Lotnisko traci miliony, ale przyleciał znany aktor. Najdziwniejsza obrona, jaką słyszałem
Co tam milionowe straty - przynajmniej celebryta miał wygodnie!

Łódź odwiedził znany hollywoodzki aktor – tym razem George Clooney nie przybył po to, aby zagrać w filmie, ale żeby opowiedzieć o demokracji. Jeden z radnych zauważył, że samolot, którym przybył gwiazdor, prawdopodobnie jest najodleglejszym gościem łódzkiego lotniska. Jeszcze z tak daleka żadna maszyna nie przyleciała.
Zdaniem lokalnego polityka to dowód na to, że Łódź zasługuje na lotnisko. Gdyby nie port, być może hollywoodzki aktor nie dałby się skusić na uczestnictwo w wydarzeniu. A tak – przyleciał prosto z Los Angeles, bez przesiadki do limuzyny w Warszawie.
Dlaczego jednak ktoś miałby kwestionować sens istnienia łódzkiego lotniska? Problem w tym, że argument na "nie" jest bardzo mocny. "Rynek Lotniczy" wyliczał, że tylko w 2024 r. strata łódzkiego portu wyniosła 35 mln zł. Łączna z ostatnich kilku lat to już ponad 305 mln zł. Wprawdzie rośnie liczba pasażerów, ale ciągle daleko do tego, by wyjść na prostą.
Ale hej – przynajmniej hollywoodzki aktor miał wygodniej!
Warto było, prawda? Tym bardziej że celebryta przyleciał prywatnym samolotem, a wpływ takich lotów na środowisko jest niestety duży.
Rozumiem, co lokalny polityk miał na myśli. Lotnisko, szczególnie w dużym mieście, to prestiż. Przykład ze znanym aktorem jest moim zdaniem jednak wielce niefortunny, a nawet oburzający. Myślę, że przeżylibyśmy w Łodzi, gdyby George Clooney jednak powiedział "pas". Miło, że wpadł, ale lista gości odwiedzających miasto jest zacna i nie on pierwszy, ani nie ostatni, który zechce odwiedzić miasto i powiedzieć o nim coś miłego. Promocja? Podejrzewam, że Clooney jeździ całkiem sporo po świecie, ale jakoś nie jestem w stanie wskazać innych wybieranych przez niego miast. Obawiam się, że w Ameryce też mogą przegapić informację o wykładzie w Łodzi – a jeśli już kojarzą miasto, to z innych rzeczy.
Tyle że wbrew pozorom słowa radnego są ważne, bo pokazują prawdę o trudnych relacjach miast z lotniskami. Łódź wcale nie jest wyjątkiem. Nie tylko tutaj dokłada się do interesu. Z niedawnego raportu opublikowanego przez spółkę Polskie Porty Lotnicze wynikało, że aż 8 z 15 lotnisk zarządzanych przez PPL przyniosło w 2024 r. stratę. Luksus i prestiż kosztują. I to niemało.
Lotniska tracą, ale... i tak się opłacają
Autorzy opracowania zwracali uwagę na wpływ katalityczny. Mowa tutaj o pozytywnym wpływie na otoczenie, czyli np. rozwój turystyki, logistyki, handlu i innych usług. Mimo straty pieniędzy są inne korzyści, dzięki którym lotniska się zwracają.
- Zysk jest bardzo ważny i na nim skupia się każda spółka, ale warto spojrzeć na porty lotnicze w szerszym ujęciu. Radom, który prawie zamyka stawkę z kwotą 47 mln zł straty, ma pozytywny wpływ katalityczny na region rzędu 900 mln zł – tłumaczył członek zarządu PPL Adam Sanocki.
Trochę jednak szkoda, że trzeba pocieszać się takimi rzeczami
Z punktu widzenia mieszkańca prestiż i niewidoczne na pierwszy rzut oka zyski to wbrew pozorom trochę mało. Zdarzało mi się lecieć z łódzkiego lotniska i przylatywać prosto do domu. To wygodne, ale okazji ku temu jest niedużo, bo siatka połączeń dalej jest skromna. Lotniska jak łódzkie wiszą na tanich liniach lotniczych, licząc na to, że te łaskawie na nie spojrzą. Inaczej będzie hulał wiatr przez większą część dnia.
Czy prestiż to wynagradza? Czy gdyby np. w Łodzi nie byłoby lotniska, nie odbyłyby się koncerty, sportowe imprezy? Może tak, może nie – nie sprawdzimy tego. Nie jestem zwolennikiem drastycznych kroków w postaci likwidacji, ale trudno nie zauważyć tego, że wielu pasażerów i tak musi dojeżdżać do innych portów, bo liczba połączeń nie zadowala.
Chociaż rozumiem aspiracje, to czasami mam wątpliwości. Szczególnie w sytuacji, gdy argumentem na tak ma być przylot jednego aktora.







































