Dziewiąta planeta od Słońca wciąż nieuchwytna. Czy to tylko złudzenie?
Poszukiwania dziewiątej planety Układu Słonecznego wciąż trwają, ale szanse na jej odnalezienie maleją.
Do 2006 roku Układ Słoneczny składał się z jednej gwiazdy i dziewięciu planet. Międzynarodowa Unia Astronomiczna postanowiła jednak zmienić ten stan rzeczy i ostatecznie ze spisu planet, ku oburzeniu części środowiska naukowego i szerokiej opinii publicznej, wykreśliła Plutona ze spisu planet. Obiekt ten trafił do zupełnie nowej kategorii planet karłowatych. W tejże grupie też znalazły się takie obiekty jak Ceres, Haumea, Eris, czy Makemake.
Wiele innych obiektów (takich jak Sedna, Orkus, Quaoar czy Gonggong) odkrytych w Pasie Kuipera rozciągającym się za orbitą Neptuna także może z czasem dołączyć do tej grupy.
Można by było zatem pomyśleć, że historia dziewiątej planety Układu Słonecznego zakończyła się w 2006 roku. Nic bardziej mylnego. Od wielu lat naukowcy podejrzewają, że w Układzie Słonecznym faktycznie istnieje jeszcze jeden obiekt, który potencjalnie może być prawdziwą dziewiątą planetą Układu Słonecznego. Problem w tym, że jak na razie nie udało się go odnaleźć.
Najsilniejszym dowodem wskazującym na istnienie planety są orbity części obiektów Pasa Kuipera, które wyglądają tak, jakby grawitacyjnie zaburzał je masywny obiekt planetarny znajdujący się w dużej odległości od Słońca. Problem w tym, że dane dot. tych orbit obciążone są dużymi niepewnościami statystycznymi.
Planeta 9 czyli co?
Opierając się o szczątkowe dane dot. orbit małych obiektów Pasa Kuipera naukowcy szacują, że potencjalna dziewiąta planeta, która miałaby na nie wpływać musiałaby mieć masę od 5 do 10 razy większą od Ziemi i okrążać Słońce w odległości 400 do 800 jednostek astronomicznych (AU). Dla porównania Ziemia znajduje się w odległości 1 AU od Słońca, a Neptun, aktualnie ostatnie planeta Układu Słonecznego - w odległości 30 AU.
Mówimy zatem o planecie znajdującej się nawet dziesięć razy dalej od Słońca niż Neptun. Tak duża odległość może wskazywać dlaczego wciąż planety nie udało się odkryć. W tak dużej odległości planeta byłaby zbyt ciemna, aby odkryć ją za pomocą nawet najsilniejszych teleskopów naziemnych i kosmicznych. Ilość światła padającego na powierzchnię planety jest odwrotnie proporcjonalna do kwadratu odległości od Słońca. Co więcej, tylko część padającego na potencjalną planetę światła odbijana jest z powrotem w przestrzeń kosmiczną i po raz kolejny musi pokonać 400-800 AU w kierunku Ziemi.
A gdyby tak poszukać w podczerwieni?
Naukowcy faktycznie uważają, że potencjalna planeta mogłaby emitować więcej promieniowania podczerwonego niż widzialnego, a więc teoretycznie w tym pasmie promieniowania łatwiej byłoby ją znaleźć. Poszukiwania takie prowadzono już za pomocą teleskopu WISE, a teraz także za pomocą 6-metrowego Atacama Cosmology Telescope.
Przez ostatnie sześć lat naukowcy przeczesali aż 87 proc. nieba widocznego z półkuli południowej i… znaleźli około 3500 potencjalnie obiecujących obiektów, jednak żadnego z nich nie udało się ostatecznie potwierdzić. Prawdopodobieństwo tego, że na przeszukanym obszarze nie ma Planety 9 o wyżej wymienionych parametrach oszacowano na 95 proc.
Dla naukowców to jeszcze nie koniec poszukiwań. Można nawet powiedzieć, że im bardziej planety nie ma, tym uparciej naukowcy będą jej poszukiwać. Warto też wspomnieć, że na przestrzeni ostatnich kilku lat pojawiło się kilka ciekawych teorii dot. tego obiektu. W 2018 r. naukowcy z Carnegie sugerowali, że obiektem odkształcającym orbity małych ciał Układu Słonecznego może być nie planeta, a mała czarna dziura o masie 10 mas Ziemi. Taka mikroskopijna czarna dziura miałaby masę wystarczającą do zaburzania orbit, a jednocześnie byłaby całkowicie niewykrywalna z Ziemi. W takim przypadku, aby potwierdzić istnienie owej czarnej dziury, konieczne byłoby wysłanie chmary miniaturowych sond kosmicznych i uważne śledzenie trajektorii ich lotu. Przelatując w pobliżu czarnej dziury, owe trajektorie uległyby odkształceniu i mogłyby potwierdzić obecność masywnego obiektu. Na to jednak przyjdzie nam jeszcze poczekać. Jak na razie naukowcy skupiają się na dokładnym przeczesywaniu nieba i poszukiwaniu planety. Być może za jakiś czas okaże się, że faktycznie obserwujemy już granice wszechświata, a nie dostrzegaliśmy masywnej superziemi na swoim kosmicznym podwórku.