łodzi i przepiękny przewodnik
Ocenianie drzew jest trudne, bo nie oszukujmy się - spora część z nas może umie nazwać podstawowe gatunki, ale dokładnie je zbadać to już skomplikowana sztuka. A w Mapie Drzew Łodzi trzeba będzie jeszcze wskazać obwód pnia, wysokość, średnicę korony. Na pierwszy rzut oka może wydawać się to nieładne. Właśnie dlatego autorzy Mapy Drzew Łodzi wypuścili także przewodnik po drzewach Łodzi, dostępny zarówno w cyfrowej, jak i papierowej wersji.
Dostałem swój przedpremierowy egzemplarz i jest przepiękny. Drzewa występujące w mieście są precyzyjnie opisane, dzięki czemu łatwo rozpoznać, jaki gatunek mamy przed sobą. To małe dzieło sztuki, które może trafić do rąk mieszkańców. Jego autorkami są Małgorzata Godlewska i Justyna Zajączkowska.
- Każdy chętny nieodpłatnie dostanie ten przewodnik - zapowiada Szymon Iwanowski. - Nie będziemy zmierzać jednak do tego, żeby był w tysiącu miejsc. Chciałbym spojrzeć w oczy każdemu, kto się po niego zgłosi i zobaczyć, czy faktycznie jest w nim chęć poznawania drzew. Oczywiście nie będę zabierał, gdy ktoś tej woli nie pokaże, ale liczę na kontakt z osobami zaangażowanymi w kwestie zieleni. Mamy 1500 egzemplarzy, więc stać na nas to, aby dystrybuować w miarę szeroko i nie obrażać się na tych, którzy nie chcą włączyć się w naszą akcję - mówi twórca.
Dodanie drzew do aplikacji jest proste i intuicyjne. Choć trzeba poświęcić trochę czasu, by dokładnie zbadać drzewo. I to zapowiada się najciekawiej. Już jestem wkręcony w obserwowanie ptaków, a Mapa Drzew Łodzi pozwoli mi lepiej poznać drzewa, skupić się na nich.
Co więcej, mapa została tak stworzona, by zachęcać do eksploracji. Będzie można kliknąć, aby program wyświetlił np. najciekawsze okazy, które z jakiegoś powodu są wyjątkowe. Już wiem, że będę szukał drzewa, o którym powiedział mi Szymon Iwanowski - rośnie w... budynku.
Chcecie zobaczyć gatunki, które akurat teraz kwitną? Proszę bardzo, jest to możliwe. Tak jak wybranie drzew, które w danym czasie owocują. Obcowanie z naturą dotychczas nie było możliwe na taką skalę.
Dojdzie też element rywalizacji, bo mapa zostanie podzielona na osiedla. Będzie można zobaczyć, gdzie jest więcej "odkrytych" drzew, co może zachęci mieszkańców danej części miasta, aby bardziej przyłożyli się do pracy.
O aplikacji Mapa Drzew Łodzi i o tym, jak traktuje się drzewa w mieście, porozmawiałem z Szymonem Iwanowskim
Kiedy po raz pierwszy uznałeś, że drzewa trzeba obserwować dokładniej?
Do tego trzeba dojrzeć. Ja dojrzałem dość późno. Na Starym Polesiu działamy od 2010 jako grupa nieformalna, a od 2013 jako stowarzyszenie. Zaczęliśmy się przyglądać i zwracać uwagę na to, że dzielnica pozbawiona jest zieleni. W tamtym okresie miasto rozpoczynało przebudowę okolicznych ulic. Kiedy trwały remonty, wiązało się to z wycinką drzew. W 2017 roku nastąpiło apogeum dewastacji. Doszło do tego, że Łódź, przebudowując ul. Pogonowskiego i zamieniając ją w szumnie nazwaną "ulicę-ogród", zaczęło od wycinki 17 dorodnych drzew, w tym gigantycznych topól, które u nasady miały 6 metrów obwodu. Coś we mnie pękło. Wtedy zacząłem się nimi zajmować i się o nich uczyć.
Lubię wracać do tekstu Remigiusza Okraski z magazynu "Pismo" sprzed kilku lat. Pisał w nim, że straciliśmy kontakt z przyrodą. Ostatnio podczas spacerów na wsi zacząłem zwracać uwagę, jak jest sucho. Uderzyło mnie, że nie byłem w stanie powiedzieć, czy tak było po zimie zawsze, czy tegoroczna susza jest większa - po prostu nie miałem porównania. Z drugiej strony na wsi jest łatwiej: przejeżdżam przez las i widzę ogromne obszary z wyciętymi drzewami. W mieście o podobne obserwacje na tak dużą skalę jest chyba trudniej?
To prawda. Uprzedmiotowialiśmy drzewa, co jest podstawowym problemem, jeśli chodzi o troskę o zieleń miejską. Przeciętny mieszkaniec traktuje drzewo jak przedmiot, który najczęściej przeszkadza: drzewa śmiecą. Gdy jest mokro, to liście spadają do kałuży, gniją i śmierdzą. Liście spadają na samochody. To ludziom przeszkadza.
Przestaliśmy sobie zdawać sprawę z tego, że komfort życia w mieście zależy od drzew, szczególnie tych dużych. Potem zmagamy się z konsekwencjami, jak choćby rosnąca liczba alergii. Dzieje się tak nie dlatego, że drzew jest za dużo, tylko wręcz odwrotnie, zaczyna ich brakować. To przecież one pochłaniają pyły i kurz. Wszystko zaczyna się od edukacji - a raczej jej braku.
Z drugiej strony drzewa w mieście są tak naturalnym widokiem, że aż trudno uwierzyć, że może zacząć ich brakować. Ale to się dzieje. Jakiś czas temu zauważyłem, że w ogłoszeniach dotyczących sprzedaży czy wynajmu mieszkań już w tytule pojawia się reklama, że mieszkanie ma widok na drzewo. Coś, co kiedyś było normą i standardem, staje się luksusem. Może dopiero teraz dlatego zaczynamy zauważać, co tracimy.
Ta sytuacja, że zieleń wokół nas jest normą, nie zrobiła się sama. Dzisiaj na PRL-owskich osiedlach super się mieszka, to zielone osiedla. Gdy je jednak budowano w latach 60-70., zobaczymy, że nie było drzew - potwierdzają to fotografie z tamtych okresów. Sprawdzając dokumenty zauważymy, że gdy kończyła się pierwsza wojna światowa, na ulicach Łodzi było raptem 3 tys. drzew. Dzisiaj będziemy mieli stukrotnie więcej.
To nie jest tak, że miasto było zielone od zawsze. Stało się takim dzięki działaniom przedwojennych zarządców, a potem ich następców w latach 50. i 60. To jest zresztą kolejny problem w ocenie zieleni w mieście: skupiamy się na krótkiej perspektywie. W tej okolicy, niedaleko nas, posadzone zostały ładne drzewa. Ale prawdziwie duże będą za 30 lat. Wtedy ludzie stwierdzą: "o, jaka piękna, zielona ulica". Teraz jednak brakuje nam drzew, które były wycinane wcześniej lub są wycinane teraz.
Według danych z 2018 Łódź była na czarnej liście miast: na jedno wycięte drzewo sadziło się mniej niż jedno nowe.
Teraz pewnie ten współczynnik jest trochę większy, choć dalej wycina się mnóstwo drzew. To największy ból świadomych mieszkańców: rozumieją, że szkodliwa jest wycinka drzew nie tylko w 2022, ale też tych, które poszły pod topór np. 10 lat temu. Nawet drzewo posadzone 20 lat temu nie urosło na tyle, żeby zastąpić te posadzone 80 lat temu, które wówczas zostało wycięte.
Przez to trudno być świadomym obywatelem. Miasto może pisać na Facebooku, że posadziło ileś drzew, a tymczasem przeciętny mieszkaniec nie ma pojęcia, co dzieje się w innym rejonie miasta czy nawet dalszej części osiedla. A tam może być przeprowadzana kolejna wycinka. Wasza aplikacja zmienia zasady gry – wszystko staje się czytelne jak na dłoni.
To jest dalekosiężny cel, który sobie postawiliśmy. W mapie dostępna jest opcja, żeby zobaczyć np. usunięte drzewa. Wtedy zobaczymy, jak wygląda rzeczywistość.
Kiedy rozmawiałem z ornitolożką zapytałem, czy w krótkim okresie możemy zobaczyć "wymieranie" ptaków, odchodzenie gatunków. Okazało się, że tak. Czy z drzewami jest podobnie?
Cykl życia np. wróbla jest bardzo krótki. Cykl życia drzewa jest bardzo długi. To też jest problem, bo porównujemy drzewo do życia ludzkiego. A przecież ono rośnie znacznie dłużej niż żyje człowiek. Podam prosty przykład. Podczas przebudowy ulicy Strzelców Kaniowskich, przy której rozmawiamy, podkopano kasztanowcom korzenie. I to w sposób barbarzyński. Drzewa tej wiosny wypuszczą liście - wola i chęć życia w drzewie jest olbrzymia.
Podejrzewam jednak, że większość tych drzew zdecydowanie wcześniej zrzuci liście. W przyszłym roku prawdopodobnie jedno po prostu uschnie, bo nie ma już korzeni, które by zapewniły odpowiednią ilość wody. W kolejnym - jeszcze jedno. I tak będą stopniowo, rok po roku, odchodzić z tej ulicy. Być może ktoś z mieszkańców zada sobie pytanie, co stało się z drzewami, które jeszcze niedawno tu stały. I dojdzie do wniosku, że tak miało być - drzewo uschło ze starości. Nikt nie będzie pamiętał o remoncie i uszkodzeniach, do których doszło. Drzewo reaguje na zmiany długo, nie od razu są one widoczne, często dopiero po kilku latach. Związek przyczynowo-skutkowy jest oczywisty, ale czas rozmywa odpowiedzialność i świadomość człowieka.
Brakuje nam zrozumienia, że drzewami trzeba się opiekować i zajmować systematycznie przez lata. Ktoś w maju powie: gdzie tu problem, kasztanowce pięknie kwitną. Teraz tak, ale co będzie za dwa lata? Tyle że nikt nie będzie pamiętał o remoncie.
Możemy więc tylko żałować, że taka aplikacja i mapa jak wasza powstała tak późno. Zastanawiam się, dlaczego miasto nie wpadło na podobny pomysł dużo wcześniej - musimy czekać na inicjatywy aktywistów.
W tym akurat nie widzę niczego złego. Owszem, fakt, że drzewa od lat nie są inwentaryzowane, jest moim zdaniem gigantycznym powodem do wstydu dla zarządcy. Od kilku miesięcy coś się zmienia i powstała mapa drzew, dostępna na stronach urzędu. Tyle że jest nieintuicyjna i zawiera stare dane. Rolą aktywistów jest tworzenie nowoczesnych i przyjaznych narzędzi.
Pierwsze wysiłki, by samemu inwentaryzować drzewa, podjęliśmy w 2017 roku. Wydrukowaliśmy podkłady mapowe i z nimi poszliśmy sprawdzać drzewa. Okazało się, ze zajmuje to wiele czasu. W pojedynkę było to uciążliwe. Dwa dni zajęło mi inwentaryzowanie drzew tylko na jednym odcinku ulicy Więckowskiego. Pomysł ewoluował, bo wiedzieliśmy, że w tej formie będzie to zbyt niewygodne.
Zobaczyliśmy wtedy mapę drzew przyulicznych Nowego Jorku. Zachwyciłem się nią. Była atrakcyjna i intuicyjna, a zaangażowanych w jej tworzenie było 6-7 tys. wolontariuszy. Zaczęliśmy więc kombinować, jak mogłaby wyglądać taka mapa dla Łodzi. Od 2019 roku szukałem możliwości sfinansowania projektu, które pojawiły się dopiero 1,5 roku temu. Trafiłem na znakomitych fachowców ze Studia Analiz Przestrzennych Plan B. Zaangażowali się na 500 procent. Nie tylko zrealizowali założenia, ale rozbudowali aplikację o pomysły, o których nawet nie marzyłem.
Dlaczego właściwie został przerwany proces inwentaryzacji drzew przez miasto? Ostatnia odbyła się pod koniec lat 80.
Odpowiedź nie jest prosta. W okresie PRL-u żyli jeszcze potomkowie dawnych zarządców zieleni. Ludzie etosowi, którzy rozumieli, że dbałość o miejską przyrodę jest jednym z najważniejszych zadań zarządcy miasta. Po 1989 z jakichś powodów się to zmieniło (wyjątkiem jest okres zarządzania łódzką zielenią przez Ogrodnika Miejskiego, dr Grażynę Ojrzyńską w latach 1990-2004). Uznano, że miejska przyroda nie jest aż tak ważnym tematem i zajęciem. Dlaczego tak się stało? Trudno to pojąć.
Doszło do tego - co jest dla mnie największym skandalem, jeśli chodzi o opiekowanie się zielenią - że najcenniejsze okazy, pomniki przyrody, nie mają od kilku lat swojego opiekuna w Łodzi. Nikt się nimi nie zajmuje. Jest jeden urzędnik, który odpowiada za kwestie formalne: przyznawania statusu pomnika przyrody zabytkowym drzewom, bądź zdejmowania tego tytułu, gdy drzewo ulegnie zniszczeniu. Nie ma jednak osoby doglądającej pomniki przyrody i zlecającej prace pielęgnacyjne. Skarby tego miasta zostały zostawione same sobie.
Aż trudno w to uwierzyć.
Coś takiego z nami Polakami się stało, że jako społeczeństwo nie widzimy potrzeby dbania o drzewa. To nie wymaga gigantycznych pieniędzy czy armii ludzi. Zestawiając budżet zarządzania zielenią z budżetem zarządzania drogami zobaczymy ogromną przepaść. Wystarczyłoby ten pierwszy dwukrotnie, trzykrotnie zwiększyć, by poprawić sytuację. Ale co po? Drzewa, pomniki przyrody? Posadzi się nowe. Da się to marketingowo ograć na Facebooku.
Zmiany ustrojowe przewijały się w moich rozmowach o Paczkomatach, ptakach i teraz o drzewach. Zawsze w tym samym kontekście: nagle przestaliśmy dbać o dobro wspólne, po 1989 najważniejszy był czubek własnego nosa.
Sięgnąć można jeszcze głębiej. W starożytności nie było rozróżnienia pomiędzy "pięknym" a "dobrym". Jeśli coś było piękne to było dobre, jeśli coś było dobre - było piękne. Od XVIII wieku zaczęły się te dwie dziedziny się rozjeżdżać. Dziś rozjechały się totalnie. Przestaliśmy kojarzyć i łączyć estetykę z tym, co jest dobre, a co złe. To widać choćby po tym, jak wyglądają dzisiejsze miasta. Ma być "ładnie" – nieważnie, czy to jest użyteczne, czy sprzyja mieszkańcom. Ważne, że się "podoba".
To tłumaczy zjawisko betonozy.
Krzaki nie są ładne. Trawnik krótko przystrzyżony - owszem, tak pokazują foldery reklamowe. A to, że krzak jest rezerwatem życia dla zwierząt i podnosi komfort naszego życia, przestaje się liczyć. Stare drzewa: spróchniałe, ze zniszczonym konarem - to się nie podoba. Nowe drzewo, świeżo posadzone, ogrodzone, schowane w żwirku, żeby nie wyrastały czasem chwasty, już jest "estetyczne". To przerażające.
Nie jest to jednak wyłącznie polska specyfika. Z drugiej strony, u nas nie ma bogatych tradycji mieszczańskich, które trzymają zachodnią Europę w ryzach, gdzie słucha się głosów kompetentnych zarządców. U nas jesteśmy na etapie narodzin takich autorytetów.
Być może wyłonią je sami mieszkańcy. Jak sprawdza się lokalne informacje, większość tematów o wycince drzew zapoczątkowywana jest przez lokalny protest. Świadomość ludzi chyba rośnie.
To prawda. Dla nas, jako twórców Mapy Drzew Łodzi, to duże źródło nadziei, że mapa wypali i będzie zaczynem większej zmiany społecznej. Liczymy na to, że mieszkańcy zaczną poznawać drzewa, przywiążą się do nich. Ale też trzeba pamiętać, że ludzie zaczynają zwracać uwagę na kryzys, bo widzą pierwsze efekty katastrofy klimatycznej. Na działkach reglamentowana jest woda, brakuje jej latem - niebawem to samo będzie w Łodzi. Jesteśmy w samym środku pustyni.
Poza wojną w Ukrainie tegoroczna wiosna to dla mnie widok podnoszących się tumanów kurzu, gdy jechało się fragmentem drogi ubłoconej przez samochody budujące łódzki tunel podziemnej kolei. Jako że przez ostatnie tygodnie nie padało, było tak sucho, że trzeba było używać wycieraczek, by zgarnąć kurz z szyb. Dlatego jedynym ratunkiem dla dużych miast są drzewa - sadzenie i niewycinanie ich. One nas uratują.
Z jednej strony rośnie świadomość, a z drugiej ciągle słyszymy o wycinkach drzew, jakich dokonują deweloperzy. Ciągle dochodzi do absurdów jak z inwestycją, w której blok ma być bramą do parku, w związku z czym... wycina się drzewa.
Deweloperzy działają tak, jak pozwala im na to publiczny zarządca zieleni. Jeżeli z jego strony nie ma jasnego sygnału, że nie ma zgody na niszczenie drzew, to deweloperzy będą bezkarni. Nie ma co liczyć na to, że biznes stanie się ekologicznie wrażliwy. Biznes trzeba do tego zmusić. Nie ma jednak ku temu woli po stronie zarówno samorządów, jak i prawodawcy.
Gdzie w takim razie szukać nadziei?
Sam liczę na mikro czy mezo działania. Mam nadzieję, że takim będzie właśnie nasza Mapa Drzew Łodzi, w tworzenie której zaangażują się setki bądź tysiące mieszkańców. Mamy świadomość, że to jest działanie, które będzie wymagało czasu. Nawet jeśli w ciągu 2-3 lat zinwentaryzujemy wszystkie drzewa w mieście - co jest ambitnym planem, ale załóżmy, że się powiedzie - to przecież drzewa chorują, są wycinane, są sadzone nowe. Ciągle trzeba je obserwować, kontrolować, sprawdzać, żeby mieszkańcy wiedzieli, że drzewo ma konkretną historię.
Właśnie dlatego w aplikacji mamy pole "historia" i "uwagi". Na przykład jeżeli ktoś wie, że dane drzewo sadził jego dziadek, to może to wpisać. Gdy zobaczy, że było leczone, może to zaznaczyć.
Trochę wybiegając w przyszłość: mapa może być potężnym narzędziem wpływającym na politykę miasta. Kiedy jakiś polityk powie, że drzewa np. na danym osiedlu są sadzone, będzie można szybko zweryfikować lub nawet przycisnąć go, odpowiadając, że wyciętych zostało jeszcze więcej.
Na to liczymy. Często politycy mówią, że sadzą "dużo drzew" i chwalą się liczbami. Teraz będzie wystarczyło kliknąć na mapę, wybrać osiedle i sprawdzić, że drzew jest np. 7,5 tys. Łatwo będzie to zestawić z przechwałkami i przekonać się, czy faktycznie mają rację. Nagle wyjdzie, że posadzenie np. 70 drzew to żaden sukces. Od samego początku podkreślamy, że Mapa Drzew Łodzi ma być narzędziem wywierania presji na osoby odpowiedzialne za zieleń w mieście.
Podstawą zmiany społecznej muszą być rzetelne dane - zbierane latami i weryfikowane. Mapa Drzew Łodzi to zapewni.
W trakcie ostatniej inwentaryzacji w Łodzi policzono, że najwięcej jest u nas lip krymskich. Ma pan typ, jakie drzewo będzie najczęściej spotykane teraz?
Lipy krymskie pewnie dalej mocno się trzymają i są odporne na warunki miejskie. Sadzone były w szpalerach - zawdzięczamy je Rogowiczowi i przedwojennym zarządcom zieleni, bo to oni sadzili je na potęgę, kierując się obserwacjami, że są odporne na warunki miejskie. Po wojnie też mieliśmy szczęście do zarządców zieleni i oni podążali tym krokiem, co przełożyło się na wynik. W roku 2006 prof. Janusz Hereźniak sporządził tabelę podsumowującą udział poszczególnych gatunków drzew w ogólnym zadrzewieniu przyulicznym Łodzi, z której wynika, że dominują klony (srebrzysty, pospolity), lipy (krymska), jesiony (pensylwański), kasztanowce i robinie białe. Jesteśmy w zespole bardzo ciekawi, jakie wyniki wyjdą dzisiaj.
Ma pan swoje ulubione drzewo w Łodzi?
Mogę powiedzieć, że mam ulubiony rodzaj: dęby. Mają nieprawdopodobny pokrój w stanie nieulistnionym. Zachwycają mnie cały rok. Lubię też robinie akacjowe (w odmianie Bessoniana). Sadził je na potęgę Rogowicz i jego następcy. W stanie nieulistnionym dają mi poczucie bycia na sawannie - mają specyficzne pogięte konary. A kora starej robinii to jest dzieło sztuki, podobnie jak dębów.
Tak naprawdę w każdym miesiącu mógłbym wskazać inne drzewo. Gdy w lipcu jedzie się wśród lip krymskich i czuje ich zapach - fantastyczna sprawa. A jak głogi kwitną to czynią świat pięknym i różowym.
Tak naprawdę każde drzewo jest piękne. I ciągle odkrywamy nowe piękno, patrząc na miasto inaczej. Chcąc nie chcąc gdy inwentaryzuje się drzewa trzeba przystanąć, obserwować – na pięć minut świat musi przestać istnieć, zostaje tylko to drzewo. Sam jestem ciekawy, ilu "świrów" odkryje tę pasję. Jak ktoś zacznie patrzeć świadomie na drzewa, to zostaje wariatem do końca życia.